Legendarne knajpy chcą zostać na rynku
Kiedyś stanowiły o rozrywkowym życiu miasta, teraz chcą nawiązać do tradycji.
Dybcówka czeka na odważnych, była Hetmańska serwuje kuchnię włoską. Gdy dodać, że na otwarcie czeka Labirynt przy RCK to mamy trzy powszechnie znane w mieście lokale, bez których jeszcze nie tak dawno trudno było sobie wyobrazić rozrywkę w Raciborzu. Dziś próbują odnaleźć się w nowych warunkach, a nadchodzące lato to dobry czas by odzyskać popularność.
Kultowe lokale chcą znów bawić klientelę
Pogrążone w półmroku ponad 100 metrów kwadratowych jeszcze niedawno tętniło życiem i zabawą. W ogromnym ścisku odbył się tu koncert Czesława Mozila, a wcześniej grali Habakuk czy Lech Janerka. Ale od roku legendarna już Dybcówka stoi teraz pusta i szuka nowego dzierżawcy. Czy znajdzie go tak jak gospodarza pozyskała inna znana placówka – Restauracja Hetmańska? Jej nowa właścicielka przekonuje, że w Raciborzu jest jeszcze miejsce dla nowych przedsięwzięć.
Szef kina Bałtyk z wahaniem pokazuje dawną salę bilardową, która miewała mniej oficjalne zastosowania (nawet noclegowni) ale pomieszczenie już nie straszy i tak jak w pozostałych częściach lokalu można tu zacząć działalność niemal od razu. Stoi nawet czynne pianino, tak jakby zapraszało aby ktoś usiadł i zaczął grać. Przydałoby się jedynie całość odświeżyć. – Lokal oglądał ostatnio pewien młody człowiek z Raciborza. Był zainteresowany czy w poczet czynszu można zaliczyć koszt prac remontowych jakie wykonałby przed otwarciem. Jestem na tak i sądzę, że zwierzchnicy z Katowic też na to przystaną bo jest tam oczekiwanie by Dybcówka znów tętniła życiem – mówi nam Krystian Haas.
Przez 15 lat pracy w placówce przy ul. Londzina najlepiej ocenia kontakty z najemcą Jarosławem Wałęgą. – To był ktoś z ambicjami. Nie sprowadzał roli tego miejsca do pijalni piwa. Tu przydałaby się taka Piwnica pod Baranami – uważa szef Bałtyku.
Infrastruktura jest gotowa na kolejne imprezy. Bo sama knajpa tu nie wystarczy. Musi – choćby z racji tradycji – towarzyszyć jej działalność kulturalna. Najlepiej by zajął się tym jakiś mecenas współczesnej muzyki. Według Haasa kameralne występy się tu sprawdzą, ale nie widzi przyszłości dla „szarpirdutów” bo na górze mieszkają lokatorzy. – Protestują przy hałaśliwej muzyce – opisuje reakcje mieszkających u góry 4 rodzin.
Co ciekawe Dybcówka pewnie nadal byłaby czynna gdyby nie pechowo cofnięta koncesja na sprzedaż alkoholu. Ostatni dzierżawca lokalu spóźnił się z przedłużeniem zezwolenia na sprzedaż napojów procentowych i termin mu przepadł. Słynne w mieście były też problemy z nieuczciwym pracownikiem, który naraził najemców na duże straty finansowe.
Co zrobić by Dybcówka odżyła? Wystarczy skontaktować się z kierownikiem Haasem. Czynsz za podobne lokale w mieście kształtuje się na poziomie 10 zł za metr kw ale jak zapewniają na Londzina – można negocjować.
Przykładem jak osiągnąć sukces w lokalnej gastronomii jest działalność małżeństwa Katarzyny i Aleksandra Frydryszków, którzy pracują w branży gastronomicznej ponad dwa i pół roku. Na lokalizacje swoich restauracji wybierają kultowe dla Raciborza miejsca – wcześniej znaną z lat 80–tych Wiedeńską, a teraz usytuowaną u wlotu Długiej byłą restaurację Hetmańską. – Od razu chcieliśmy znaleźć się przy deptaku obok rynku ale wtedy był tu jeszcze inny właściciel – mówi pani Kasia.
Z mężem pracowali wcześniej w sferze kultury, w budżetówce. Działalność gospodarcza była dla obojga czymś nowym. Jakie były ich pierwsze doświadczenia w prowadzeniu własnego bizesu? – Wiosna i lato okazały się słabsze niż jesień z zimą. Przyczyną był brak ogródka na Opawskiej, gdzie restauracja była na piętrze – zauważa właścicielka. Ich niektórzy klienci – rodziny z dziećmi w wózkach czy seniorzy – chodzili w ciepłe dni pod parasolki na rynku zamiast wspinać się po schodach.
Gdy tylko nadarzyła się okazja by wynająć Hetmańską wystartowali w przetargu. Na szczęście nie musieli się licytować z konkurencją na wysokość czynszu bo okazali się jedynym oferentem. To dziwne, bo słynna knajpa ma liczne atuty. – Dobrze kojarzony lokal w ścisłym centrum. Stali bywalcy nie kryli żalu, że go zamknięto. Już na starcie odczuliśmy ogromne zainteresowanie i urządzaliśmy przyjęcia rodzinne dla klientów, których wcześniej nie znaliśmy – podkreśla restauratorka.
Małżonkowie proponują na Długiej kuchnię włoską. – Dania są zdrowe, bez smażenia. Nigdy nie mieliśmy w zestawach frytek. A kiedy trzeba serwujemy tradycyjne, śląskie jedzenie. Mamy także dania wegetariańskie – słyszymy na temat menu. Stawiają na szybką obsługę by odróżnić się od lokali na rynku, gdzie na posiłek trzeba czasem czekać ponad pół godziny.
– Bez pasji gotowania, przyjemności w podejmowaniu klientów nie ma sensu się tym zajmować. Jeszcze przed uruchomieniem działalności myśleliśmy z mężem czy nie lepiej inwestować w dom weselny ale to dzisiaj ogromne przedsięwzięcie i silna konkurencja, już bardziej zakład pracy niż sposób na życie, a my lubimy to, co robimy – podkreśla Katarzyna Frydryszek.
Po Hetmańskiej nie ostało się nic. Od zaplecza po szyld wymieniono wszystko. Ogródek też jest inny – wygodne siedziska fotelowe zmiast ław biesiadnych. Całość zaprojektowała pani Kasia. Szczególnie zadowolona jest ze stylowej, ceglastej ściany, którą ułożono z przedwojennej, niemieckiej cegły. – Większość wyposażenia to rękodzieła. Co mogłam zamówiłam u rzemieślnika. Wolę naturalność od Chińszczyzny – wyjaśnia.
Czy deptak na Długiej, o którym mówi się, że handlowo obumarł odkąd są w mieście supermarkety i galerie, to dobre miejsce na biznes gastronomiczny? Restauracja Kasi i Olka ma oparcie w swoich stałych klientach, którymi są nie tylko raciborzanie. Ich kuchnię lubią przyjezdni z Rybnika, Kędzierzyna Koźla czy Radlina. Często bywają tu biznesmeni ze swoimi gośćmi, w tym największe firmy Raciborza. – To są mocni klienci, fundament działalności – twierdzi restauratorka.
Młodzi restauratorzy oceniają, że z lokali gastronomicznych w Raciborzu korzysta głównie grupa w wieku powyżej 40 lat. Z młodszych bawi się w nich, raczej okazyjnie, wykształcona na studiach poza miastem miejscowa inteligencja. Szansy na rozwój lokalnej gastronomii upatrują w różnorodności oferty. – Ciekawych propozycji przybywa. Np. browar z własnym piwem – chwalą konkurentów. A czego brakuje? Miejsca dla młodzieży. Adresowanego do starszych gimnazjalistów i licealistów. Sami chcieliby taki uruchomić, bo wierzą, że odniósłby sukces. – Ale to trudny temat. To musiałoby być coś bardzo nowoczesnego – oceniają Frydryszkowie.
Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze