Uwaga! Kobieta za kierownicą autobusu
Była młodą mama zarejestrowaną w urzędzie pracy, gdy zaproponowano jej, aby siadła za kierownicą autobusu miejskiego. – Ryzykowałam podpisując umowę. Jeśli nie zdałabym egzaminu lub przerwałabym kurs, musiałabym sama pokryć wszystkie koszty – mówi jeszcze dziś z trwogą raciborzanka Agnieszka Kostka.
Decyzję podjęła spontanicznie. – Wezwano mnie, poinformowano że potrzebują kierowcę autobusu. W zamian za to, że opłacą mi kurs, będę musiała odpracować sześć miesięcy w przedsiębiorstwie. Zgodziłam się bez zastanowienia. Dopiero gdy wyszłam z urzędu pracy, powiedziałam mężowi, że podpisałam umowę. „Co podpisałaś?” – dopytywał. Na kurs prawa jazdy. Ale przecież ty masz prawo jazdy!” Na autobusy. „... na jakie autobusy?” – opowiada o swej rozmowie ze zdziwionym mężem.
Przyznaje, że gdy jeździli w odwiedziny do rodziny, w dużych miastach widywała kobiety za kierownicą autobusów i podobało się jej to, co robiły więc pomyślała: „Czemu nie ja, przecież też mogę spróbować”. Swą decyzją zaskoczyła całą rodzinę. Dziś u innych mężczyzn wywołuje zazdrość. – Jak „rzucę” prawo jazdy na stół, to żaden chłop mi nie podskoczy – śmieje się i dodaje, że choć jest zawodowym kierowcą, gdy jadą prywatnym samochodem, mąż cały czas napomina ją: zwolnij, przyhamuj.
Trudne początki
Na pierwsze rozmowy do przedsiębiorstwa komunalnego w Raciborzu przyszły też inne kobiety. Odpowiadano na pytania, zapewniano pomoc, obiecano, że zmiany jazd dostosowane zostaną do potrzeb. W zajezdni, każdy mógł próbować sił za kierownicą autobusu. W tym czasie pani Agnieszka była na urlopie, dlatego nie miała okazji, sprawdzić się, jak inne panie.
Mile wspomina kurs, który rozpoczął się we wrześniu. Najbardziej podobały się jej jazdy. Pierwszym autobusem, na którym uczyły się kobiety był Autosan H9. – Pan Andrzej Wojciechowski to fantastyczny człowiek i super instruktor. Zaczęłyśmy od łuku. Jako pierwsza zaliczyłam plac manewrowy i pojechałam w miasto. Jazda do przodu nie sprawiała problemu. Gorzej było z cofaniem. Zastanawiałam się jak to inni robią, wydawało mi się, że nie dam rady. Wtedy instruktor powiedział: „Myślisz, że ja za pierwszym razem też umiałem i pokazał, jak należy kręcić kierownicą” – opowiada.
Musiała nauczyć się wszystkich przystanków, na które wcześniej, jako nie kierowca nie zwracała uwagi. – Gdy jadąc, któryś mijałam, instruktor krzyczał: „Wysiadają proszę pani”, wtedy szybko dawałam po „hamplach” – wspomina ze śmiechem.
Potem były jeszcze badania psychologiczne i lekarskie i oczywiście egzamin, na który pojechała z całą trójką swoich dzieci. – Pracę, po zdanym egzaminie, musiałam podjąć do miesiąca. W maju niemożliwe były zapisy dzieci do przedszkoli. Wynajęłam nianię. Z pierwszych zarobionych pieniędzy zostawało niewiele. Obiecywałam sobie, że przepracuję tyle ile muszę, ani dnia więcej – wspomina trudne początki. Obecnie pracuje siódmy rok i nie zrezygnowałaby za nic na świecie. Chwali dobre klimaty w pracy, przyjaźnie między kierowcami, a także pomoc jakiej udzielał szkolący ją kierowca Adam Rokita. Ponadto zrozumienie ze strony kierownictwa, które zawsze idzie pracownikom na rękę, gdy pojawiają się trudne sytuacje rodzinne sprawia, że pomimo innych propozycji zatrudnienia postanowiła zostać na stałe.
Kobiety nie gorsze od mężczyzn
Agnieszka Kostka jest ładna, miła i zawsze uśmiechnięta, trudno więc dziwić się, że pasażerowie ją lubią. – Ludzie zwykle są bardzo fajni. Przynoszą nam nawet prezenty. Od poetki, pani Marii Wojtczak, otrzymałam specjalny wiersz oraz tomik poezji, ale zdarzają się też swojskie jajka, kawa, miód, słodycze, ciasteczka i kołacze, a nawet skarpetki robione na drutach. Niektórzy wiedzą kiedy mam urodziny, a gdy się rozchorowałam znalazłam rogaliki cynamonowe na klamce mieszkania – mówi wzruszona.
Wydaje się, że pasażerowie wchodzą i wychodzą. Tymczasem często zatrzymują się, by opowiadać jej swoje historie. Bywa, że poznaje całe ich życie. Tak zaprzyjaźniła się ze starszym panem. – Zawsze był elegancki, pod krawatem, ogolony, pachnący. Jeździł na cmentarz. Kiedyś zapytał czy może zaczekać w autobusie. Przez trzy lata systematycznie towarzyszył mi w drodze, na urodziny i w Dzień Kobiet obdarowywał kwiatami, systematycznie nosił kawę w termosie i kanapki. Znali go wszyscy kierowcy, a moje dzieci mówiły do niego – dziadek. W ubiegłym roku rozchorował się i zmarł. Dziś ja odwiedzam go na cmentarzu – mówi z żalem.
Jako kierowca płci pięknej nie budzi lęku u pasażerów. Na drodze czasami zdarzają się jednak zabawne sytuacje. Kiedyś jadąc z zajezdni starym jelczem, czekała na skrzyżowaniu z ul. Piaskową, aby włączyć się do ruchu. Od dworca samochodem podróżował mężczyzna z siedzącą obok kobietą. Spojrzał na panią Agnieszkę, zatrzymał się i przepuścił. Kątem oka zobaczyła, jak towarzyszka „obdarowała” go potężnym kuksańcem w głowę. – Nieprawdą jest, że kobiety jeżdżą gorzej od mężczyzn, trzeba mieć żyłkę do jeżdżenia, chcieć i lubić to robić. Autobusem lepiej parkuję niż osobówką. Mam w nim duże rozbieżne lusterka i automatyczną skrzynię biegów – tłumaczy.
– Dziś autobusy są naprawdę fajne, w starych trochę wiało, ale nie było źle, czasami zabawnie było posłuchać, co komu zdarzyło się na linii – dodaje.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Pani Agnieszka doskonale dogaduje się ze swoim zmiennikiem, wspólnie dbają o autobus, sprzątają kabinę. Zakład ufundował kierowcom stroje firmowe. – W autobusie mam dodatkowe lusterko, przy którym mogę się umalować. Gdy więc zaśpię, wrzucam do torebki potrzebne kosmetyki – przyznaje.
Wspólnie ze zmiennikiem kontrolują stan techniczny autobusu. Mają nawet swojego mechanika, który zna pojazd. – Najbardziej zależy nam na bezpieczeństwie. Autobus musi być sprawny, mieć właściwe ogumienie. Na bieżąco sprawdzamy płyny. Jak pali się kontrolka klocków hamulcowych to nie wsiądę i nie pojadę. Wiozę ludzi, mam dzieci, chcę sama wrócić cała i zdrowa do domu – mówi z przekonaniem.
Kierowca autobusu musi też znać przepisy pasażerskie i rozeznać się w biletach np. na Kartę Rodzina+. Pani Agnieszka w biletach jest dobrze zorientowana, bo sama z karty korzysta. – Często ludzie nie wiedzą, że na kartę można jeździć wielokrotnie w mieście, natomiast wyjeżdżając poza jego granice – trzeba kupić bilet. Poza tym są bilety czasowe: całodobowe, 90-minutowe, rodzinne, weekendowe. Często je proponuję, bo dla pasażerów to oszczędność pieniędzy, a dla nas czasu przy ich sprzedaży – tłumaczy.
Z autobusu na motocykl
Ponieważ uważa się za nadopiekuńczą mamę zdecydowała, że będzie pracować na trzy czwarte etatu. – Czasami, jak dzieci nie potrafią same zrobić zadania, to przychodzą do autobusu i w przerwie przy mnie odrabiają lekcje. Pomimo, że mi ich żal, zdecydowałam, że muszę pracować, nie chcę wyłącznie liczyć na męża – podkreśla swą niezależność.
W wolnych chwilach pani Agnieszka tańczy zumbę w zespole „Skaza” u Manueli Krzykały. – Chciałabym jeszcze zrobić prawo jazdy na motor, ale nie na jakiś skuter tylko choppera. Czekam na nowe przepisy. Jak podrosną dzieci to będziemy jeździć z mężem na wycieczki – mówi raciborzanka, która na dobre połknęła bakcyla motoryzacji.
Ewa Osiecka
Najnowsze komentarze