Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Rozmowa szczera jak nigdy

25.06.2013 00:00 red

Endorfiny pobudzone codziennym bieganie co rusz wywołują na jego twarzy szeroki uśmiech.

W rozmowie ze mną jest stonowany i zadowolony z siebie. Nic dziwnego, bo osiągnął prawie wszystko co chciał. Teraz nawet, mówiąc o rzeczach przykrych nie potrafi poskromić życiowego optymizmu. Powiedział kiedyś, że po zdobyciu mistrzostwa Polski w półmaratonie powoli odsuwać będzie się w cień, startując na zawodach wyłącznie dla rozrywki, jako sportowy emeryt. Zdania nie zmienił, jednak to kiedy dokładnie zakończy przygodę z bieganiem trzyma w ścisłej tajemnicy. Taki już jest Jan Deńca, który w szczerej jak nigdy rozmowie z Wojciechem Kowalczykiem opowie o chwilach triumfu, tęsknocie za sportową wolnością i ludzkiej zazdrości.

– Ale upał, w takie dni także pan biega?

– Tak, oczywiście biegam, chociaż to: „gdzie”, „ile” i „kiedy” zależne jest od zawodów, na które w najbliższym czasie jadę. Skwar czy duchota nie mogą być przeszkodą, ani tym bardziej pretekstem do odpuszczenia treningu.

– Czyli jednak szykują się kolejne zawody. Myślałem, że zdobyte przed niespełna dwoma tygodniami temu mistrzostwo Polski w półmaratonie będą zwieńczeniem pana kariery i w myśl słów piosenki Perfektu: „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym”, wycofa się pan z rozgrywek.

– Ale kto powiedział, że zejdę ze sceny pokonanym? (śmiech) A tak naprawdę to wiele wyzwań jeszcze przede mną. Dziś na przykład, zaraz po naszym spotkaniu, wybieram się na zawody do Pogórza. Świetnie zorganizowany cross z okazji nocy świętojańskiej, biegałem tam dwa, może trzy razy i zawsze wynosiłem stamtąd wspaniałe doświadczenie. Za tydzień półmaraton księżycowy w Rybniku, później renomowany bieg na 15 km, po czym najważniejsze dla mnie zawody: mistrzostwa kraju w czasie forum ekonomicznego w Krynicy. Aaa zapomniałbym, i w międzyczasie ten wspaniały dziesięciokilometrowy dystans w Karwinie. Trochę tego jest.

– Czyli jeszcze o wielu pana sukcesach usłyszymy.

– Mam nadzieję. Jeżeli chodzi o końcówkę bieżącego sezonu, to najbardziej zależy mi na wygranej w mistrzostwach Polski w Krynicy. Jeżeli tam uda mi się zatriumfować – a mam na to bardzo duże szanse – to zrealizuję wszystkie cele, które kiedyś sobie wyznaczyłem. Będę szczęśliwy i rozpocznę proces przechodzenia na sportową emeryturę...

– Proces?

– To nie może wyglądać tak, że postanawiam zakończyć przygodę z bieganiem i z dnia na dzień to robię. Chciałbym powoli wycofywać się z rywalizacji o medale, ale nie oznacza to, że przestanę brać udział w imprezach biegowych. Marzę o sytuacji, że jadąc na zawody nie czuję presji wyniku, lecz kompletny luz i szczęście, że spotkam znajomych, z którymi miło spędzę kolejne godziny. Wyjazd taki będzie więc wspaniałą wycieczką, a nie wyprawą po kolejny medal.

– Wróćmy może do mistrzostwa Polski weteranów w Murowanej Goślinie. W czasie naszej ostatniej rozmowy mówił pan, że po zdobyciu medalu na tej imprezie będzie pan zawodnikiem spełnionym. Krążek jest, spełnienie również?

– Po części tak. Wykonałem plan, który sobie założyłem, mimo że warunki biegowe nie były najkorzystniejsze, ponieważ wiał boczny wiatr. Gdy zdobyłem złoto – poczułem ulgę. Stałem się spokojniejszy i w pełni usatysfakcjonowany tym, że między moim wynikiem, a czasem wicemistrza Polski była ponad 1,5-minutowa różnica. W poprzednim wywiadzie powiedziałem także, że w pełni spełniony będę wówczas, gdy zdobędę medal na mistrzostwach Europy w czeskich Upicach. Nie wziąłem w nich jednak udziału z powodu urazu więzadła kolanowego. Nie rozpaczam z tego powodu. Widocznie tak miało być, a losu jeszcze nikt nie oszukał. Cieszę się z tego co mam.

– Murowana Goślina wreszcie okazała się szczęśliwa. Nie tak jak w 2008 roku.

– Dokładnie. Pięć lat temu zająłem drugie miejsce, jednak przegrałem nie z byle kim, lecz z mistrzem świata – Antonim Cichończukiem. Wtedy czegoś mi zabrakło, w tym roku zabrakło tego czegoś moim rywalom. Taki jest sport. Trzeba jednak przyznać, że okres przygotowawczy do mistrzostw przepracowałem bardzo intensywnie.

– Istnieje różnica w przygotowaniu do zawodów rangi mistrzostw Polski, a do mniej prestiżowej imprezy?

– Wszystko zależy od dystansu, który będziemy musieli na zawodach pokonać. Przygotowanie to cały cykl rozpoczynający się kilka tygodni przed startem, a kończący się kilka dni przed zawodami pełnym odpoczynkiem. Jest on niezbędny do tego, żeby organizm nabrał super kompensacji, czyli aby wydajność zawodnika była wyższa niż ta początkowa. Najważniejsze to osiągnąć stan swobody w poruszaniu się. Ciało przed zawodami powinno być rozluźnione. Z nogami jak z ołowiu nikomu nie polecam startować (śmiech).

– Rywalizuje pan niemal co tydzień i to na przeróżnych dystansach. Jak zatem – przy udziale w tak wielu imprezach biegowych – dostosować grafik treningowy pod pojedyncze zawody?

– Sedno sprawy tkwi w tym, że wiele z tych startów traktuję jak trening. Dzięki takiemu podejściu mam możliwość przygotowania się pod poszczególne zawody. Nie znaczy to, że nie napotykam na trudności. W tej chwili – biorąc udział w prawie samych długodystansowych biegach – bardzo ciężko jest mi się przestawić na prestiżowe turnieje które mają krótsze trasy. Na szczęście daję radę i bez względu na dystansowe różnice zdobywam kolejne trofea.

– Prawdziwy łowca nagród – tak pana kiedyś nazwałem.

– Broń Boże się tego nie wstydzę, sam tak czasami o sobie mówię. Nie wynika to z braku skromności, lecz z faktów. Kolejne medale – które zresztą bardzo mnie motywują – zdobywam tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy. Nie pojmuję więc, dlaczego ludzie nawet to potrafią potępić.

– Zawiść ludzka jest podła.

– Coś w tym jest, chociaż w tej chwili już tak bardzo jej nie odczuwam. Wie pan, kiedyś wysłuchiwałem obelg typu: po co taki dziadek jeździ na zawody, miał od tego młodość.

Spotkałem się nawet z tym, że w czasie treningu, pewien mężczyzna znacząco pokazywał mi, że zwariowałem. Uważam, że jest to nie fair.

– Może zazdroszczą, temu „dziadkowi” tego, że realizuje swoje pasje?

– Nie chcę tego rozstrzygać. Dla mnie ważni są ludzie, którzy stoją za mną murem. Spotykam się coraz częściej z oznakami sympatii, a czasami nawet dowiaduję się, że jestem wzorem dla osób, które zaczynają biegać.

– Jakich rzeczy najbardziej będzie brakować po zakończeniu kariery?

– Mam nadzieję, że poukładam sobie wówczas życie w taki sposób, że brakować nie będzie niczego. Chciałbym, aby aktywność ruchowa w moim życiu obecna była do samego końca.

– Czego zatem mogę życzyć?

– Abym patrzył na wszystko tak samo pozytywnie, jak spoglądam teraz oraz aby układało mi się w pracy. No i może... aby ludzie byli dla siebie życzliwi, bo z tym niestety różnie bywa

– Oby tak się stało. Dziękuję za rozmowę.

Wojciech Kowalczyk

  • Numer: 26 (1102)
  • Data wydania: 25.06.13