Pożar w Brooklynie - wszyscy czekają na ubezpieczenie
Prokuratura Rejonowa w Raciborzu dysponuje już ekspertyzą dotyczącą przyczyn wybuchu pożaru w klubie Brooklyn. Przesłuchano również większość pracowników klubu.
Szóstego lipca minie dokładnie pięć miesięcy od wybuchu jednego z z największych pożarów, do jakich w ostatnich latach doszło w Raciborzu. W lutową noc lokatorów mieszkających w mieszkaniach nad klubem Brooklyn przy ulicy Browarnej zbudził dym i strażackie syreny. Do godzin rannych strażacy z Raciborza, Rybnika, Wodzisławia i Katowic walczyli z ogniem w klubie. Spłonęło całe wyposażenie a cuchnący dym i tłusty osad wdarł się na klatkę schodową i do mieszkań lokatorów. Cudem nikomu nic się nie stało, a bilans pożaru zamknął się w jedynie szkodach materialnych, sięgających siedmiuset tysięcy złotych.
Bez zarzutów, bez konkretów
Choć od początku jedna z wersji zdarzeń zakładała podpalenie, formalnie można mówić o nim od niedawna. – Dysponujemy już ekspertyzą biegłych, z której jednoznacznie wynika, że klub został podpalony – mówi prokurator Franciszek Makulik, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. Śledztwo toczy się pod kątem sprowadzenia pożaru zagrażającego życiu bądź zdrowiu wielu osób lub mieniu wielkich rozmiarów, za co kodeks karny przewiduje karę nawet dziesięciu lat pozbawienia wolności. – Obecnie trwają intensywne czynności zmierzające do wykrycia sprawcy. Śledztwo nadal toczy się w sprawie, nie postawiono żadnej osobie zarzutów – mówi prokurator.
Podpalacz miał klucz
Jak udało nam się dowiedzieć, w zainteresowaniu policjantów z wydziału kryminalnego, którzy wykonują czynności pod nadzorem raciborskiej prokuratury, są między innymi pracownicy klubu oraz osoby, które pracowały tam w przeszłości. Drzwi do lokalu miały zostać otworzone kluczem a system alarmowy rozbrojony aktywnym kodem. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, z tego samego kodu korzystała grupa pracowników. Komplet kluczy miał zaś leżeć w ogólnodostępnym miejscu. To czy ktoś dorobił sobie komplet kluczy lub wykorzystał nieuwagę personelu wyjaśniają policjanci. Prokuratura milczy również na temat tego, co udało się odtworzyć z dysku monitoringu wizyjnego, który musiał zarejestrować sprawcę wchodzącego do lokalu. Spalony sprzęt wycięto razem z szafką i przekazano specjalistom od odzyskiwania danych.
Czekają na pieniądze
Równolegle do policyjnego śledztwa trwa usuwanie skutków pożaru. W budynku zajęto się, zalanym przez wodę ze strażackich węży, podziemnym parkingiem, wyczyszczono również chemicznie klatkę schodową i windę. W budynku nadal utrzymuje się zapach spalenizny, bo dym i osad dostał się między trudno dostępne powierzchnie, instalacje czy izolację dachu. – Na dzień dzisiejszy nie wykonujemy żadnych prac, bo nie otrzymaliśmy pieniędzy od ubezpieczyciela – wyjaśnia Irena Żylak z zarządu wspólnoty mieszkaniowej przy Browarnej. Ubezpieczyciel, do czasu zakończenia śledztwa nie chce uznać szkody. – Mimo odwołań i pism kierowanych do PZU nic nie możemy wskórać. Jako wspólnota jesteśmy w tym momencie niejako podwójnie poszkodowani. Nie mamy pieniędzy na usuwanie szkód i niwelowanie uciążliwości związanych z pożarem – wyjaśnia Irena Żylak. W samym klubie postępują prace remontowe. Właściciel przekłada jednak terminy otwarcia nowego klubu. – Nie zdradzamy naszych planów oraz formuły nowego lokalu. Na ten temat wypowiada się kancelaria, która nas reprezentuje – ucina Tomasz Kowalewski, menager klubu Brooklyn.
Adwokat Sylwester Garbas:
Cały czas trwa postępowanie karne co z kolei powoduje poślizg w kwestii uzyskania ubezpieczenia. Między innymi z tego powodu prace remontowe, a co za tym idzie i otwarcie nowego lokalu, opóźniają się. Mamy przygotowane kosztorysy, jednak czekamy na ruch ubezpieczyciela. Przyznaję, że sami nie podejrzewaliśmy, że postępowania dotyczące pożaru będą trwały tak długo. Czas zweryfikował nasz optymizm.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze