Raciborski Bruce Lee
Ikony raciborskiego sportu: Krzysztof Krętosz.
W młodości Krzysztof Krętosz przeżył krótką przygodę z karate kyokushin pod okiem legendarnego mistrza Maruniaka. Już wtedy poważnie myślał o związaniu swojego życia ze sztukami walki, jednak w Raciborzu miejsc, w których można było się ich nauczyć, było jak na lekarstwo. Sytuacja zmieniła się, gdy w naszym mieście utworzono sekcję Pszczyńskiej Akademii Sztuk Walki. Raciborzanin działa w niej już przeszło dwadzieścia lat.
Sztuki walki uwielbiał od zawsze. – Bruce Lee, Jean Claude Van Damme czy Jackie Chan to moi idole z dawnych lat – mówi Krętosz, który kilkadziesiąt lat temu postanowił pójść w ich ślady. – To właśnie ich style stały się podwaliną pszczyńskiej akademii. Dziś jesteśmy bardzo otwarci na nowe nurty – podkreśla posiadacz 6 dana w kung fu.
Droga życia
Krzysztof Krętosz urodził się w 1971 roku w Raciborzu. Już jako dzieciak zakochany w sporcie próbował swoich sił w piłce nożnej, siatkówce, tenisie ziemnym, jeździe na nartach oraz pływaniu. – Na pewno pasję do aktywności fizycznej przejąłem od ojca, który w młodości uprawiał gimnastykę, piłkę ręczną oraz koszykówkę. W tę ostatnią grał jeszcze kilka lat temu, mając na karku 60-tkę. Pamiętam także, że bardzo często zabierał mnie na mecze oraz imprezy sportowe. To podczas takich wspólnych wypadów załapałem tego przysłowiowego „bakcyla” do sportu – wspomina po latach Krętosz, który mając jedenaście lat zapisał się do raciborskiego klubu karate, w którym nauczał mistrz Włodzimierz Maruniak. – Nie zagrzałem tam jednak miejsca zbyt długo, ponieważ rodzice stwierdzili, że jestem jeszcze zbyt młody na tak intensywne treningi. Mimo tego, już wtedy czułem, że sztuki walki są tym, czego szukam. Trenowanie ich w Raciborzu nie było jednak takie proste, ponieważ oprócz sekcji karate istniały wyłącznie zapasy – tłumaczy. Młody Krzysztof musiał więc czekać. Na szczęście pewnego pięknego dnia 1991 roku na jednej z miejskich tablic informacyjnych zauważył plakat zachęcający młodzież do zapisania się do nowo otwartej sekcji kung fu Pszczyńskiej Akademii Sztuk Walki. – Wspólnie z kolegami postanowiliśmy wybrać się na inauguracyjne zajęcia. W czasie pierwszego treningu ożyły we mnie wspomnienia, gdy oglądając filmy z Brusem Lee i Chuckiem Norrisem chciałem być taki jak oni. Abstrahując: kiedyś, będąc na koloniach w Józefowie pod Warszawą poszedłem z kolegami do kina na „Wejście Smoka”, a po seansie – będąc już w hotelowych pokojach – odtwarzałem wspólnie z nimi sceny z filmu. Efektem tych wybryków było połamanie kilku łóżek i krzeseł, przez co chciano nas nawet wyrzucić z obozu – wtrąca z uśmiechem na ustach Krętosz. – Co do samych początków istnienia pszczyńskiej sekcji w Raciborzu, to muszę przyznać, że trenerzy nie spodziewali się chyba aż tak dużego zainteresowania zajęciami. Trudno się jednak dziwić ogromnej frekwencji, ponieważ były one nowatorskie i niezwykle ciekawe. Te dynamiczne, szybkie i pełne pomysłowości treningi stały się naszym sposobem na życie, a tłum szkolących się ludzi tworzył niezapomniany klimat. Niestety, z ponad 100 osób rozpoczynających przygodę z kung fu, po pierwszym sezonie zostało zaledwie sześćdziesięciu trenujących. Dziś z tej całej „paczki” pozostałem tylko ja – dodaje. Krętosz cieszy się z tego, że wytrwał, choć nie zawsze bywało łatwo. Każdy kolejny egzamin na wyższe stopnie wtajemniczenia był coraz trudniejszy. W 1996 roku odbył się ten najważniejszy sportowy test w życiu Pana Krzysztofa – egzamin na czarny pas kung fu wu shu. – To było zwieńczenie sześcioletnich, żmudnych treningów. Rok po uzyskaniu 1 dana ukończyłem kurs instruktorski i od tamtej pory mogłem już prowadzić zajęcia. Początkowo, wspólnie z asystentem, szkoliłem dzieci do 12 roku życia. Później, za namową rodziców, utworzyliśmy grupę wiekową 5 – 7 lat, której także zostałem instruktorem. Byłem również trenerem grup dorosłych w Tarnowskich Górach oraz Gliwicach. Druga połowa lat 90. to był właśnie okres ekspansji pszczyńskiej akademii. Wówczas otwierano bardzo wiele sekcji nie tylko na Śląsku. Wszędzie tam braliśmy udział w pokazach propagując nasz styl – mówi Krętosz i dodaje: – Bardzo ważne w pracy instruktora było dla mnie zawsze ciągłe podnoszenie swoich umiejętności i doskonalenie się poprzez wyjazdy na seminaria, obozy i kolonie. Od lat wspólnie z druga trenerką raciborskiej sekcji – Katarzyną Cięślicką (1 dan) bierzemy udział w warsztatach technicznych i specjalistycznych treningach tzw. grupy ZEN pod okiem Mistrza Józefa Brudny w Pszczynie. To właśnie tam szkolą się instruktorzy i tam wszystko się zaczęło.
Satysfakcjonująca praca
Równolegle z treningami sztuk walki, Krzysztof Krętosz poświęcał się wymarzonym studiom wychowania fizycznego w raciborskim Kolegium Nauczycielskim. – Poziom zajęć prowadzonych w Raciborzu był bardzo wysoki. Gdy trafiłem na studia magisterskie do Katowic, słyszałem opinie, że poprzednia uczelnia bardzo dobrze przygotowała mnie do zawodu. Muszę przyznać, że okres studiów był najpiękniejszym w moim życiu. Na drugim roku zostałem nawet wyróżniony tytułem najlepszego studenta. Do dziś pamiętam łzy szczęścia mojej babci i mamy, w momencie gdy pokazałem im list gratulacyjny. Jako nagrodę otrzymałem także pieniądze, które wydałem na nowe narty – zdradza trener i tłumaczy: Tradycje nauczycielskie w mojej rodzinie zakorzenione były od dawna. Cenionymi pedagogami byli: moja babcia (Z. Boczoń), bliski wujek (L. Boczoń) oraz ojciec. Można więc powiedzieć, że od najmłodszych lat byłem skazany na ten zawód. Jako specjalizację na ostatnim roku studiów wybrałem kierunek, który miał mnie przygotować do pracy z dziećmi niesłyszącymi. Dlaczego akurat taki? Czułem, że się do tego nadaję, ponieważ już na studiach, jeżdżąc na obozy z osobami niesłyszącymi odnajdowałem się w tym środowisku. Co prawda, problemem była nieznajomość języka migowego, jednak dzięki pomocy wielu osób, w krótkim czasie opanowałem go na tyle dobrze, aby móc samodzielnie porozumiewać się z uczniami – tłumaczy Krętosz, który od razu po studiach otrzymał ofertę pracy w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niesłyszących i Słabosłyszących w Raciborzu. Tutaj znów los połączył pana Krzysztofa ze sportem. W placówce tej od 1994 roku istniał bowiem, szybko rozwijający się klub – Odra Racibórz, którego trenerem, a w późniejszych latach prezesem został właśnie Krętosz. – Prowadzę zajęcia drużyny siatkówki mężczyzn, która już dwukrotnie w swojej historii sięgnęła po drugie miejsce w mistrzostwach Polski i wygrała Ogólnopolski Turniej Siatkarzy Niesłyszących w Lublińcu 2007 roku. Wyjazdów na różnego rodzaju turnieje i zawody jest w sezonie mnóstwo, co wymaga ogromnej systematyczności oraz samozaparcia zawodników. Wielu z nich nie pochodzi z Raciborza, a mimo tego co tydzień przyjeżdżają do Raciborza i trenują, aby później móc stanąć w szranki z najlepszymi ekipami w kraju – zdradza nauczyciel. W ubiegłym roku podopieczni Krętosza wystartowali także w rozgrywkach Raciborskiej Ligi Piłki Siatkowej. – Przez ten rok bardzo wiele nauczyliśmy się od innych drużyn. Nasi zawodnicy są szczęśliwi, że mogą mierzyć się z tak świetnymi ekipami oraz zmotywowani tym, że z meczu na mecz nabierają cennego doświadczenia, które może zaowocować tryumfami w konfrontacji z niesłyszącymi – tłumaczy szkoleniowiec. A co motywuje samego Krzysztofa Krętosza? – W pracy przede wszystkim sukcesy moich uczniów, natomiast na treningach postawa dzieci oraz ich radość i uśmiech w czasie zajęć – nie ukrywa wuefista.
Odpoczynek w ogrodzie
– Sport bardzo mocno wrył się w moją świadomość. Dzięki ciężkim treningom wzmocniłem swój charakter oraz stałem się otwarty na nowe wyzwania. Nauczyłem się także rozmawiać i współpracować z innymi ludźmi, co jest ważną umiejętnością każdego trenera – mówi Krętosz. Sztukom walki mógłby poświęcać prawie cały wolny czas, ponieważ jak sam mówi: żona rozumie jego pasję, gdyż sama interesuje się sportem. – Kiedyś grała wyczynowo w siatkówkę przy AZS-ie Gliwice. To dzięki tej dyscyplinie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Pewnego razu będąc w Zabrzu, za namową kuzynki, wziąłem udział w jednym z towarzyskich meczów, a w przeciwnej drużynie grała właśnie Magda. Patrzyłem na nią na początku nieprzychylnie, ponieważ kilka razy zablokowała mój atak – śmieje się Pan Krzysztof, który żonie oraz synkowi stara się poświęcać jak najwięcej wolnego czasu. Nie oznacza to jednak, że poza sportem i rodziną nie znajduje chwili na swoją najnowszą pasję – ogrodnictwo. – To wbrew pozorom bardzo aktywny wypoczynek. Dla mnie, jako osoby, która nie potrafi usiedzieć w miejscu nawet po ciężkim dniu pracy, jest to świetna odskocznia – uśmiecha się nauczyciel, który już dziś stawia sobie nowe cele na przyszłość. – Chciałbym wciąż dzielić swoje życie między pracą z młodzieżą, a treningami. Moim marzeniem jest to, aby Odra Racibórz osiągała kolejne sukcesy na arenie krajowej. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się także reaktywować sekcję piłkarską naszego klubu. Co do pszczyńskiej akademii to najważniejsi pozostają dla mnie ludzie, a w szczególności dzieci, dlatego po cichu marzę o tym, aby było ich w naszej sekcji coraz więcej. W tym roku po raz pierwszy bierzemy także udział w Międzynarodowej Gali Wschodnich Sztuk Walk, dzięki czemu będziemy mieli możliwość pokazania się szerszej publiczności – kończy jedna z ikon raciborskiego sportu.
Wojciech Kowalczyk
Najnowsze komentarze