Psia niedola przez ludzkie błędy
Prezes Kowalewski zmienia kierowników schroniska, a placówka nadal ma złą sławę w całej Polsce
Prawie rok temu wrocławscy ekolodzy, chcąc wstrząsnąć opinią publiczną, próbowali wykazać, że w raciborskim schronisku maltretowane i głodzone są zwierzęta. Pomimo, że prokuratura nie doszukała się takich znamion, placówka pozostaje na cenzurowanym, również teraz, kiedy od kilku miesięcy zarządza nim nowa osoba – Bożena Wolska.
– Schronisko nie zajmuje się tylko bezdomnymi zwierzętami z Raciborza, podpisane są umowy komercyjne z innymi gminami. Dlatego po ubiegłorocznych zdarzeniach prezydent chciał zmienić nieco image schroniska, przywrócić mu dobre imię. Zależało nam, aby otworzyć je bardziej dla ludzi. Przyciągnąć wolontariuszy i organizacje, które zajmują się zwierzętami, stworzyć lepszą stronę internetową – tłumaczy prezes raciborskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego Krzysztof Kowalewski, któremu obecnie podlega azyl.
Do prowadzenia schroniska zgłosiło się się osiem osób, nawet z Płocka. Najlepsze wrażenie zrobiła jednak Bożena Wolska, która od sierpnia kieruje raciborskim azylem.
– Zwierzęta są dla niej na pierwszym planie, poza tym potrafi pracować z wolontariuszami, których pozyskała dla schroniska. Dzięki niej dobra jest współpraca z dyrektor Agatą Tańską z raciborskiego ośrodka dla niesłyszących i słabosłyszących, którego pracownicy naprawiają budy. Prowadzenie takiej placówki to jednak nie tylko miłość do psów, ale również umiejętność zarządzania – mówi prezes Krzysztof Kowalewski.
Zakaz przyjmowania zwierząt
Problemy z prowadzeniem schroniska, konflikt nowej pani kierownik z pracownikami, braki w dokumentacji, a także niedociągnięcia eksploatacyjne sprawiły, że o raciborskim schronisku znów zaczęło być głośno. Częściej niż zwykle pojawiały się tam kontrole z urzędu miasta oraz inspektorzy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Raciborzu.
– W schronisku nie ma rzeczy mniej lub bardziej ważnych. Istotny jest zarówno dobrostan zwierząt, którym trzeba zapewnić odpowiednie minimalne warunki bytowe, jak i właściwie prowadzona dokumentacja związana z obserwacjami zwierząt, szczepieniami, kwarantanną. Bałagan w dokumentach oznacza, że człowiek, który się tym zajmuje nie panuje nad schroniskiem i nie do końca wie, co ma tam robić. Osoba prowadząca schronisko powinna mieć przeszkolenie z zakresu dobrostanu zwierząt – tłumaczy powiatowy lekarz weterynarii Zbigniew Mazur.
W ostatnim czasie inspektorzy wykonali kilka szczegółowych kontroli. Oceniając wygląd kojców i infrastrukturę placówki, zwrócili uwagę na uszkodzenia bud, poniszczone kratki odwadniające, których ostre krawędzie mogą pokaleczyć zwierzęta, niebezpiecznie wystające fragmenty ogrodzeń, a także ubytki betonu na wybiegach, w starszej części azylu. Pojawiły się też zastrzeżenia higieniczne dotyczące utrzymania czystości. Zakazano gotowania jedzenia dla psów, ze względu na złe warunki sanitarne, choć – jak uważa inspektor lek. wet. Agata Ballarin – kuchnia byłaby w schronisku potrzebna. Jednak dobrze zorganizowana również pod względem systematycznych dostaw karmy.
W efekcie kontroli wprowadzony został zakazał przyjmowania zwierząt. Na czas jego obowiązywania psy przewożono do azylu w Jastrzębiu Zdroju.
– Wykonujemy wszystkie zalecenia powiatowego lekarza weterynarii. Zaangażowaliśmy naszych pracowników, którzy dokonują napraw. Prace te muszą być zrobione, szczególnie, że zbliża się okres zimowy i zwierząt będzie przybywać – stwierdził prezes Krzysztof Kowalewski.
Na początku listopada, kontrolujący ponownie schronisko powiatowy lekarz weterynarii Zbigniew Mazur i inspektor Agata Ballarin uchylili decyzję zakazującą przyjmowania zwierząt. Psy i koty znów trafiają do raciborskiego azylu, ponieważ dokumentacja została uzupełniona, a ekipa remontowa na bieżąco usuwa wszystkie usterki.
Psy są najważniejsze
Bożena Wolska planowała zostać wolontariuszem raciborskiego schroniska. Przypadek sprawił, że był ktoś potrzebny do kierowania placówką. Inne kandydatury odrzucono – jej przeszła.
– Funkcja trudna, ale uważałam, że z pomocą, moją energią i zamiłowaniem do zwierząt powinno się udać. Nie sądziłam jednak, że tak wiele problemów będę miała już na samym starcie. Nikt niczego mi nie przekazał. Mało tego, dorzucono mi różne inne obowiązki. Siedziałam więc po nocach, aby prowadzić sprawy bieżące i troszeczkę spojrzeć wstecz, a czekały na mnie procedury, instrukcje, szkolenia bhp i cała dokumentacja. Zabroniono mi korzystać z pomocy pracowników, pomimo że wcześniej pod nieobecność kierownika to właśnie oni wykonywali część pracy administracyjnej – mówi rozgoryczona.
Podjęła się funkcji kierowniczej, choć wcześniej nie miała doświadczeń w prowadzeniu schroniska. Zajmowała się jednak psami porzuconymi, szukała im domów, zresztą sama takie przygarnęła. – Rozumiem potrzeby tych zwierząt nie w sposób abstrakcyjny, albo skrajnie nadopiekuńczy – dodaje.
Pojawił się tez konflikt z pracownikami, od których zaczęła więcej wymagać. – Niepokoił mnie brak wody w miskach, zwłaszcza w sierpniu, kiedy nastały upały, a psy karmione są suchą karmą. Gdy pracownicy o 16.00 wychodzili do domu połowa psów w schronisku była bez wody. Chciałam więc rozdzielić obowiązki pomiędzy pracowników przypisując im konkretne zadania. Mogłabym wtedy egzekwować wykonanie pracy. Na to również nie otrzymałam zgody – wspomina, jak została przy pracownikach obśmiana za te pomysły. Zaczęła więc sama ją dolewać.
Gdy przyszła do schroniska nie było nikogo, kto mógłby przekazać jej dokumentację.
– Prowadziłam rejestry w komputerze, w przekonaniu, że jak osoba kompetentna wróci z urlopu to wspólnie je uzupełnimy. Pracownik przyszedł do pracy dopiero półtora miesiąca później. Po inspekcji, podczas której wskazano mi sposób prowadzenia rejestrów, dokumentacja została w ciągu trzech dni uzupełniona – opowiada.
Pani Bożena zapewnia, że stan techniczny obiektu nie pogorszył się tak gwałtownie od sierpnia br. Bardzo brudno było również wcześniej, a więc zanim przyszła do pracy. Zdołała oczyścić tylko rynek, ponieważ pracownicy zbuntowali się i poszli na L4. Wrócili z końcem października.
– Pozostałam w schronisku ze 180 psami oraz z jednym, a czasem z dwoma pracownikami lub skazanymi, którzy pomagają nam w pracy. Ubierałam więc gumiaki i szłam z nimi do zwierząt, ponieważ to one były najważniejsze. Gdy pracownicy wychodzili do domu, dopiero mogłam wziąć się za swoją pracę biurową – zapewnia, że obowiązki po godzinach traktowała jako wolontariat dla zwierząt.
Do tej pory nie odzyskała zaufania do współpracujących z nią osób. – Nie mogłam znaleźć procedur, kartoteki były pomieszane, ktoś przepiął numerki na kojcach. Wprowadzono zmiany w prowadzeniu dokumentacji, skądinąd słuszne. Nie należy jednak osądzać mnie, że coś zaniedbałam, skoro wzorowałam się na dotychczasowych dokumentach – przyznaje.
Przekonana jest, że inspekcja wniosła dużo dobrego, bo dzięki temu wie, jak ma pracować. – Nie o moją osobę tu chodzi, ale o zwierzęta. Miałam nadzieję, że wyprowadzimy to schronisko. Dziś sytuacja jest dużo lepsza. Pracownicy wrócili, wzięli się do pracy i wiedzą, że psy muszą być zadbane. Oczywiście zawsze sprawdzam, czy czasem nie zapominają nakarmić zwierząt, czy dolać wody – stwierdza.
Zabiega, aby zmienić psom karmę na lepszą. – Niektóre psy nie jedzą suchej karmy czasem przez tydzień, a nawet dwa i chudną. Bardzo potrzebna byłaby kuchnia z gotowanym jedzeniem. W szczególności dla zwierząt, które dopiero adaptują się do schroniskowych warunków, ale również dla psów starszych, które mają problem z jej pogryzieniem i trawieniem – twierdzi, gotowa zrobić wszystko by ją uruchomić.
Do tej pory udało się zamontować drewniane podesty na wybiegach i psy nie muszą już leżeć na betonie. Odizolowano też od podłoża budy, by nie gniły, gdy myje się kojce. – Działamy, ale wszystkiego nie da się zrobić w trzy miesiące i bez pomocy – przyznaje Bożena Wolska.
Dotychczas walczyła z pracownikami, dobrostanem zwierząt i z nieprzychylnością przedsiębiorstwa, znajdując wsparcie jedynie u prezesa Kowalewskiego.
– Dobrostan zwierząt to nie tylko legowisko, ale i ich pozytywne emocje oraz zdrowie. O to wszystko trzeba zadbać, dlatego siedzę tutaj czasem prawie do północy. Mój okres próbny się kończy i może nie zostanie mi przedłużona umowa o pracę. Nie jestem tutaj jednak dla stanowiska. Jeśli po 12 listopada przyjdzie na moje miejsce inna osoba, kompetentna, która będzie chciała dobra zwierząt, z radością odstąpię jej swoje miejsce – mówi pani Wolska.
Nie zamierza jednak dać za wygraną: – Na pewno jednak wtedy wrócę do schroniska jako wolontariusz lub nawet – jeśli będzie to możliwe – jako szeregowy pracownik. Chcę pomagać zwierzętom. Dziś spędzam z psami 18 godzin, mogę więc później poświecić im osiem, a nawet dziesięć godzin robiąc wszystko, łącznie ze sprzątaniem kojców.
Dziś wiadomo, że decyzja już zapadła. Bożena Wolska nie będzie szefowała raciborskiemu schronisku. Jej miejsce zajmie pracownica, która do tej pory zajmowała się gospodarką materiałową w raciborskim Przedsiębiorstwie Komunalnym. Napięta od roku sytuacja raciborskiego schroniska, budzi wiele emocji. Im bliżej środowiska ludzi z nim związanych, tym gorętsze dyskusje, zarzuty i wzajemne oskarżenia. Tylko psy, już i tak mocno pokrzywdzone przez człowieka – głosu nie mają. I z pewnością nigdy same nie będą mogły poskarżyć się na opiekę w jedynym domu, jaki im pozostał. Nasuwa się pytanie, czy po doświadczeniach ostatnich miesięcy, osoby odpowiadające za właściwe funkcjonowanie raciborskiego azylu wyciągnęły wnioski, wybierając na nowo zarządzającą schroniskiem pracownicę magazynu? Czy po kompetencje jakich wymaga praca ze zwierzętami można tak zwyczajnie ściągnąć, jak do magazynowej półki?
(ewa)
Najnowsze komentarze