środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Śmieciowego cudu nie będzie...

04.02.2014 00:00 red

Moim zdaniem:
Dawid Wacławczyk, RSS Nasze Miasto

Zastanawiam się czasami, co jeszcze musi się wydarzyć, żeby Prezydent Lenk zdecydował się na potrząśnięcie Przedsiębiorstwem Komunalnym. Jak na razie sytuacja wygląda na czekanie na cud, który ma przyjąć bliżej nieokreśloną formę. Od robienia zatroskanej miny i słów „No tak, ale nam się trafiła katastrofa” nic się nie zmieni. Tymczasem to, co wydarzyło się z naszym rynkiem śmieci to zjawisko, które trudno nazwać inaczej niż po prostu „kuriozum ekonomiczne”.

To, że wielkie koncerny usiłują przejmować lokalne rynki śmieciowe – to nic nowego. To stara jak świat, zwyczajna walka o atrakcyjny i pewny rynek. Śmieci będą zawsze. Warto jednak wiedzieć, że samorząd – wbrew temu, co słyszymy od kilku miesięcy z ratusza – wcale nie jest w tej sytuacji bezbronny. Przykłady? Proszę bardzo: wiemy doskonale, że kilkanaście miast w całej Polsce najzwyczajniej w świecie nie ogłosiło przetargów na wywóz śmieci, pozostawiając ten rynek w swoich rękach. Jedni dokonali formalnych zmian w strukturze zatrudnienia pracowników komunalnych by „uciec przed przetargiem”, inni po prostu zagrali odważnie i stwierdzili, że koszty ew. kar będą niższe niż koszty utracenia dobrego interesu. Prezydenci nie kryli tego, że nie pozwolą na zniszczenie potencjału jaki powstawał z podatków ich mieszkańców latami, nawet jeśli chce do tego doprowadzić nieroztropny rząd. Ciekawe jest to, że rządowi postawiły się samorządy o przeróżnej przynależności partyjnej, zarówno te, w których rządzi PSL, PiS, jak i PO. Pierwszy był Sopot, który z wyprzedzeniem zamówił ekspertyzę u specjalisty prawa ochrony środowiska prof. Marka Górskiego, który dowiódł, że „(...) gmina ma możliwość dokonania wyboru – prowadzenie działań samodzielnie, przez swój zakład budżetowy, bądź też wybranie w tym celu, w drodze przetargu, partnera zewnętrznego (...)”. Nie słyszałem, by Donald Tusk wybrał się z pretensjami do Jacka Karnowskiego (prezydenta Sopotu), którego przed wyborami promował marką PO i bronił z siłą godną obrońców Westerplatte. Tym bardziej nie sądzę, by miał wzywać na dywanik Mirosława Lenka, o którego istnieniu może nawet nie wiedzieć. I choć po kilku miesiącach WIOŚ-e zaczęły nakładać na samorządy kary w wysokości 50 tys. zł (niewiele w porównaniu ze stratami, jakie ponosimy w skutek utraty rynku śmieci), to problem trafił do Trybunału Konstytucyjnego i czeka na rozwiązanie. Nikt kar nie płaci.

No, ale fortele to nie specjalność naszych władz. Bez żadnej woli walki popłynęliśmy (…) z nurtem głównym. Pomijając możliwość zadziałania sposobem, pozostawały jeszcze normalne zasady robienia interesów. Zasada numer jeden – nie strzelać sobie w stopę. Kolejne: być w kontakcie pomiędzy swoimi jednostkami. Współpracować. Zarządzać. Sprawować nadzór właścicielski. Nie udawać, że Przedsiębiorstwo Komunalne jest niezależne od prezydenta, więc nie musi go obchodzić. 

Kiedy słyszę, że Prezydent Miasta informuje na swojej konferencji prasowej media, że nie miał nic wspólnego z ustalaniem ceny jaką Przedsiębiorstwo Komunalne zaoferowało miastu w przetargu na wywóz śmieci – to najpierw jestem pewny, że dziennikarze coś przekręcili. Potem jestem w szoku, w końcu zastanawiam się czy powinienem się śmiać, czy płakać? Przypomnijmy, że Przedsiębiorstwo Komunalne to spółka, w której 100% udziału posiada Miasto Racibórz. Czyli jest to spółka należąca do nas, mieszkańców. A wykonawcą naszej woli i strażnikiem naszych interesów jest w imię wszelkich zasad prawnych i moralnych właśnie Prezydent Miasta. On sprawuje nadzór właścicielski, powołuje zarząd i radę nadzorczą. Nie wyobrażam sobie, by nie poinstruował swojego podwładnego, jakim jest prezes PK, o wszystkich dokładnych wyliczeniach, analizach i tabelkach, które na potrzeby przetargu wykonali jego pracownicy z Urzędu Miasta, i nie wskazał mu przynajmniej przedziału cenowego, w jaki ma celować chcąc wygrać ten przetarg. Nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek podwładny w jakiejkolwiek poważnej firmie przedstawił przełożonemu zawyżoną cenę swoich własnych usług, licząc na to, że szef podstawiony pod ścianą, z braku konkurencji wymięknie. Tymczasem Prezydent obwieścił nam, że nawet gdyby nie było konkurencji, to i tak nie zaakceptowałby ceny zaproponowanej przez PK, gdyż ta była za wysoka. To, że pomiędzy prezesem PK a Prezydentem Raciborza nie było w tej kwestii konkretnych i ścisłych porozumień, to nie jest dowód na brak matactwa – to dowód na brak zarządzania i jakiegokolwiek nadzoru właścicielskiego! To chaos w najczystszej postaci! Jak w takiej sytuacji liczyć na wspólny sukces?

Po przegranym przetargu dzieje się jednak jeszcze gorzej. Oto Prezes PK, w porozumieniu z Prezydentem Raciborza podpisuje umowę na wywóz śmieci (w charakterze podwykonawcy)… której realizacja przynosi straty! Proszę Państwa – oto właśnie nie tylko daliśmy sobie sprzątnąć spod nosa własny rynek wywozu śmieci, ale jeszcze koszty przejęcia tego rynku przez giganta z Rudy Śląskiej  (de facto z Niemiec) zdecydowaliśmy się pokryć z własnej kieszeni. Kuriozum ekonomiczne? Miękka postawa negocjacyjna? Bardziej miękkich negocjacji nie potrafię sobie wyobrazić…

Mechanizm monopolizowania lokalnych rynków jest zawsze taki sam: duży koncern, który może sobie pozwolić na dużą inwestycję i 2–3 letnią stratę, wchodzi na miejscowy rynek z bardzo niską ceną, licząc się z tym, że przez jakiś czas będzie ponosił straty. Nagrodą jest przejęcie rynku i wykończenie konkurencji. Tymczasem w Raciborzu koszty owych „chwilowych strat” wzięliśmy na siebie sami. Wiemy już, że PK zakończyło rok z milionową stratą. Wkrótce będziemy zmuszeni dokładać dalej, albo przez zwiększenie kapitału zakładowego do PK, utratę potencjału lub jego zamknięcie ze stratą. Dzięki prasie wiemy też, że Pan Prezydent zrezygnował z pobrania podatków, które ta spółka powinna zapłacić miastu. W roku 2012 było to blisko ćwierć miliona złotych!

Nie chcę więcej słuchać, że tak musiało być, że nie mieliśmy nic do gadania, że inaczej się nie dało, że to wszystko „wolny rynek” itd. Nie dajmy sobie tego wmówić. To, że PK jest od lat niedoinwestowanie i przestarzałe, że ma zbyt wysokie koszty zarządu – to jedno (zresztą za to też należy rozliczać Prezydenta), ale drugą sprawą jest to, że nic, ale to absolutnie NIC nie stało na przeszkodzie by zakomunikować firmie z Rudy Śląskiej, że nie mamy zamiaru ułatwiać jej zadania, jakim jest przejęcie naszego rynku śmieci. Mieliśmy przecież 100% pewność, że PUK z Rudy Śląskiej nie jest w stanie fizycznie zająć się wywozem śmieci własnymi rękami w wyznaczonym terminie. Firma ta nie miała bazy, nie miała pracowników, magazynów, biura, kontenerów na śmieci, przede wszystkim nie posiadała PSZOK-a (Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych), nie wiadomo nawet, czy w tak krótkim czasie byłaby w stanie zorganizować potrzebny sprzęt. Była skazana na współpracę z naszym PK. Kto powiedział, że nie liczyła się z tym, że będzie ponosić przez jakiś czas straty? Podpowiem: sądzę, że się z tym liczyła. A zresztą: co nas obchodzą straty cudzej firmy? My mamy bronić swoich interesów i trwać przy cenie, jaka gwarantuje nasz godziwy zysk, a przynajmniej nieponoszenie strat. Wystarczyło nie podpisywać lipnej umowy i zaczekać na zmiękczenie zwycięzcy przetargu. Nawet gdyby nie chciał zapłacić nam uczciwej ceny przed 1 lipca, można było zamienić Racibórz na tydzień w Neapol i albo zerwać umowę z powodu niewywiązywania się kontrahenta z obowiązków, albo zmusić go do zapłaty godziwej ceny.

Tymczasem nasz Prezydent zdecydował o tym, że do interesu dopłacimy sami, zapewniając gigantowi osiągnięcie zysku, dając mu czas na opanowanie gorącej sytuacji i rozpoznanie rynku, w końcu zapewniając mu dostęp do bazy, oddając pracowników, licząc, że zlituje się nad zgliszczami PK i odkupi co piąty używany stołek. Co więcej – podczas sesji dowiadujemy się, że mamy się cieszyć, że PK zarobi parę groszy na wynajmowaniu placu pod sprzęt PUK-u, a kilkanaście osób które pracowało w PK, znajdzie tam zatrudnienie (tak jakby PUK miał sobie alternatywnie przywieźć innych pracowników z Marsa). Biorąc pod uwagę, że PUK interesują tylko pracownicy fizyczni, a nam pozostaje problem z tym co zrobić z pracownikami umysłowymi, administracją i zarządem... zrobiliśmy „złoty” interes.

W raporcie, który otrzymaliśmy w styczniu, widnieje informacja, że głównym problemem PK jest to, że PUK miesiącami nie płaci za usługi jakie wykonuje na jego rzecz nasza spółka. Co otrzymuje w zamian za takie zagrywki? Otóż otrzymuje miejsce na swoje biuro i swój telefon wewnętrzny w siedzibie Przedsiębiorstwa Komunalnego. Żeby było miło. Sytuacja ta jest dla mnie nie do pojęcia. Co więcej, nie potrafią mi jej wytłumaczyć ani inni doświadczeni samorządowcy, ani pracownicy umysłowi z PK, ani żaden znany mi przedsiębiorca. Kultura kulturą, ale konkurowanie konkurowaniem. Odnoszę wrażenie, że nasza konkurencja ma się w naszym PK lepiej, niż samo PK. Gra nam na nosie, nie płaci w terminie i robi co chce.

Jako mały przedsiębiorca wyobrażam sobie, że to tak jakbym w okresie problemów w swoim lokalu wynajął konkurencji kawałek baru z dostępem do kasy fiskalnej i drink–baru, samemu zajmując się mediami, ogrzewaniem i łataniem dachu. I zamiast martwić się, że ktoś sprzątnął mi interes sprzed nosa, cieszył się z kilku stówek czynszu.

Ale mam wrażenie, że Prezydenta to nie rusza. No bo skoro straty przynosi RCK czy OSiR; basen, lodowisko i camping, straty wkrótce będzie przynosić aquapark, straty ponosimy na przejazdach miejskich i dopłacaniu wszelakich zniżek (im bliżej wyborów tym większa hojność)… to dlaczego nie mielibyśmy dopłacać także do śmieci?

  • Numer: 5 (1134)
  • Data wydania: 04.02.14