Mamy wybór: dobro miasta albo wyborcze fantazje
Rozmowa z Mirosławem Lenkiem, prezydentem Raciborza od 2006 roku oraz kandydatem w tegorocznych wyborach na prezydenta Raciborza.
– Pańscy konkurenci idą do wyborów z wyborczymi hitami: turbiną na zbiorniku oraz fabryką BMW na naszej ziemi. Traktuje pan takie zapowiedzi na serio czy jako formę nieszkodliwych fantazji?
– W samorządzie potrzebne są wizje, ale żeby zaraz turbina na suchym zbiorniku, który może nigdy się nie napełni, czy komunalno-spółdzielcza farma fotowoltaiczna, nie wspominając fabryki BMW. Żeby ją zbudować potrzeba około 350 ha ziemi, kultury technicznej i interwencji podatkowej państwa. Tereny po cukrowni to zaledwie 7,5 ha.Może na początek wystarczyłyby instalacje fotowoltaiczne na potrzeby energetyczne gospodarstw domowych lub instytucji publicznych. Dobra będzie też fabryka śrub powstająca na obiektach dawnych warsztatów Rafako. Obiecać można wszystko, ale potem obietnice trzeba skutecznie zrealizować. Te bez pokrycia zaszkodzą miastu i doprowadzą do sytuacji, gdzie każdej kolejnej władzy bardzo trudno będzie uzyskać kredyt zaufania.
– Politycy są powszechnie znani z łamania wyborczych obietnic. Dlaczego w Raciborzu miałoby być inaczej?
– Wyborcy mają bardzo dobrą pamięć. Niejednokrotnie o tym się przekonałem. Miałem nawet hasło: z tego możecie mnie rozliczyć. Gdyby spojrzeć na tamte programy to widać co się udało zrobić. Życie weryfikuje i muszę przyznać, że niektórych planów bym już nie powtórzył, bo to miastu zwyczajnie niepotrzebne. Zawsze ktoś może się wyrwać z czymś, co spodoba się mieszkańcom, tylko trzeba zastanowić się czy Racibórz naprawdę tego potrzebuje. Czy nas na to stać i czy to później utrzymamy. Proszę spojrzeć na baseny z Ostroga, które straszą do dziś. Więcej takich niewypałów nam nie trzeba, co ważne, nie stać nas na marnowanie publicznych pieniędzy.
– Dwoje konkurentów do przejęcia władzy w mieście obiecuje sprowadzić do Raciborza nowych inwestorów, także zagranicznych. Jak pan odbiera takie zapowiedzi?
– Czekam na konkrety. Na razie słyszę tylko o dobrych chęciach. Nie wiem jak konkurenci chcą pozyskiwać inwestorów, bo jeśli skończy się na nieprzeszkadzaniu im w interesach, to nie wróżę tej strategii żadnego efektu. My jesteśmy otwarci na gospodarkę od dwóch kadencji i wiemy, że to nie wystarcza. Potrzeba osobistego zaangażowania ze strony władzy. Takiego samego, którego efektem było przekonanie prezesów Ramety i Koltechu, że inwestycja w strefie ekonomicznej im się opłaci. Dostosowaliśmy plan przestrzennego zagospodarowania miasta do potrzeb przedsiębiorców, organizujemy targi energii odnawialnej wspomagając raciborskie firmy solarne, konferencje i spotkania biznesowe. Udzielamy ulg w podatku od nieruchomości firmom tworzącym nowe miejsca pracy. Z moim osobistym zaangażowaniem w byłych warsztatach Rafako powstaje fabryka do produkcji śrub samochodowych.
– Pan może w tym zakresie pochwalić się konkretami dotyczącymi przeszłości, ale co z wizją dla miasta?
– Ona już nabiera realnych kształtów, bo przy ul. Bartka Lasoty powstaje nowa, mała strefa ekonomiczna. Będzie adresowana do mikroprzedsiębiorców, pojawi się kilkanaście działek do wykupienia. Ponadto złożyłem ofertę zakupu terenu po byłej cukrowni. Nie robiłem tego wcześniej, by zaczekać aż cena nieruchomości będzie bardziej przystawała do realiów. Publicznym groszem nie można szastać, trzeba go wydawać racjonalnie. Nawet w samorządzie nie można drożej kupować, żeby taniej sprzedać przedsiębiorcom. Do końca 2015 roku wyłoniona w partnerstwie publiczno-prywatnym firma Empol zbuduje za 14 mln zł instalację do przetwarzania odpadów komunalnych i da pracę ponad 30 mieszkańcom Raciborza. W planach firmy jest budowa zakładu produkcji paliw alternatywnych.
– Wśród argumentów używanych przez pańskich rywali wyborczych przewija się wątek zmian personalnych, bo nowi są lepsi od starych. Podoba się panu taka strategia?
– Mieszkaniec nie chce urzędnika, który się uczy, tylko takiego, który sprawnie go obsłuży. Stawiam też na ludzi młodych, średni wiek pracownika UM nie przekracza 40 lat. Trzydziestolatkom powierzyłem stanowiska spółek wodociągowej i drogowej. Aquaparkiem zarządza 28-latek. Wiek nie jest najważniejszy, liczą się kompetencje i doświadczenie.
– Przejdźmy do konkretów. W kampanii pojawił się wątek targowiska przy placu Dominikańskim, które miałoby powrócić do lat swojej świetności. Ma szansę?
– Samorząd od lat słucha środowiska osób tam handlujących. Obniżyliśmy stawki opłat do minimum, utrzymujemy i remontujemy powierzchnię handlową. Opłata ma już w zasadzie wyłącznie charakter porządkowy by eliminować dzikie targowiska. Problemem dla targowiska jest bliskość wielkich sieci detalicznych, obok są przecież Kaufland i Aldi z podobnym asortymentem i cenami. Dziś trudno drobnemu handlowcy rywalizować z takimi gigantami. Nie wiem jak konkurencja polityczna chciałaby ożywić targowisko, ale warto mieć świadomość, że rezygnacja z opłat w ogóle wywoła protest okolicznych sklepów, które płacą czynsz i podatki. To postawi ich przecież w nierównej sytuacji względem targu. Gdyby im także zdjąć opłaty? I tak są symboliczne, a większość lokali w centrum to zasób prywatny. Każde działanie rodzi konsekwencje. Ja zdaję sobie z nich sprawę.
– Opozycja nie od dziś zarzuca rządzącym, że skupiają się na igrzyskach i rozrywce i chce zabrać urzędnikom pieniądze by dostały je stowarzyszenia. Może to lepsze rozwiązanie?
– Czy aby na pewno stowarzyszenia osadzone w ruchu amatorskim będą to robiły lepiej niż wykształcona i doświadczona kadra placówek kultury? Mam wątpliwości, a podeprę się frekwencją na imprezach RCK, biblioteki czy muzeum i przedsięwzięciach trzeciego sektora. Na pierwszych są tłumy, na drugich pełno wolnych miejsc. W rankingach dotyczących wielkości wsparcia działań organizacji pozarządowych Racibórz lokuje się na czołowym miejscu.
– Modny w Polsce staje się budżet obywatelski, gdzie mieszkańcy sami decydują o wydatkach samorządu. Dlaczego nie ma go w Raciborzu?
– To nieprawda, bo już od dawna stosujemy go w mieście. Zawsze podkreślam, że nie powinniśmy ślepo kopiować wzorców z metropolii. W trakcie corocznych spotkań z mieszkańcami jest bezpośrednia okazja by zgłosić konkretny projekt lub inwestycję i umiejscowić ją w kalendarzu do realizacji. Dyskutuję z raciborzanami, regularnie przez dwie kadencje. Wiadomo powszechnie, że jesienią Lenk rusza na dzielnice, zaprasza mieszkańców na spotkania i rozlicza się z pracy samorządu. Nie jeżdżę tam sam, towarzyszy mi zespół ekspertów z zakresu dróg, inwestycji i oświaty. Słuchamy, notujemy i wpisujemy zadania do budżetu. To średnio 10 spotkań rocznie, a poza tym konsultacje wielomilionowych projektów, jak aquapark czy skwer prałata Pieczki, dostęp do autostrady A1 i północna obwodnica miasta, których wygląd, funkcje i przebieg omawialiśmy w szerokim gronie z udziałem mieszkańców. Wkrótce spotkamy się w tej formule w sprawie przyszłości placu Długosza. Czym różni się taka formuła od budżetu obywatelskiego?
– W tej kadencji wytykano panu, że realizuje pomysły autorstwa opozycji. Co pan sądzi o tej krytyce?
–To dla mnie komplement. Przecież realizują z moją pomocą to, z czym szli na ustach do wyborów. To czyni ich skutecznymi samorządowcami. Przecież jestem prezydentem wszystkich raciborzan i z dumą wdrażam potrzebne miastu rozwiązania. Niezależnie czyjego są pomysłu. Wyborcy zagłosowali na swoich wybrańców by robili coś dobrego dla miasta. Jeśli to się dzieje, to nieważne kto jest autorem pomysłu, tylko czy projekt dojdzie do realizacji. Kto myśli inaczej, skupia się na karierze osobistej i nie dba o przyszłość Raciborza.
– Wiele punktów z programów konkurentów zapowiada kontynuację polityki Mirosława Lenka. Cieszy to pana?
– Jeżeli oponenci kopiują politykę obecnych władz to mam nadzieję, że nie robią tego tylko dlatego, że sami nie mają nic lepszego do zaproponowania poza wyborczymi fantazjami. Cieszą mnie sformułowania typu „doceniamy dokonania obecnego prezydenta”, czy „będziemy kontynuować politykę modernizacji dróg, chodników, szkół i przedszkoli”.
– Jest coś co nie podoba się panu w tegorocznych wyborach?
– Martwi mnie jedna rzecz. Ktoś kto głośno mówi o zatroskaniu losami Raciborza jednocześnie zabezpiecza się startem do rady miasta czy powiatu. To wygląda na kalkulację polityczną. Jeśli ktoś staje do walki o władzę w mieście, nie powinien zostawiać sobie furtki na wypadek porażki. Ja tego nie zrobiłem, stawiam wszystko na jedną szalę. Wyborcy mają jasność co do moich intencji. W przypadku konkurentów już tak nie jest, bo trochę chce rządzić miastem, a trochę dostać się do rady powiatu czy miasta. To w końcu co jest naprawdę dla nich ważne? Nie podoba mi się też język kampanii wyborczej. Nigdy nie budowałem swojej pozycji na często bezzasadnej krytyce poprzedników.
Najnowsze komentarze