Pierworodny syn Studziennej
Takiego mieszkańca nie powstydziłaby się żadna dzielnica Raciborza. Ale to Studzienna ma szczęście, że w niej mieszka. – Ja nie lubię dużo mówić, wolę robić – mówi z rozbrajającą szczerością Stefan Urbas, a jego słowa potwierdzają zdjęcia, dokumenty i pamiątki, które gromadzi przez całe życie.
Pamięć zamknięta w izbie
Królestwo pana Stefana zostało wydzielone z pomieszczenia gospodarczego, które znajduje się nad budynkiem mieszkalnym. Podążam za naszym bohaterem po wąskich drewnianych schodach podziwiając jego sprawność. Porusza się o kulach, ale mam wrażenie, że tę drogę zna na pamięć i trafiłby tu nawet z zamkniętymi oczami. Kiedy docieramy do celu, światło żarówki oświetla maleńką izbę, a w niej wszystkie skarby Studziennej. – Jak wcześniej mieliśmy krowy to stała tu sprężarka, potem zięć, któremu przekazałem gospodarstwo, dał mi to małe pomieszczenie. Pomalowałem je sobie, uprzątnąłem i mam teraz gdzie trzymać to wszystko – tłumaczy pan Stefan i pokazuje nam swoje ślubne zdjęcie i grafikę, którą przygotowała jego wnuczka z okazji 50-lecia ślubu dziadków. Zbierane przez wiele lat stare fotografie, dokumenty i wycinki z gazet tworzą historię nie tylko rodziny, która od pokoleń zajmowała się pracą społeczną, ale i całej dzielnicy.
Duże tablo dokumentuje dożynki od 1955 do 2005 roku. – Przejąłem inicjatywę po ojcu, który organizował je od 1947 roku. Korony żniwne powstają u nas od ponad 60 lat – mówi pan Urbas a ja czytam opisy: „Na gospodarstwie Ignaca Urbas odbyło się przygotowanie do pochodu, którego organizatorem był syn Stefan. Wieniec dożynkowy poniosą drużki w strojach raciborskich. Teresa Jakubiec, Angiela Pawlik, Gertruda Franiczek, Łucja Sławik, Cecilia Wycisk, Rita Piegsa.” Na pamiątkowym zdjęciu z koroną żniwną wśród wymienionych dziewcząt Stefan Urbas. – Młody synek wtedy byłem. Miałem 20 lat – tłumaczy nasz bohater i pokazuje nam tablice poświęcone strojom śląskim w Studziennej na przełomie wieków i historii tutejszej OSP.
Sporo pamiątek związanych jest z życiem tutejszej parafii, w radzie której pan Stefan zasiadał przez 50 lat. Jest tablica dotycząca peregrynacji obrazu Matki Bożej, z wprowadzenia do parafii pierwszego powojennego proboszcza Studziennej – ks. Melzera, pamiątka rocznicy 30-lecia pobytu papieża na Górze św. Anny i ta najnowsza z prymicji Łukasza Libowskiego. – Jak tylko Nowiny napisały o tym, to od razu po przeczytaniu wyciąłem artykuł ze zdjęciami na pamiątkę – tłumaczy nasz bohater, który wszystkie tablice wykonuje sam. – Jestem zwykłym gospodarzem i rolnikiem, a nie fachowcem, więc robię to jak najlepiej potrafię. Kiedyś miałem więcej wprawy i zdrowia, teraz jest mi coraz trudniej. W marcu skończę 78 lat. Nie jestem jeszcze taki stary, ale młodszy to już nie będę – dodaje i już po chwili oglądamy kronikę odbudowy pomnika żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej i ustawienia kamienia upamiętniającego poległych w drugiej wojnie światowej, a na koniec tę z budowy parkingu na ziemi podarowanej parafii przez jego rodzinę. Najważniejszym symbolem stał się jednak profil, który pan Stefan wykonał własnoręcznie, by przywrócić krzyż na tutejszej szkole. – To dla mnie ostatnie oblicze prawdy. Do tej szkoły chodziła moja matka, chodziłem ja, moje dzieci i wnuki, a krzyż wisiał zawsze aż do 1979 roku, kiedy zerwali go komuniści – opowiada pan Urbas. Duże drewniane tablo nasz bohater zatytułował „Prześladowania systemu komunistycznego”. Są na nim informacje o wypędzeniu Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny i usunięciu krzyża z murów Szkoły Podstawowej w Studziennej. – Ten krzyż do końca mojego życia pozostanie dla mnie symbolem. Kosztowało mnie to dużo odwagi i jeszcze więcej pracy – podsumowuje wzruszony pan Stefan.
Pokój spokojnej starości
Opuszczamy izbę pamięci i udajemy się za panem Stefanem do jego domu, żeby obejrzeć albumy ze zdjęciami. W progu wita nas jego żona Maria, która już po chwili częstuje nas kawą, herbatą i domowymi ciasteczkami. Siadamy przy stole i oglądamy rodzinne fotografie. – To jest moja ojcowizna. Ojciec wżenił się w ten dom, bo wcześniej mieszkała w nim moja mama ze swoim pierwszym mężem, który zmarł 1,5 roku po ślubie. Tu urodziłem się ja i moje rodzeństwo: bracia Alojzy i Leopold i siostra Klara – opowiada nasz bohater i dodaje: – Kiedy ojciec wrócił po wojnie do Studziennej, od razu zaczął ją odbudowywać. Był prezesem Samopomocy Chłopskiej i społecznikiem. Wszystko mu zawdzięczam. Nauczył mnie pracy społecznej i tego, że ludziom trzeba zawsze pomagać.
Rodzinny dom Urbasów zawsze łączył pokolenia. Pan Stefan z żoną i dziećmi dzielił go ze swoimi rodzicami, a dziś małżonkowie mieszkają razem z córką Kornelią i jej rodziną. – Wciąż przy jednym stole – podkreśla pan Stefan, a moją uwagę przykuwa drzewo genealogiczne, które bliscy przygotowali mu z okazji 70. urodzin. Na zdjęciach Maria i Stefan Urbasowie oraz ich córki: Klara, Gertruda Kornelia i Bernadeta z mężami i dziećmi. Najmłodsza z sióstr zginęła razem z mężem w tragicznym wypadku samochodowym. – Zostawili trójkę dzieci. Zaopiekowała się nimi siostra mojego zięcia Krystyna, dlatego zdjęcia jej rodziny też tu są – tłumaczy pan Stefan. Dziś, oprócz trzynaściorga wnuków, Urbasowie mają sześcioro prawnuków. – Ostatniego chrzciliśmy niedawno – mówi pan Urbas i dodaje, że przy tak licznej rodzinie, wszyscy często spotykają się na jubileuszowych uroczystościach.
Na kredensie obok stoi medal im. ks. prałata Stefana Pieczki, nadawany za szczególne osiągnięcia na polu działalności dobroczynnej i społecznej. Pan Urbas otrzymał go w 2008 roku. – Wie pani, takie wyróżnienia dostaje inteligencja, ludzie po uniwersytetach, księża i nagle wśród nich znalazłem się ja – prosty rolnik po podstawówce. Aż trudno uwierzyć – mówi skromnie pan Stefan, którego działalność podczas gali wręczenia nagród przedstawił ks. prałat Jan Szywalski. Na ścianach w pokoju wiszą fotografie jego oraz proboszcza Melzera. Jest też Kościół Św. Krzyża w Studziennej, zdjęcia z peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w 1965 roku i spotkania na Górze Św. Anny z Janem Pawłem II. W zasięgu wzroku jest wszystko to, co panu Stefanowi najbliższe. – Bo to taki nasz pokój spokojnej starości – tłumaczy z uśmiechem nasz bohater.
Politykom nie dziękuję
Działalność społeczną i wielkie serce pana Stefana doceniały wszystkie władze. W 1979 roku Medal zasłużonemu działaczowi Ziemi Raciborskiej wręczył mu przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Raciborzu Włodzimierz Krzak, za działalność sportową dziękował mu prezydent Jan Osuchowski a prezydent Mirosław Lenk uhonorował go z okazji Międzynarodowego Dnia Wolontariusza. – Nigdy nie byłem ani sołtysem ani radnym, ale każdy wiedział, że jak coś potrzebuje to od razu może do mnie przyjść, bo bez pomocy nikogo nie zostawię. Nasz dom zawsze był otwarty dla wszystkich – mówi pan Stefan i dodaje: – Politykom to ja nie dziękuję, podziękowania należą się Panu Bogu.
Pytam panią Marię o pasję jej męża. – Mnie to nie przeszkadza. W kwietniu będziemy mieć jubileusz 55 lat małżeństwa to się już zdążyłam do tego przyzwyczaić – odpowiada, a pan Stefan dodaje, że żonie należą się podziękowania, bo dzięki niej mógł przez te wszystkie lata poświęcać się pracy społecznej.
Przeglądamy wspólnie wycinki z prasy. Nieistniejąca już „Gazeta Raciborska” opisuje pomoc mieszkańców Studziennej dla Rumunii, a „Nowiny Raciborskie” z marca 1992 roku zajmują się konfliktem między cukrownią a Związkiem Plantatorów Buraka Cukrowego, którego wiceprezesem był Stefan Urbas. Jest relacja z procesji konnej w Studziennej w 1993 roku i tekst o budowie parkingu przy kościele w „Zapiskach Przechodnia” Antoniego Klimy. „Nowiny” towarzyszą też co roku w tradycyjnym pożegnaniu zimy. Pomysł palenia bałwana, podpatrzony w niemieckiej telewizji, pan Stefan wprowadził do swojej dzielnicy. Od 1998 roku organizuje taką imprezę dla uczniów Szkoły Podstawowej nr 5, za co dostał od dzieci nagrodę Honorowego Kleksa.
Odnajdujemy też wycinki artykułów dotyczących wnuczki pana Urbasa – Marysi. – To taka zdolna dziewczyna. Skończyła Katolicki Uniwersytet Lubelski i często mi pomaga. Drukuje coś z komputera albo robi mi opisy do zdjęć – mówi dumny dziadek, który ma też tytuł zasłużonego działacza LZS Studzienna. W 2009 roku z okazji jubileuszu 50-lecia zdobycia tytułu mistrzowskiego w piłce palantowej, który wywalczyła miejscowa drużyna, przygotował okolicznościową wystawę. – Ja nie pragnę żadnych nagród ani tytułów, potrzebuję tylko zrozumienia dla mojej pracy. Chciałbym, żeby te zbiory miały godne miejsce, żeby zostało coś dla pokoleń – mówi nasz bohater.
Tekst Katarzyna Gruchot
zdjęcia Jerzy Oślizły
Najnowsze komentarze