Siłaczka na Zaolziu
Pani Małgosia kupuje książkę Jarosława Jot-Drużyckiego pt. „Hospicjum Zaolzie” w znanej księgarni w Czeskim Cieszynie. Autor to młody dziennikarz i etnograf z Warszawy, jej znajomy, często z nim dyskutuje przy piwie. Na pytanie mieszkańców Zaolzia, po co tu przyjechał, odpowiada: Przyglądam się jak powoli umieracie.
To stwierdzenie boli Małgorzatę Rakowską, Polkę mieszkającą w Czeskim Cieszynie. Przez 37 lat była nauczycielką w polskiej szkole w Gnojniku. Dziś, już na emeryturze, aktywnie angażuje się, by polskość na tych terenach nie umarła. – Nie damy się! – odpowiada z determinacją i wzruszeniem.
Czujemy się Polakami
Mogę kochać Czechów, ale jestem Polką, jestem wychowana w kulturze polskiej, wszystko mam polskie – tak o sobie mówi pani Małgorzata. Wspomina w tym momencie swoją matkę Elżbietę, która pochodzi z Wieliczki i została absolwentką Seminarium Nauczycielskiego w Krakowie dokładnie w tym roku, kiedy Zaolzie administracyjnie należało do Polski. Pani Elżbieta dostała pracę w Karwinie. Tam poznała przyszłego męża. Sielanka nie trwała długo, już po roku znajomości wybucha wojna i pani Elżbieta wróciła do Wieliczki. Przez 7 lat korespondowała z narzeczonym. W 1945 r. młodzi wzięli ślub w Wieliczce i na stałe przenieśli się na Zaolzie do Karwiny. – Moja mama mówiła piękną polszczyzną. W domu rozmawialiśmy po polsku, słuchaliśmy polskiego radia, słuchowiska „Jeziorany”, oglądaliśmy programy Telewizji Katowice – wspomina pani Małgorzata, która na studiach miała wielu adoratorów, ale nie wyobrażała sobie, żeby on nie był Polakiem. Przyszłego męża Zygmunta Rakowskiego, poznała w Domu Polskim w Ostrawie. – Na tych ziemiach ludzie z dziada pradziada są Polakami, oni się tu urodzili, tu mieli swoje majątki, domy, ziemie. Czy to można wziąć na barki i przenieść w inne miejsce? Ktoś sztucznie wyznaczył jakieś granice, powiedział, że ta ziemia jest już w innym państwie, ale nasze majątki tu pozostały. My jesteśmy tutaj autochtonami, nie jesteśmy przyjezdnymi, ale z dziada pradziada jesteśmy stąd – podsumowuje pani Rakowska. Jako dyrektorka polskiej szkoły w Gnojniku, walczyła o projekt na rozbudowę budynku. Stara szkoła w Gnojniku wybudowana na posiadłości rodziny Rakowskich była już za mała. W 1995 r. konsul zaprosił na inaugurację roku szkolnego w Gnojniku ambasadora z Polski. Wspólnota Polska dała pieniądze na projekt, a czeskie władze wyraziły zgodę. W lutym 1999 r. rozpoczęła się rozbudowa nowej szkoły, a we wrześniu polskie dzieci rozpoczęły edukację w pięknym budynku. Pani Małgorzacie bardzo zależało na szkolnictwie i na młodym pokoleniu Polaków. W 1991 roku została prezesem Towarzystwa Nauczycieli Polskich w RC, m.in. dzięki temu udało się jej załatwić podręczniki z Polski. – Pamiętam, jak pod Zarząd Główny PZKO podjechał wielki tir i my nauczyciele, własnymi rękami rozładowaliśmy go, wnosząc podręczniki do „Dziupli”, a później dzieliliśmy podręczniki do poszczególnych klas. Było to dla nas ogromne przeżycie – wspomina.
Spuścizna po Wandzie
Pewnego popołudnia Małgorzata Rakowska otrzymała list od pani Wandy, Polki mieszkającej w Ligotce Kameralnej. To emerytowana lekarka w podeszłym wieku, właścicielka pięknego 100-letniego domu o nazwie Emaus. Willa została wybudowana w 1914 r., jest usytuowana na górzystych terenach Ligotki Kameralnej, jak sama nazwa miejscowości wskazuje, jest tam cicho, przyjemnie i malowniczo. Polska lekarka była samotna, nie miała rodziny. Chciała podarować tę willę pani Małgorzacie za jej walkę o polskość na Zaolziu. Ta informacja zaskoczyła panią Rakowską, nie znała dobrze pani Wandy, nie wierzyła w to, co czytała. Postanowiła bliżej ją poznać, odwiedzała w niedzielne popołudnia, przychodziła do niej na ciasteczka czy pogawędkę. Pani Wanda była wszechstronnie wykształconą osobą, miała ciekawe zainteresowania, pisała spektakle teatralne, wiersze, pięknie je recytowała, doskonale znała język polski, czeski i niemiecki. W jej pokoju była bogata biblioteka polskich książek, część z nich pani Wanda przekazała polskiej szkole w Gnojniku. Po śmierci polskiej lekarki, pani Rakowska rzeczywiście odziedziczyła 100-letnią willę i piękną parcelę wokół niej. Warto dodać, że była właścicielka zostawiła jeszcze pieniądze na remont. – Sprzątanie tego domu zajęło mi 2 lata, każda rzecz musiała przejść przez moje ręce, a szczególnie wartościowe książki. Ujął mnie np. kawałek papieru napisany odręcznie, był to XVIII-wieczny testament napisany w języku polskim – mówi nauczycielka. Ten dom pani Małgorzata przekształciła w piękny pensjonat, a nazwę Emaus pozostawiła. Jeden z jego apartamentów nosi nazwę „Wanda”. To na cześć byłej właścicielki, która doceniła walkę o polskość na Zaolziu.
Potrzebujemy was, by polskie korzenie tu przetrwały
Pani Małgorzata nie zgadza się ze stwierdzeniem, że polskość na Zaolziu umiera. Zdaje sobie sprawę, że z roku na rok Polaków jest tu coraz mniej. Mimo wszystko nie zniechęca się. Od 5 lat jest prezesem miejscowego koła Polskiego Związku Kulturowo-Oświatowego Cieszyn Centrum. Koło liczy 254 członków, jest w nim 19 młodych ludzi z Klubu Młodych, Chór Harfa, Klub Hobbystów. Razem z innymi członkami PZKO pani Małgorzata rozwiązuje też problemy polityczne, np. sprawę zamazywania tablic z polskimi nazwami miejscowości. Jak zaczęła pracować społecznie, to na pełnych obrotach. Zajmuje się działem kultury, organizuje festiwale, festyny, wycieczki do Polski, by kontakt z językiem polskim był żywy. – Jesteśmy dobrze zorganizowaną grupą Polaków na Zaolziu. Od nas biorą wzorce inne organizacje polonijne, które działają poza granicami Polski. My to robimy ponad 60 lat. Tu wystawa, tam teatr, tu spotkanie, tam jubileusz, czasem mówię, że nie mam czasu żyć, bo ciągle coś się dzieje. Dbamy o to, żeby ludzie na Zaolziu wiedzieli skąd pochodzą. Człowiek musi znać swoje korzenie, gdzie się urodził, gdzie są groby jego przodków – wyjaśnia pani Małgorzata. Jest dumna, że działalność polonijną wspiera młodzież. Podczas ostatniego spisu ludności w Czechach Ewa Farna użyczyła swojej twarzy i zachęcała młodych ludzi do utożsamiania się z Polską. W okolice Gnojnika co roku przyjeżdża na wakacyjny odpoczynek młodzież z Raciborza. Pani Rakowska cieszy się z tych wizyt, że słychać polskie rozmowy, śpiewy na tych terenach, że Polacy na Zaolziu mają kontakt z żywym ojczystym językiem. W tym roku występowała przed młodymi raciborzanami z multimedialną prelekcją o historii Zaolzia. Słuchacze mieli okazję usłyszeć i zobaczyć na czym polega patriotyzm, jak można być dumnym z tego, że jest się Polakiem. – Potrzebujemy was, waszego wsparcia, by polskie korzenie tu przetrwały – podsumowuje Małgorzata Rakowska.
Ewa Koczwara
Najnowsze komentarze