środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Twardziele ze Studziennej

28.10.2014 00:00 red

Niestraszne im gwałtowne i brutalne starcia z rywalem, których w meczu można naliczyć setki, nie boją się obić i stłuczeń, które nie ominą nikogo. W czasie spotkania drużyna jest maszyną działającą jak szwajcarski zegarek, a buzującą w krwi adrenalinę, zawodnicy mogą przekuć tylko w jedno – zwycięstwo. Dla jednych to treść życia, dla innych sposób na odreagowanie zmartwień dnia codziennego. To po prostu futbol amerykański.

Pół żartem, pół serio można by rzecz: futbol amerykański coraz mniej amerykański. Bo mimo, iż w Stanach Zjednoczonych to nadal sport narodowy, w ciągu ostatniej dekady coraz większy rozwój popularności tej dyscypliny notuje się w Europie. W Polsce obecny jest od 2004, kiedy to powstał Polski Związek Futbolu Amerykańskiego.

Przecieranie szlaków

Pięciu raciborzan – jeden cel: stworzyć w Raciborzu profesjonalną drużynę futbolu amerykańskiego. – Myśleliśmy o tym od jakiegoś czasu i w końcu stwierdziliśmy, że warto spróbować. Tym bardziej, że wiemy iż wielu mieszkańców naszego miasta jest zainteresowanych uprawianiem tej dyscypliny – mówią młodzi zapaleńcy niezbyt promowanego, ale, jak się okazuje, uprawianego przez spore grono Polaków, sportu. – Biorąc pod uwagę liczbę osób uprawiających tę dyscyplinę jest to drugi lub trzeci sport w naszym kraju. Wyprzedza go chyba tylko piłka nożna i – tutaj nie jesteśmy pewni – siatkówka. W Polsce funkcjonuje około 80 zespołów, skupionych w kilku ligach – tzw. topce, czyli TOPLIDZE, pierwszej i drugiej lidze oraz w „ósemce”, czyli lidze złożonej z drużyn, które dopiero zaczynają profesjonalne rozgrywki lub mają problemy kadrowe. Ponadto, istnieją rozgrywki juniorów, które rozwijają się bardzo dynamicznie – wymieniają raciborzanie: Mateusz Kustoś, Sylwester Rosik, Patryk Wyglenda, Sławomir Kustoś i Patryk Szach, którzy marzą o drużynie u siebie. Idą za wzorem większych ośrodków miejskich takich jak Rybnik, Gliwice, czy Wrocław, które swoimi ekipami futbolu amerykańskiego mogą pochwalić się od kilku lat. – Praktycznie wszyscy graliśmy w Rybniku, ja w czasie studiów także w Krakowie. Już kilka lat temu chciałem zorganizować ekipę w Raciborzu, ponieważ ciągłe dojazdy do innych miast były bardzo męczące i czasochłonne. Wtedy się nie udało, mam nadzieje, że teraz zrealizujemy swoje cele – mówi Sylwester Rosik który futbolem amerykańskim zainteresował się już jako dzieciak, rozgrywając „mecze swojego życia” na… konsoli.

Jak wspomina, w Krakowie na spotkania futbolistów przychodziło nawet kilkaset osób, w Rybniku na pierwszą ligę – około stu, dwustu. Mateusza Kustosia smuci fakt, że temat futbolu amerykańskiego nie jest obecny w ogólnopolskich mediach. – A szkoda, bo to bardzo widowiskowy sport, który w USA przyciąga przed telewizory miliony sympatyków. Wiadomo, Stany Zjednoczone to inna bajka niż Polska, ale dla przykładu: rozegrany dwa lata temu finał polskiej TOPLIGI zgromadził na Stadionie Narodowym w Warszawie więcej kibiców niż finał Pucharu Polski w piłce nożnej – porównuje Kustoś.

Stłuczenia to codzienność

Tak to już jest, że ludzi peszy nieznane. Jak twierdzą moi rozmówcy, futbol amerykański jest sportem na tyle specyficznym i niezakorzenionym w kulturze europejskiej, że nie każdy jest w stanie go pokochać, a nawet zrozumieć. – To skomplikowana dyscyplina. Nie tylko jeśli chodzi o samą grę, ale także o zasady – nie kryje Rosik. – No i dość kosztowna, szczególnie dla początkujących – dodaje Sylwester i kontynuuje: Za sam sprzęt średniej klasy zawodnik musi zapłacić około 1000 złotych. To bardzo często próg nie do przeskoczenia dla osób, które na razie chciałyby tylko spróbować gry.

Mówiąc o sprzęcie, Rosik pokazuje mi podstawowy ekwipunek każdego gracza. To właśnie z dosyć oryginalnego wyglądu: szerokich ochraniaczy kryjących klatkę piersiową i solidnego kasku, słyną zawodnicy tej dyscypliny. – Mamy ochraniacze na barki, biodra, kolana, nogi. Obowiązkowo korki, ale nie stalowe, ochraniacz na zęby, spodenki, pad – czyli „zbroja” , kask z kratą i rozciągliwa, ale wytrzymała koszulka. 

Paradoksalnie, w futbolu amerykańskim, który jest jednym z najbardziej kontaktowych sportów, poważnych kontuzji zdarza się jak na lekarstwo. – Ich liczba jest raczej porównywalna, o ile nie mniejsza niż w piłce nożnej. Za to jest więcej stłuczeń i obić. Taki urok tej gry – twierdzi z uśmiechem Mateusz Kustoś, dodając, że mimo powszechnej i aprobowanej brutalności na boisku, sędziom zdarza się odgwizdywać faule. – Walka jest normą, jednak istnieją jakieś granice. Przewinieniem jest na przykład łapanie rywala za kratę w kasku czy za kołnierz, ponieważ takie zagrania mogą doprowadzić do poważnych urazów. W tym miejscu trzeba jednak podkreśli, że zawodnika posiadającego piłkę można atakować bardziej „brutalnie” niż tego bez niej. Chodzi przecież o to, aby używając wszelkich metod, zabrać mu tę piłkę.

(Nie)zawodny mechanizm

Ale futbolistom niestraszne siniaki i rywalizacja na granicy ryzyka urazu. To twardzi ludzie… no, przynajmniej ci, którzy trenują z pasją i przede wszystkim – regularnie. Na te słowa na twarzy Sylwestra Rosika pojawia się lekki grymas. – Niektórzy nie chcieliby trenować, a wyłącznie przyjść na mecz sobie pograć. A to nie może tak wyglądać. Szczególnie w tym sporcie trening to podstawa. Nie chodzi wyłącznie o wyszkolenie fizyczne, ale o zgranie i taktykę – mówi raciborzanin. W tym miejscu, aby zrozumieć ciąg dalszy wypowiedzi Rosika, słów kilka o ustawieniu zespołu i roli jaką odgrywa każdy z zawodników. Drużyna podzielona jest na kilka formacji: ofensywną, defensywną i formację specjalną. W każdej z nich wyróżnić można pozycje, i to właśnie od tego, którą z nich na murawie zajmuje zawodnik, zależna jest jego rola. – Każdy z nas ma indywidualne zadania, które musi zrealizować, aby kolektyw, jakim jest zespół, mógł poprawnie funkcjonować. Drużyna musi działać jak szwajcarski zegarek, jeśli jeden trybik zawiedzie, wszystko się sypie – przyznaje Rosik i kontynuuje: Od momentu wznowienia gry, zaangażowany jest każdy – rozgrywający kreuje grę, zawodnicy z linii ataku chronią podającego, biegacze blokują rywali lub niosą piłkę itd. Dlatego ważne są treningi, które sprawiają, że się poznajemy, stajemy się – można powiedzieć – jedną sportową rodziną, której członkowie rozumieją się bez słów – podkreśla zawodnik. – Trzeba wypracować pewien mechanizm, umiejętność tak idealnej współpracy, że dany gracz instynktownie powinien wiedzieć, gdzie w danej chwili jest jego kolega, wyczuć co zamierza za moment zrobić, jak zagrać, gdzie pobiec. Dlatego w futbolu w większości przypadków spotkanie wygrywa zespół, który jest bardziej zgrany.

Duża liczba pozycji i ich różnorodność sprawiają, że futbol amerykański mogą uprawiać osoby o najbardziej skrajnych warunkach fizycznych, zarówno te ważące 130 jak i 65 kilogramów. – Nikt nie jest na straconej pozycji, każdy znajdzie swoje miejsce w zespole – przekonują raciborzanie. – Tutaj chodzi bardziej o przyswojenie sobie techniki, a także pasję i zacięcie, bo jeśli się czegoś chce, to jest się w stanie to zrobić. To dyscyplina, która sprawdza charakter. Jeśli zawodnik nie ma silnego charakteru – nic z tego nie będzie i nie ma sensu męczyć go na treningach. 

Piłka w piekle

Piękne widowisko rodzi się w istocie z chaosu. Gdy sędzia gwiżdże wznawiając grę, w głowach dwudziestu dwóch zawodników kłębi się jedynie myśl o wygranej. Wszystko dzieje się szybko i tylko z pozoru spontanicznie – piłka opada na murawę, a żądni zwycięstwa futboliści przystępują do wykonania powierzonego im planu. Ponad boisko niesie się tylko dźwięk ich krzyków i chrzęst uderzających o siebie kasków. W tym szaleństwie jest jednak metoda – Ta gra tylko wygląda chaotycznie, a tak naprawdę każdy z zespołów realizuje swoją strategię. Największy problem jest wtedy, gdy gubi się piłkę. W tym całym zamieszaniu czasem trudno ją zlokalizować, dlatego bardzo ważne jest, aby nauczyć się nie tracić jej z oczu, być skupionym i przewidywać akcję rywala.

Spotkanie składa się z czterech kwart, każda po 12 minut – to w teorii, bowiem praktyka wygląda zgoła inaczej. – Bardzo często mecz kończy się po dwóch, czasem trzech godzinach. Wszystko przez częste i dość długie przerwy techniczne, w czasie których następuje przestawianie łańcuchów, przyznawanie kar itp. Świetne jest to, że w futbolu amerykańskim praktycznie nie ma nierozstrzygniętych sytuacji. To znaczy, gdy jest jakiś faul, sędzia pokazuje, aby grać dalej, jednak po zakończeniu akcji wraca do tamtej sytuacji. Bardzo często sędziowie się naradzają, korzystają z powtórek, analizują każdy szczegół – tłumaczy Sylwester.

Ambitne plany na przyszłość

Okazuje się, że próbując utworzyć klub nie rzucili się z motyką na słońce. 11 października zorganizowali rekrutację. Na murawie boiska LKS Studzienna, na którym mają  w przyszłości trenować, stawiło się prawie trzydziestu kandydatów, a na ławkach wzdłuż linii bocznej zasiadło kilkudziesięciu widzów. Dla chłopaków ubiegających się o miejsce w drużynie, trening odbyty w czasie rekrutacji był prawdziwym sprawdzianem formy. Skoki, biegi na 10 i 40 jardów, pompki – wszystko po to, aby przetestować dyspozycję fizyczną przyszłych futbolistów. Jedni pojawili się na rekrutacji, aby zaspokoić ciekawość, zobaczyć z czym ten sport narodowy amerykanów się je, innych dyscyplina ta interesowała od dawna, i dziś cieszą się, że byli cierpliwi, bo wreszcie doczekali się drużyny w Raciborzu. – Frekwencja bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Wielu chłopaków zadeklarowało, że zostanie z nami dłużej – mówi zadowolony Sylwester Rosik.

W pierwszym roku działalności klubu raciborzanie chcieliby się skupić na treningach i meczach towarzyskich. Ale już dziś wiedzą, że nie ograniczą się tylko do tego. – Najpierw trzeba pokazać ludziom na czym futbol amerykański polega, później nauczyć ich grać, i jeśli wszystko będzie układać się dobrze, a drużyna będzie mieć potencjał, w planach mamy zgłoszenie jej do rozgrywek ligowych – zapowiadają.

Wojciech Kowalczyk

  • Numer: 43 (1172)
  • Data wydania: 28.10.14
Czytaj e-gazetę