środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Zuchwałość może być zgubna

01.07.2014 00:00 QLA

Jak to kopalnia Kotlarnia chciała przekonać do siebie radnych, których prawdopodobnie wprowadziła wcześniej w błąd.

KUŹNIA RACIBORSKA. W maju radni miasta i gminy Kuźnia Raciborska zapoznali się z nieprzyjemną sytuacją. Dowiedzieli się bowiem, że wydobywająca kruszywo na ich terenie kopalnia Kotlarnia wyszła z granic wydobycia, które ustalali radni w planie zagospodarowania przestrzennego.

26 czerwca odbyła się kolejna sesja, na której pojawił się już dyrektor Kotlarni Tadeusz Pyć. Tuż przed sesją prosił burmistrz Ritę Serafin o wprowadzenie do porządku obrad uchwały zmieniającej plan zagospodarowania przestrzennego. O jej losach mieli zadecydować w głosowaniu radni. Zanim do tego doszło, temat bardzo szczegółowo omówił Manfred Wrona, przewodniczący rady.

Krótka historia

W maju zeszłego roku Kotlarnia poprosiła radę o zgodę na poszerzenie wydobycia o kilka wypustków w terenie, które miały wyrównać granicę wydobycia. Radni zgodzili się na wprowadzenie większości wnioskowanych zmian w planie zagospodarowania. Kiedy te zmiany weszły w życie, jednocześnie wyszło na jaw, że maszyny kopalni już dawno wyszły poza ustalone z radnymi granice. Władze kopalni początkowo tłumaczyły to tym, że posiadają, wydaną przez marszałka, koncesję na wydobycie w tym terenie. Szybko okazało się, że wydano ją przez pomyłkę, a nad Kotlarnią zawisło widmo zamknięcia zakładu. Władze kopalni zwróciły się więc do władz miasta o wsparcie i rychłe dostosowanie dokumentów planistycznych do stanu obecnego. Forma w jakiej to zrobiły wywołała jednak zrozumiały opór samorządu.

Dlaczego zuchwali?

Radni, już po majowej sesji, wiedzieli jak wygląda sytuacja, że kopalnia wydobywa na kilku hektarach poza granicami. Kiedy dowiedzieli się o treści wniosku Kotlarni mieli zgodnie odnieść wrażenie, że kopalnia zachowuje się zuchwale. W projekcie zmian, które mogą uratować zakład przed zamknięciem, zaproponowano aby granice wydobycia nie tyle co dostosować do obecnej pozycji maszyn, co poszerzyć do maksymalnych rozmiarów. Manfred Wrona, który referował przebieg wydarzeń zwrócił uwagę, że rada do tej pory bardzo ostrożnie wydawała zgody na poszerzenie wydobycia. Miało to na celu zachowanie kontroli nad poczynaniami kopalni, ale też zachowanie spokoju wśród mieszkańców, którzy już nie raz nie kryli niezadowolenia z działalności Kotlarni (m.in. zniszczone drogi i zwiększony ruch załadowanych kruszywem TIR-ów). Przewodniczący podkreślił, że przy tym wszystkim radni nie chcieli i nie chcą zamknięcia zakładu. Trudno im jednak było przełknąć fakt, że ktoś chciał ich oszukać. Teraz na dodatek zamiast podejść do sprawy z pokorą, przyznać się do błędu (czego nota bene kopalnia nie dokonała) to oczekiwania Kotlarni wychodzą daleko poza granicę dobrego smaku.

Stanowisko dyrekcji

Tadeusz Pyć nie miał wiele na obronę swojego zakładu. Stwierdził, że rzeczywiście kopalnia kopie tam gdzie nie powinna, ale wynika to z niezamierzonego błędu. Stwierdził, że sugerowali się koncesją, która została wydana na sporny teren. Poza tym plan ruchu został zatwierdzony przez Urząd Górniczy. Nie potrafił jednak wyjaśnić dlaczego w ogóle kopalnia wnioskowała o koncesję na wydobycie w tym terenie. Zarówno kopalnia, jak i marszałek dysponowali kolorowymi mapkami, na których wyraźnie widać gdzie można, a gdzie nie można kopać piasku. Pomimo tego do marszałka wpłynął wniosek o wydanie koncesji. Co jeszcze bardziej dziwiło radnych to to, że pracownicy urzędu marszałkowskiego taką koncesję wydali. Wyjaśnieniem tego ostatniego ma się jednak zająć ministerstwo.

Przedstawiciele kopalni chcieli poprzeć swój wniosek i ruszyć sumienie radnych tym, że w zakładzie pracuje 10 osób i zamknięcie kopalni oznacza koniec ich kariery w tym zakładzie. Radny Radosław Kasprzyk zwrócił uwagę, że to nie radni są w całym zamieszaniu winni a kopalnia i stawianie sytuacji w ten sposób nie jest fair.

Głosowanie

Podczas całej debaty nad sytuacją z ust przedstawicieli kopani nie padły ani razu słowa, które mogłyby zostać odebrane jako przeprosiny, uderzenie się w pierś. Raczej odczuć można było oczekiwanie, że samorząd z automatu sprawę załatwi. Wydawało się, że samorządowcy czuli się oszukani przez partnera, z którym do tej pory współpracowali nawet wbrew lokalnej społeczności. Na dodatek nie chcieli tworzyć precedensu, bo jaki sens miałyby od tej pory zapisy w planie zagospodarowania przestrzennego? Autor każdej samowolki mógłby liczyć na takie samo traktowanie. Nie dziwiło więc chyba nikogo, że żaden z radnych nie podniósł ręki w akcie poparcia uchwały o zmianie planu. 11 osób było przeciw, trzy wstrzymały się od głosu.

Manfred Wrona wyjaśnił władzom kopalni, że pomimo wyniku głosowania samorząd jest nadal gotowy do rozmów i nie zależy mu na szkodzeniu kopalni. Rada i urzędnicy oczekują jednak zmiany stanowiska Kotlarni. Wszyscy rozumieli, że w obecnej sytuacji czas nagli i wstępnie umówiono się na rozmowy na początku lipca. Jeśli Kopalnia przekona do siebie radę, wykaże skruchę (i być może coś jeszcze...) samorząd zmieni plan zagospodarowania. Będzie to argument w równoległym postępowaniu o koncesję, a widmo zamknięcia zakładu znacznie się oddali. Inaczej Kotlarnia pracując na złożach, na które ma obecnie zgodę zakończy swój żywot w ciągu roku.

Marcin Wojnarowski

  • Numer: 26 (1155)
  • Data wydania: 01.07.14
Czytaj e-gazetę