środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Epokę wojnaryzmu mamy już za sobą

25.11.2014 00:00 red

Miał startować w wyborach jako kandydat PiS, ale sam zrezygnował.

Robert Myśliwy w poprzednich wyborach miał zaskakujące drugie miejsce, w radzie miasta przez 2 kadencje zdążył poznać koalicję i opozycję aż został radnym niezależnym. Był najaktywniejszy na sesjach. Przygodę z samorządem już zakończył, ale jego oświadczenie w internecie o tym kogo poprze 30 listopada wywołało burzę.

Prezydentka czy prezydent – co lepsze dla Raciborza?

Robert Myśliwy: należy iść po władzę po coś, nie tylko dla niej samej.

Robert Myśliwy, radny miejski dwóch kadencji i kandydat na prezydenta miasta w poprzednich wyborach ocenia Mirosława Lenka i Annę Ronin ubiegających się o fotel włodarza Raciborza w II turze wyborów.

– Po zakończeniu kandencji wycofał się pan z polityki i nie chciał angażować w kampanię kolegów. Dlaczego znany raciborzanin o takim potencjalne politycznym skierował się na boczny tor?

– By działać w polityce, trzeba mieć dwie rzeczy: dobre cele i dobrych ludzi. Polityka to gra drużynowa, a dobry zespół jest gwarantem realizacji ambitnych zamierzeń. Gdy spojrzy się na programy kandydatów, to cele mają imponujące. Chcą rozwoju Raciborza, nowych miejsc pracy, inwestycji i poprawy jakości życia w mieście. Niebagatelne więc wydaje się pytanie o zespół. Ja postanowiłem wycofać się z polityki, gdy stwierdziłem, że ja i moje zaplecze nie gwarantujemy lepszej jakości rządów. Należy iść po władzę po coś, nie tylko dla niej samej.

– Niemal na finiszu walki wyborczej o fotel prezydenta oświadczył pan na swoim facebooku, że poprze Mirosława Lenka. Był pan wcześniej w opozycji, krytykował go. Skąd teraz takie stanowisko?

– Nigdy nie oceniałem Mirosława Lenka jako człowieka, ale krytykowałem go za popełniane błędy. Kontestowałem też niektóre decyzje personalne urzędującego prezydenta. Gdy jednak dziś patrzę na CV obu kandydatów, na ich doświadczenie zawodowe i samorządowe, a nade wszystko na zaplecze polityczne, to w pierwszej kolejności dostrzegam doświadczonego urzędnika i polityka z grupą radnych mających rozeznanie w samorządzie. Postawienie na Mirosława Lenka w mojej opinii gwarantuje miastu w miarę dobrą kontynuację. Patrzę na to jako radny opozycji. Potencjał Anny Ronin to ciekawy program gospodarczy, choć w mojej opinii uszyty nieco na wyrost. Należałoby najpierw dokładnie wczytać się w ustawę o samorządzie gminnym, zanim zarysuje się przed wyborcami tak szerokie perspektywy. Poza tym, stoją za nią ludzie „bez twarzy”, których kandydatka, z jakichś nieznanych mi powodów wciąż nie ujawnia opinii publicznej. Zastanawiają mnie te powody. Wybory samorządowe to nie randka w ciemno.

– Co takiego złego jest w zatajeniu informacji o swoim zapleczu? To przecież działania znane z biznesu, by ukryć je przed konkurencją.

– Już odpowiedziałem na to pytanie. Moim zdaniem dobry samorząd musi być oparty na jawności działań i dobrej komunikacji z ludźmi. U Anny Ronin nie dostrzegam ani jednego, ani drugiego. Jej sztabu nikt nie zna, a raciborzan namawia się, by 30 listopada kupili sobie kota w worku. Czy zatrudniłby pan w redakcji, kogoś, kto na rozmowie kwalifikacyjnej odmawia pokazania swoich referencji? Pani Ronin stara się o pracę u nas – wyborców i nie chce w pełni zaprezentować swojego potencjału. Mnie to co najmniej dziwi, a w zasadzie niepokoi.

– Bije pan tu na alarm, ale może to przesadna podejrzliwość? Pani Ronin zapowiada przecież szereg korzyści dla przedsiębiorczości w mieście.

– Gdyby to było takie proste to – proszę wybaczyć – tylko idiota nie skorzystałby wcześniej z takiej możliwości. W przeciwieństwie do niektórych radnych, ja wcale tak krytyczny wobec obecnego prezydenta i jego zaplecza nie jestem. Wolałbym, by przedsiębiorcy inwestowali w Raciborzu na transparentnych zasadach. Wolałbym, by nowo wybrany prezydent nie miał wobec nich długu wdzięczności. Dostrzegam tu po prostu pewne niebezpieczeństwa. To oczywiście nie oznacza, że Racibórz wolny jest od nich i dziś.

– Kandydatka Mniejszości Niemieckiej zyskała nadspodziewanie dobre poparcie. Może Racibórz potrzebuje zmian?

– Oczywiście, że potrzebuje. Ja jednak nie chcę, by rządził mną ten, czy inny specjalista od reklamy. Potrzebuję prezydenta z krwi i kości, a panią Annę Ronin – przy całym szacunku – postrzegam jako wytwór dobrze poprowadzonego projektu z marketingu politycznego. Wyborcy dotychczas niewiele o niej wiedzieli. Nie bardzo mogą się też dowiedzieć, kto ten projekt wymyślił i kto go finasuje.

– Jak pan widzi współpracę prezydentki z radnymi? Jest pan z wykształcenia politologiem, a przypadek pani Ronin jest wyjątkowy, bo nie wprowadziła do rady nikogo ze swych kandydatów. Tego jeszcze w Raciborzu nie było.

– Do skutecznego rządzenia miastem potrzebny jest prezydent z wizją i rada miasta w przeważającej części podzielająca jego poglądy. Biorąc pod uwagę polityczny skład nowego organu  przedstawicielskiego, na dziś nie widzę możliwości, by wokół prezydentki Anny Ronin mogła powstać stabilna koalicja większościowa.

– Mirosława Lenka kojarzy się z Tadeuszem Wojnarem, który budzi w mieście dużo kontrowersji. Wielu wyborców dlatego właśnie nie chce popierać Lenka. Jak pan chce ich przekonać do zmiany zdania?

– Nie zamierzam nikogo przekonywać. Każdy musi rozważyć to we własnym sumieniu. Tegoroczne wybory pokazały, że raciborzanie chcą zmian, a epokę wojnaryzmu mamy już chyba za sobą. Jej ikony znalazły się poza radą. Skład nowego samorządu daje nadzieję na lepszą współpracę i efektywniejszy samorząd. Doceniam duży potencjał nowo wybranych i to z obu stron.

– Pana oświadczenie na facebooku wywołało lawinę komentarzy. Jak Pan radzi sobie z falą krytyki?

– Cóż, żyjemy w wolnym kraju, w którym każdy może oświadczać sobie co zechce. Pani Ronin sugeruje, że można ponieść tego konsekwencje. Ja zważyłem obie kandydatury i wybrałem mniejsze zło. A w Internecie faktycznie próbuje się mnie za to pozbawiać godności; deprecjonowany jest mój dorobek samorządowy. Proszę wybaczyć porównanie, ale jeśli nawet przyjąć za fakt, że rządzi nami satrapa, nie oznacza to jeszcze, że warto  do miasta wpuszczać Hunów. A tak niestety zachowują się niektórzy internauci. To jednak bardziej im, niż mnie, wystawia złe świadectwo, niszcząc kulturę polityczną oraz lokalną demokrację. Patrząc w przyszłość będę bazował na pozytywnych komentarzach i to one będą budowały moją wiarę w ludzi.

Rozmawiał Mariusz Weidner

  • Numer: 47 (1176)
  • Data wydania: 25.11.14
Czytaj e-gazetę