Chińskie lampki poraziły dziecko
Siedmiolatka z Rybnika została porażona chińskimi lampkami zakupionymi w tzw. chińskim centrum. Kierownictwo sklepu odsyła ojca do producenta.
Chińskie centra powstają w polskich miastach jak grzyby po deszczu. Importowane w ogromnych ilościach towary można kupić o wiele taniej niż w konkurencyjnych marketach. Chińczycy zarabiają na niewielkiej marży, ale dużej liczbie sprzedanych towarów. Chińskie lampki wpadły w oko żonie pana Tomka (nazwisko do wiadomości redakcji). Kolorowe światełka miały trafić do pokoju dziecka. Po zakupach siedmiolatka zabrała właśnie zakupione lampki do swojego pokoju. – Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk z pokoju córki. Okazało się, że poraził ją prąd. Gdy przyjrzałem się diodom zauważyłem, że na kilku brak jest izolacji, wystają nieizolowane przewody – mówi rybniczanin. Dziecko z oparzeniami trafiło do lekarza, który opatrzył poparzone palce. Pan Tomasz udał się do centrum chińskiego. – Usłyszałem, że mam się z pretensjami zwrócić do producenta, a sklep nie jest niczemu winny – mówi ojciec poszkodowanej dziewczynki.
Udaliśmy się do sklepu gdzie zostały zakupione lampki. – Sprzedajemy ich setki, jeśli nie tysiące i to pierwszy taki przypadek. Wszystko sprawdzamy czy działa przed sprzedażą. Te lampki działały, jednak jak widać, zostały źle wykonane. Przede wszystkim dziecko nie powinno bawić się urządzeniem elektrycznym – mówi szef centrum chińskiego. Na pudełku lampek widoczny jest znak CE, który ma oznaczać certyfikat bezpieczeństwa. Coraz częściej producenci wykorzystują ten znak, minimalnie go modyfikując i tłumacząc go jako China Export. To oczywiste wprowadzanie konsumenta w błąd i unikanie kosztownego certyfikowania urządzeń. Dane z pudełka lampek prowadzą do Wólki Kosowskiej, wielkiego centrum gdzie mieszczą się tysiące chińskich firm. – Jeśli towar był wadliwy, należy się tym państwu wymiana towaru lub zwrot pieniędzy. Prawo konsumenckie nie przewiduje odszkodowania. O to mogą walczyć jedynie na drodze cywilnej – mówi nam Sonia Karwot, Powiatowy Rzecznik Praw Konsumenta w Rybniku. Pan Tomasz zapowiada, że nie popuści i zgłosi sprawę organom ścigania. – Gdybyśmy nie usłyszeli krzyku córki, mogłoby dojść do tragedii – mówi mężczyzna.
Czy chińskie lampki rzeczywiście mogą być niebezpieczne? Te, które miały porazić siedmiolatkę zabraliśmy do fachowca. Pomiarów podjął się rybniczanin Michał Zimny z Panda Automation. – To konstrukcja typowa dla lampek. Składa się z prostego układu prostowniczego i trzech obwodów. Napięcie jest różne w zależności od lokalizacji diody w układzie. Najwyższe jest przy wtyczce, a najniższe przy ostatniej diodzie, lub odwrotnie, w zależności od orientacji wtyczki w gniazdku. W dostarczonych lampkach uszkodzonych jest kilka diod, więc nie wiemy, które złapało dziecko. Przy cienkiej skórze dziecka, niebezpieczne może być już napięcie rzędu kilkudziesięciu voltów, choć w tym układzie są miejsca gdzie napięcie osiąga poziom zbliżony do dwustu voltów, a więc już realnie zagrażające życiu nie tylko dziecka ale i osoby dorosłej.
(acz)
Najnowsze komentarze