Niestrudzony negocjator
Ikony raciborskiego sportu - Janusz Gałązka.
Mieszkając przez dziewięć lat w Opolu kibicował piłkarskiej Odrze, w Częstochowie dopingował tamtejszym żużlowców. Janusz Gałązka zawsze uwielbiał przyglądać się sportowym spektaklom, jednak w końcu przyszedł czas, że zapragnął sam stać się ich częścią. Wybrał drogę działacza i nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat konsekwentnie nią podąża.
Ciągle zabiegany, nieznudzony zawodowymi obowiązkami, spragniony nowych wyzwań, a przecież już dawno mógłby dać sobie z tym wszystkim spokój. Przez wielu obdarzony szczerym szacunkiem, przez innych nietolerowany. Kontrowersyjny przez swój twardy charakter i stanowczość. Jedno jest pewne: nikt nie jest w stanie przejść obok niego obojętnie.
Zapalony kibic
Już jako nastolatek mieszkając pod Częstochową ze znajomymi wybierał się na miejscowy stadion, aby podziwiać zmagania piłkarzy oraz żużlowców. – Pierwsze sportowe emocje, pierwsza radość po zwycięstwie ulubionej drużyny i łzy rozpaczy, gdy schodziła z boiska na tarczy – te chwile pozostają w pamięci kibica na zawsze – mówi po latach Janusz Gałązka. Kibicem był zapalonym, pełnym młodzieńczej fascynacji, rządnym mocnych wrażeń. – To wszystko z pasji do sportu, którą miałem od najmłodszych lat. Absorbował mnie ruch, wyszkolenie piłkarzy, jak i cała oprawa sportowych wydarzeń – tłumaczy. Wreszcie sam stał się sportowcem. – W wieku siedemnastu lat dostałem od rodziców pierwszy rower. Tak bardzo mi się spodobał, że postanowiłem nigdy się z nim nie rozstawać. Dojeżdżałem nim nawet do pracy, codziennie pokonując ponad dwadzieścia pięć kilometrów. To był świetny trening, który pozwolił mi później zostać profesjonalnym kolarzem – śmieje się i dodaje: Przerwałem treningi, gdy dostałem powołanie do wojska. Zawodnikiem byłem krótko – rok, może półtorej. Doświadczenie to – jak się po latach miało okazać – przydało się w czasie prowadzenia grupy raciborskich kolarzy – Od połowy lat sześćdziesiątych, przez równo dekadę byłem szefem kolarskiej sekcji. Wspólnie z Jankiem Filipem zorganizowaliśmy na terenie naszego powiatu mnóstwo wyścigów, w tym kilka kryteriów ulicznych. To były kapitalne imprezy, które przyciągały do Raciborza najlepszych zawodników oraz liczną grupę kibiców – podkreśla działacz. – Okres ten obfitował w sukcesy raciborskich kolarzy, a to głównie za sprawą pochodzącego z Bojanowa Zbigniewa Siódmoka, dzięki któremu staliśmy się znani w województwie – dorzuca Gałązka.
Praca dla dobra wspólnego
– Ważne jest to, że pozostawiam po sobie ślad – wyznaje nagle Gałązka. – Od 2001 roku w ciągu pięciu kilkumiesięcznych kursów wyszkoliłem 248 świetnych instruktorów. Wielu z nich posiada obecnie licencję trenera pierwszej czy drugiej klasy – tłumaczy widząc zaciekawienie na mojej twarzy. Duma rozpiera go także z powodu tego, że to właśnie między innymi dzięki jego staraniom w Rudniku powstała nowoczesna hala sportowa. – Moje kolejne dziecko – przyznaje z uśmiechem – Zawsze powtarzam, że jestem niestrudzonym negocjatorem. Przejawiło się to również w przypadku planów budowy rudnickiej areny. Namówiłem władze województwa, do tego, aby to właśnie gminie Rudnik powierzono wysokie dofinansowanie, dzięki któremu wybudowano ten piękny, pełnowymiarowy obiekt – dodaje z satysfakcją. Finanse – to one były zawsze największym klubowym problemem, chociaż, jak podkreśla Gałązka, kiedyś na sport przeznaczano ich o wiele więcej niż teraz. – Pod tym względem lata Polski Ludowej były piękne. Rozpoczynając w 1963 roku pracę w zarządzie ludowych związków sportowych, ilość środków finansowych na tak zapomniane już dyscypliny jak tenis stołowy, szachy czy piłkę palantową była ogromna – wspomina. – Czasami, lecz już coraz rzadziej, spojrzenie Janusza na sportową rzeczywistość ma zabarwienie lekko polityczne. Z nostalgią wspomina czasy, gdy w latach minionych sport był mocno dotowany przez państwo i jego struktury. Wydaje mi się, że zrozumiał współczesne metody organizacji i finansowania sportu, nie do końca z nimi się zgadzając – ocenia Gałązkę Zbigniew Oszek, znający go od czasu, gdy ten otrzymał stanowisko szefa wydziału szkolenia podokręgu Racibórz. Duża ilość pieniędzy pozwalała na organizację na terenie powiatu raciborskiego sportowych spartakiad. – Zadebiutowaliśmy w 1964 roku zawodami w Tworkowie, kolejne odbywały się na miejskim stadionie przy ulicy Wyszyńskiego w Raciborzu. Każda z nich, sportowym jak i organizacyjnym poziomem, mogła równać się z największymi imprezami w kraju – mówi. Zwycięzcy powiatowych spartakiad otrzymywali propozycję udziału w zawodach wojewódzkich. – Startowało w nich wielu naszych reprezentantów. Wszystko za sprawą świetnego przygotowania zawodników, które wówczas w raciborskich klubach było normą. Muszę podkreślić, że współpracowałem wówczas z ludźmi, którym chciało się pracować dla dobra wspólnego. Nigdy nie zapomnę jak przed rozpoczęciem mistrzostw Polski w zapasach w Brzeźnicy, najważniejsze osoby w powiecie pomagały nam w budowie sceny. Wtedy władza angażowała się w realizację każdego projektu – wspomina Gałązka.
Długa lista wyzwań
– Ma sto pomysłów na minutę – mówią o Januszu Gałązce jego znajomi. On sam tego nie kryje. Lubi wyznaczać sobie nowe cele i za wszelką cenę próbować je realizować. Gdyby nie ta zasada, nigdy nie osiągnąłby tak wiele. – Dla niektórych osób może być postacią nieco kontrowersyjną, jednak ja w taki sposób go nie odbieram. Przez kilkanaście lat naszej znajomości poznałem dokładnie jego osobowość oraz cele jakie sobie i innym stawia. Jest bezkompromisowy w działaniach na rzecz rozwoju bazy i szkolenia dzieci oraz młodzieży, co czasami skutkować może niezbyt dyplomatycznym podejściem do oponentów – stwierdza Zbigniew Oszek. – Ja też nie mam z nim najłatwiejszego życia i niejednokrotnie w ostrych dyskusjach spieramy się o kształt organizacji szkolenia w naszym podokręgu, jednak szanuję go za to, że nasze wspólne ustalenia stara się wcielić w życie nie eksponując swoich racji. Cenię u niego także to, że swojej pasji poświęcił całe dotychczasowe życie – dodaje z życzliwym uśmiechem. Równie ważna, a może nawet ważniejsza niż pokonywanie kolejnych wyzwań jest dla Gałązki lista osób, przy pomocy których udało mu się to uczynić. – Bo najważniejsi są ludzie. Zawsze starałem się gromadzić wokół siebie grono przyjaciół, na których w trudnych momentach mogę liczyć. Działa to oczywiście w dwie strony – podkreśla. – Tak naprawdę przez trzy lata pracy przy LZS-ach poznałem osoby, z którymi przyszło mi współpracować przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Na przykład w 1964 roku po raz pierwszy spotkałem Huberta Skornię. Nasza przyjaźń trwa do dziś – mówi. Gdyby nie wspomniana znajomość, należałoby pozbawić pana Janusza sporej części życiorysu. Przez trzydzieści lat bowiem, pełnił funkcję prezesa zapaśniczego klubu Dąb Brzeźnica, w którym w latach siedemdziesiątych posadę zaproponował mu właśnie Skornia. – To jeden z najważniejszych okresów w moim życiu. Zapaśnicy z Brzeźnicy osiągali wyniki jakich pozazdrościć mógł nam niejeden klub. Co roku, w każdej kategorii wagowej, mieliśmy mistrzów i wicemistrzów Polski. Nic nie przebije jednak wyczynów Franciszka Kampika, który wyłącznie przez kontuzje nie wziął udziału w igrzyskach olimpijskich – opowiada Gałązka. – To niezawodny współorganizator wielu ważnych imprez zapaśniczych rangi ogólnopolskiej, jak i międzynarodowej. Ma nadzwyczajny dar pozyskiwania sponsorów. Sądzę, że udaje mu się zjednywać ludzi dzięki swojej rzetelności i sumienności oraz ogromnej miłości do tego co robi – mówi o Gałązce prezes Dębu Brzeźnica Hubert Skornia. – Do wspomnianych lat mam ogromny sentyment, ale nie oznacza to oczywiście, że nie doceniam tego co dzieje się obecnie. Cieszą mnie sukcesy brzeźnickiej młodzieży, bo wiem, że to właśnie w niej tkwi siła każdego klubu – dodaje.
Człowiek wielu pasji
Gałązka przez całe życie starał się działać na wielu płaszczyznach, nie zawsze związanych ze sportową rywalizacją. Bardzo lubił sfery polityczne, dlatego na początku lat sześćdziesiątych związał się z lewicą, którą nadal reprezentuje. Przez wiele lat, traktując sport jako pewien dodatek do codziennego życia, pracował poza jego strukturami. – Przed wojskiem zajmowałem się cukiernictwem, później zatrudniono mnie w zakładzie ślusarsko-kowalskim, po czym zaliczyłem trzy lata pracy w częstochowskich zakładach włókienniczych – wymienia. Pod koniec lat 70., dzięki rolniczemu wykształceniu, otrzymał posadę w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Brzeźnicy. – To były zajęcia zarobkowe, ale dla mnie najprzyjemniejsza była zawsze praca związana ze sportem. Nie żałuję tego, że tak wiele czasu jej poświęciłem. Chociaż patrząc na to z drugiej strony, najbardziej żal mi tych chwil, które mogłem spędzić z rodziną. W życiu jednak trzeba umieć wszystko pogodzić i wydaje mi się, że ja tego dokonałem – kończy jedna z ikon raciborskiego sportu.
Wojciech Kowalczyk
Najnowsze komentarze