Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Eugeniusz Bocheński – kolekcjoner z kawaleryjską fantazją

13.08.2013 00:00 red

Zainteresowanie militariami, w szczególności zaś duża, bo gromadzona od lat kolekcja orderów, medali i odznak jest dumą Eugeniusza Bocheńskiego. Zamiłowanie do ich zbierania zaszczepił mu przede wszystkim ojciec. Choć wojskową przeszłość posiada również pozostała część jego rodziny „po mieczu”.

– Ojciec przed wojną był podoficerem zawodowym, brał udział w kampanii wrześniowej w Armii Łódź gen. Juliusza Rómmla. Zatrzymany przez Rosjan, w oficerku przemycił bagnet, który pomógł mu w ucieczce. Wydostał się, ściągnął ubranie ze stracha na wróble, a jemu założył swój mundur. Oficerki wymienił na bochenek chleba, pozostawiając sobie tylko wojskowy chlebak. Dotarł do Lwowa. Tam zatrzymali go Niemcy, wsadzili do wagonu i wywieźli na roboty – opowiada historię tułaczki polskiego żołnierza – kawalerzysty.

Matka pana Eugeniusza chodziła do gimnazjum w Przemyślu. W drodze z bursy do szkoły, która była po drugiej stronie miasta została zatrzymana w łapance i wywieziona. Swego przyszłego męża poznała u bauera Krugera w Westheim w Bawarii. W Dittersbach nieopodal Kitzingen w 1943 r.  urodził się pan Eugeniusz.

Po wyzwoleniu państwo Bocheńscy przyjechali na Ziemie Odzyskane do Legnicy. Miasto zwane też „kleine Moskau” nie podobało się panu Eugeniuszowi ze względu na dużą liczbę sowietów. Po rozwiązaniu jego klasy w technikum budowlanym, przeniósł się do kolejowej szkoły zawodowej w Legnicy. Najpierw zrobił kurs pomocnika maszynisty, a następnie zdobył uprawnienia maszynisty. Przywożąc chłopaków eszelonem wojskowym z Opola, w znalezionej „Trybunie Opolskiej” wyczytał, że na Śląsku nowo przybyłym zapewniają mieszkania. We wrześniu 1968 r. z żoną, która była nauczycielką, zamieszkali u gospodarza w powiecie bolesławieckim. Po trzech miesiącach zamienili jednak wioskę Przejęsław na Kuźnię Raciborską. Pan Eugeniusz podjął pracę w Rafamecie, gdzie przez jakiś czas, jako maszynista jeździł na „spalinówce”. Wypadek sprawił, że został instruktorem zawodu w zakładowej szkole zawodowej. Potem podjął pracę w Zakładach Remontowych Energetyki Katowice jako monter turbin, a następnie w prywatnej firmie o podobnym profilu, w której pracował do emerytury.

Za odwagę i męstwo

Historia, w szczególności II wojny światowej zawsze była jego pasją. Chętnie sięga po literaturę z tego okresu. W domowej biblioteczce posiada m.in. „Monografię żołnierzy wyklętych”, kilkutomowe wydanie „Dowódcy II wojny światowej” oraz pierwsze wydanie „Księgi Kawalerii Polskiej”, stanowiącej zbiór informacji na temat pułków, sztandarów, umundurowania, odznak pułkowych, broni, a także zawierającej opisy tradycji kawaleryjskich oraz żurawiejki (żartobliwe wierszyki układane dla poszczególnych pułków kawalerii).

O każdym odznaczeniu i ludziach, którzy je otrzymali pan Eugeniusz potrafi opowiadać ciekawe historie. W jego kolekcji nie mogło zabraknąć replik najważniejszego polskiego odznaczenia wojskowego.

– Order Virtuti Militari przyznawany za męstwo nadawany jest w pięciu klasach: srebrny, złoty, złoty z czarną emalią, z koroną na przywieszce noszony na szyi oraz order wielki pierwszej klasy na 110-mm wstędze z gwiazdą i z zawieszką korony. Odznaczenie to otrzymał od króla m.in. Tadeusz Kościuszko. Order Virtuti Militari ostatni raz wręczono pięć lat po wojnie. Dziś już nie nadaje się go, chyba że za zasługi, pośmiertnie – dodaje pan Eugeniusz.

Poczytne miejsce wśród odznaczeń zajmuje np. Krzyż Walecznych ustanowiony w 1920 r. za wojnę polsko-bolszewicką. Mógł on być wręczany czterokrotnie, a każde nadanie oznaczone było listewką na baretce. Podobnie Virtuti Militari, którym można było być honorowanym kilkakrotnie, co symbolizowały kolejne gwiazdki.

– Po powstaniu listopadowym w 1831 r. gros odznaczeń, jak: Order Orła Białego, Order Virtuti Militari czy Order św. Stanisława Biskupa Męczennika, car Aleksander I włączył do puli swoich odznaczeń. Przy czym białe polskie orły zastąpił złotymi orłami dwugłowymi. Odznaczani byli nimi urzędnicy i nauczyciele, natomiast najwyższą czwartą klasą np. Orderu św. Stanisława Biskupa Męczennika z mieczami honorowano wojskowych. Dopiero w 1997 r. ponownie polskie wersje orderów przywrócono do łask. Kawalerem Orderu Orła Białego został m.in. brytyjski historyk Norman Davies – przypomina kolekcjoner.

W zbiorach ma też m.in. Krzyż Pamiątkowy Monte Casino, pamiątkowy Krzyż Kampanii Wrześniowej, Krzyż Bitwy pod Lenino.

Złoty Krzyż za krew

Eugeniusz Bocheński kolekcjonuje głównie repliki odznaczeń. Swą pasję najintensywniej rozwinął przed 10 laty, w momencie kiedy przeszedł na emeryturę. Oryginalne odznaczenia po ojcu, m.in. za kampanię wrześniową uzupełniają medale po stryju, który szedł w pierwszej armii od Lenino do Berlina. Drugi stryj zginął pod Asconą rozbrajając miny.

– Ojciec już nie żył, ale byłby wielce zadowolony, bo pierwsze odznaczenie, jakie kupiłem pochodziło z jego pułku. Sprzedający na Stadionie 10-lecia nie wiedział nawet, że zaoferował mi oryginał. Drugim cennym dla mnie odznaczeniem była odznaka II Pułku Ułanów Śląskich, którzy stacjonowali niegdyś w koszarach w Tarnowskich Górach, w których służyłem – opowiada.

Po stryjach pozostał mu natomiast Medal Rodła oraz Brązowy Krzyż Zasługi z 1923 r. Wyjątkowy jest dla niego Krzyż Sybiraków. Otrzymał go od syna swojego teścia, którego zesłano na Syberię. Ma też swój własny order – Złoty Krzyż za 20 litrów honorowo oddanej krwi.

Ciągle uzupełnia kolekcję. Obecnie w swych zbiorach ma już 36 odznak pułkowych i 48 odznaczeń. Raz w miesiącu, w ramach prenumeraty, otrzymuje kolejne dwa.

Militaria z historią w tle

Pan Eugeniusz ma też w domu swoją pamiątkową ścianę, a na niej rogatywki – miękką i usztywnioną, przedwojenny patent oficerski, oryginalny z czasów I w. św. francuski hełm Adrian z grzebieniem oraz repliki dwu szabli. – Posiadałem również oryginalne, ale sprzedaliśmy gdy żona zachorowała – wspomina.

Zbiera przede wszystkim sprzęt, który znajdował się na wyposażeniu kawalerzystów. – Mam jeszcze jeden hełm Adriana z okresu Plebiscytu, hełm niemiecki, dwa bagnety, ładownicę do mauzera, maski przeciwgazowe, ale także plecak wojskowy z pełnym oporządzeniem piechura – wylicza.

Mundur kawalerzysty podarował bratankowi. Zachował natomiast tekturowe pudełko na amunicję wyprodukowaną w 1935 r. w Fabryce Amunicji Państwowej Wytwórni Uzbrojenia. Dziś kolekcję odznaczeń oraz inne militaria chętnie przekazałby do Izby Regionalnej w Kuźni Raciborskiej.

Od tygrysa po „Czarną Perłę”

Służbowe wyjazdy do Czech sprawiły, że zainteresował się historią piwa. Oprócz książek na temat „złotego” trunku postanowił również zbierać szklane kufle, których ma dziś 100 oraz 270 podkładek zwanych potocznie waflami.

Pan Eugeniusz zajmuje się też modelarstwem. Pokazując złożonego tygrysa, przyznaje, że był to najlepszy czołg II w. św. W sąsiedztwie na półce stoi precyzyjnie odwzorowany parowóz. Teraz nastał czas na okręt Bismarck, którego kadłub częściowo jest już sklejony. Cztery lata zajął mu hiszpański czteropokładowy żaglowiec z XVIII wieku ,,Santísima Trinidad”. Dziś pod wpływem filmu „Piraci z Karaibów” pan Eugeniusz rozpoczął budowę „Czarnej Perły”.

Swą wielością zainteresowań, a przede wszystkim historyczną wiedzą na temat okazałego zbioru odznaczeń chętnie dzieli się z innymi, zapraszany na prelekcje m.in. do szkół, bibliotek, TMZR, a nawet na strzelnicę do Dziergowic, gdzie organizowane były zawody strzeleckie.

Ewa Osiecka

  • Numer: 33 (1109)
  • Data wydania: 13.08.13