środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Inżynier na torach

02.09.2014 00:00 red

W rodzinie Adama Grzybowskiego bakcyl kolei przechodzi na co drugie pokolenie. Dróżnikami byli rodzice jego mamy, którzy całe życie mieszkali w domkach przy torach, a dziś koleją interesuje się wnuczek pana Adama, którego ulubioną lekturą jest album „Pociągi. 100 fotografii”.

– Z niego to będzie pewnie kolejarz – mówi dumny dziadek i pokazuje wielokrotnie posklejaną książkę, bez której mały Dawid nie potrafi się obejść.

Halo, tu toromistrz

Pamiątką po dziadku Władysławie Bąkowskim jest przedwojenny telefon, który dróżnik obchodowy nosił ze sobą by móc powiadomić dyżurnego o możliwym zagrożeniu. Na obudowie przydatna instrukcja obsługi: Przy naciśniętym przycisku rozmównym dmuchnąć do mikrofonu: w słuchawce powinien dać się słyszeć szum; po włączeniu aparatu w linię przedmuch w słuchawce słyszy się słabiej... – Kiedy w 1968 roku przyjmowałem się do pracy na kolei, takich telefonów już nie używano, bo między dyżurnym a maszynistą była łączność radiowa – tłumaczy mój rozmówca, który jak sam przyznaje, kolejarzem został z przypadku. – Pochodziłem ze wsi, więc swoją przyszłość chciałem związać z rolnictwem, ale że szkoły rolnicze i ogrodnicze były wtedy bardzo obłożone, dostałem się w końcu do Technikum Kolejowego w Bydgoszczy, które polecił mi szwagier – kolejarz. Na ostatnim roku zaczął się werbunek do pracy na Śląsku, gdzie młodym ludziom oferowano zwolnienie ze służby wojskowej i mieszkanie. – Mnie skusiło jednak coś innego. Byłem zapalonym kibicem żużla. Nasza Polonia Bydgoszcz wtedy dołowała, a ROW Rybnik miał najlepszych w kraju żużlowców, więc cieszyłem się, że będę mógł oglądać dobre mecze – wspomina ze śmiechem pan Adam, który po rocznym stażu został zastępcą zawiadowcy w Rybniku. Od 1981 roku pełnił zaś funkcję kontrolera ruchu drogowego, który obsługiwał odcinek Chałupki, Racibórz i Wodzisław. Z naszym miastem na dobre związał się w 1997 roku, gdy po przejściu Kazimierza Wojtowicza na emeryturę, został naczelnikiem sekcji drogowej.

Od pięciu lat pan Adam jest na emeryturze i teraz może się poświęcić swojej pasji, czyli gromadzeniu pamiątek związanych z koleją. – Kiedy odszedłem na zasłużony odpoczynek, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było zakupienie za pieniądze z odprawy sprzętu geodezyjnego, o którym zawsze marzyłem. Zdobyłem też skrypt Bohdana Cywińskiego „Drogi żelazne”, z którego uczyłem się podczas studiów podyplomowych na Politechnice Poznańskiej – mówi mój bohater. Dziś w swoich zbiorach ma też przedwojenne niemieckie książki, z których korzystali ludzie zajmujący się torami. – Jestem zachwycony poziomem tych podręczników. Korzystali z nich toromistrzowie nawet w czasach, gdy pojawiły się już książki polskie, ale daleko im było do tych z lat 20. i 30. Wiele z nich dostałem od Konrada Fiołki, który odchodząc na emeryturę przekazał mi je – opowiada pan Grzybowski, który ucząc się na Uniwersytecie Trzeciego Wieku języka niemieckiego, realizuje swoje kolejne marzenie.

Melduję, że zima łagodna

Oglądamy dokumenty kolejowej rodziny żony pana Adama, Danuty. Jej ojciec był maszynistą, dziadek kierownikiem pociągu a ona sama pracowała na kolei w strukturach zaopatrzenia. Jest wydane w 1964 roku prawo kierowania pojazdem trakcyjnym dla obywatela Jerzego Kowackiego i  legitymacja PKP z 1937 roku uprawniająca Stefanię Nadarzównę do „przejazdów kolejami państwowemi według ulg taryfowych dla pracowników kolei w klasie trzeciej”. Ciekawostką jest Książka meldunków akcji odśnieżnej. W okresie zimowym, czyli od 15 października do 31 marca dyżurny musiał codziennie zapisywać w niej temperaturę powietrza, kierunek wiatru, stan pogody i grubość warstwy śniegu z zaznaczeniem czy jest on suchy czy mokry. W razie srogiej zimy i obfitych opadów należało ściągnąć wojsko i zapisywać na jakiej linii i na którym kilometrze ruch pociągów jest zagrożony. – Kiedy byłem kontrolerem, sprawdzałem m.in. te meldunki i ich zgodność ze stanem rzeczywistym. Kolejarze żartowali, że za Grzybka, który był moim poprzednikiem, przyszedł Grzybowski – mówi pan Adam. Podczas pamiętnej zimy stulecia w 1979 roku jako jedynych w Polsce, kolejarzy ze Śląska aura nie zaskoczyła. – W innych regionach Polski pociągi nie kursowały, bo zostały zasypane, my byliśmy do takiej sytuacji przygotowani – tłumaczy pan Grzybowski, który wspomina ten okres jako bardzo gorący – Musiałem być przez cały czas pod telefonem. Nieodebranie go groziło wtedy poważnymi sankcjami służbowymi – dodaje.

Na archiwalnej fotografii pan Adam przemierza razem z żoną Danutą i toromistrzem z Nędzy Władysławem Witem międzynarodową trasę, na którą każdy kolejarz dostawał bezpłatną książeczkę. W książeczce wystawionej na pana Adama znajdują się blankiety na cztery przejazdy pociągami niemieckimi, włoskimi, jugosłowiańskimi, węgierskimi i czechosłowackimi. Na zdjęciu obok kolejarska warta ze sztandarem, którą pełni mój rozmówca. – To taka piękna tradycja, kultywowana na Śląsku, że każdego kolejarza w ostatniej jego drodze żegna poczet sztandarowy – mówi pan Adam i zamyśla się nad własną życiową drogą. – Wie pani, jak byłem młodym chłopakiem to myślałem, że skończenie studiów uwolni mnie od zakładowego mieszkania i pracy w jednym miejscu, że będę w końcu wolnym człowiekiem. Czas pokazał, że całe swoje zawodowe życie związałem jednak z koleją – puentuje Adam Grzybowski.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 35 (1164)
  • Data wydania: 02.09.14
Czytaj e-gazetę