środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Piotr Klima: Przez żołądek do wspomnień

14.10.2014 00:00 red

Wraca moda na kompoty, bo z napojami i sokami jest różnie. Nie potrafię zrozumieć, że w naszym regionie nie ma zakładu, który by je produkował (...) Czy nie lepiej brzmi made in Racibórz, niż made in... - pisze Piotr Klima, społecznik, aptekarz.

W latach 60 i 70-tych raciborszczyzna była zagłębiem warzywno-owocowym dla Śląska. Mój Ojciec Antoni, wówczas kierownik Ekspedycji Kolejowej zawsze wspominał, jak to codziennie odprawiali jeden pociąg płodów rolnych z Raciborza. Pamiętam jak mając 4-5 lat stałem w oknie naszego kolejowego domu przy ul. Pocztowej i liczyłem wagony przejeżdżających pociągów. Z tego i następnego mieszkania przy ul. Drzymały zapamiętałem też zapachy jakie wydzielały się z okolicznych zakładów: gorzelni, browaru, fabryki „Ślązak”, cukrowni (w okresie kampanii buraczanej strasznie śmierdziało) czy winiarni. W tamtych czasach wiele płodów rolnych trafiało też do miejscowego przemysłu przetwórczego, a stąd w postaci gotowych wyrobów były wysyłane na cały kraj. Dziś nie ma już tych zakładów, nowe nie powstały i nie ma takich skupów jak dawniej.

Co z nowymi uprawami ?Są odmiany winogron odporne na nasze złe warunki klimatyczne. Czesi mają w tym spore doświadczenie i nie tylko ci z południa. Kilku polskich rolników przed paroma laty podjęło ten temat w okolicy Gorzyc i Gorzyczek. Marzy mi się, aby rolnicy z Pogrzebienia założyli takie plantacje na zboczach okalających okolicę wzniesień. Jak powstanie zbiornik – „raciborskie morze”, to będzie jak ulał. Wypoczynek na kajaku czy żaglówce, a na otaczających wzgórzach piękne winnice jak w Toskanii.

Wraca moda na kompoty, bo z napojami i sokami jest różnie. Nie potrafię zrozumieć, że w naszym regionie nie ma zakładu, który by je produkował. Kupujemy kompoty agrestowe, wiśniowe,  czereśniowe, truskawkowe i jabłkowe. A cóż to jest kompot? Trochę owoców (których mamy w brud i gniją w ziemi), cukier (jeszcze do niedawna z naszej cukrowni) i woda (mamy doskonałe złoża).

A my kupujemy słoiki na 6-8 zł produkowane na drugim krańcu Polski. To samo dotyczy dżemów, konserwowanych warzyw i suszonych owoców. Czy nie lepiej brzmi made in Racibórz, niż made in...

Szkoda, że nie przywiązujemy odpowiedniej roli do tradycji, a takie mamy. Dobrym przykładem jest raciborski browar, w który warzy się piwo od prawie 500 lat (wg. podobnej technologii) ! Po pewnych kłopotach ze zbytem przed paroma laty właściciel postawił na jakość i promocję. Dziś nie może nastarczyć z produkcją, a nasze piwo można kupić (a do najtańszych nie należy) w różnych zakątkach kraju. Drugi przykład to raciborskie wódki. Zlikwidowano świetną gorzelnię, zakład zgruzowano. Kilku pracowników podjęło produkcję wódek i likierów (na bazie już niestety nie raciborskiego spirytusu) w innym obiekcie i mamy kolejny sukces – kilkanaście rodzajów wódek, nalewek i likierów, bardzo chwalonych przez znawców, które również można nabyć w innych regionach kraju.

A jak to jest z wodą? Kupujemy jej różne rodzaje w małych i większych plastikowych butelkach. Większość nawet nie pochodzi ze źródeł w znanych uzdrowiskach, tymczasem na ziemi raciborskiej mamy świetną wodę. Wielu pije ją prosto z kranu. Przez wiele lat płynęła drewnianymi rurami ze źródełka w Oborze do browaru. Pod nami ogromne pokłady ze źródeł oligoceńskich. Czy doprawdy tak trudno otworzyć zakład w którym by tę wodę butelkowano, nasycano gazem czy doprawiano owocowymi smakami ? Ileż to wody wypija miesięcznie ponad 100 tys. mieszkańców powiatu? Przecież te pieniądze powinny zostać na miejcu.

Wyjeżdżając na spotkania służbowe czy towarzyskie w różne regiony kraju i zagranicę zabieram ze sobą raciborskie wódki i piwa oraz doskonały chleb na liściu kapusty oraz „sernik raciborski”. Jedyny kłopot (dość miły) jest z tym, że później za kolejnym razem znów muszę przywieź ze sobą te raciborskie suweniry – tak smakują, że znajomi nie mogą się nachwalić. Chciałoby się również zawozić raciborski cukier w charakterystycznych formach (tzw. cukrowych głowach), po którym zostały jedynie wspomnienia.

Mam nadzieję, że doczekam czasów w których będę mógł się pochwalić raciborskim kompotem, powidłami, dżemem czy słoikami z konserwowanymi warzywami oraz świetną wodą. Już nie wspomnę o raciborskim nabiale, occie, musztardzie i innych podobnych artykułach. I to wszystko robił Racibórz!

  • Numer: 41 (1170)
  • Data wydania: 14.10.14
Czytaj e-gazetę