środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Co można zrobić, kiedy nic się nie da zrobić

12.02.2013 00:00 red

Z zawodu jest neurologiem, a jej mąż anestezjologiem. Wspólnie, niezależnie od swej codziennej pracy, jaką jest niesienie pomocy pacjentom w chorobie, dodatkowo podjęli się  misji, którą jest towarzyszenie ludziom w najtrudniejszych momentach ich życia. Lucyna i Marek Rajczykowscy, to lekarze, którzy zaangażowali się w opiekę paliatywną tworząc i od ponad 22 lat prowadząc raciborskie Hospicjum im. Św. Józefa. Z Lucyną Rajczykowską rozmawia Ewa Osiecka.

– Co sprawiło, że postanowiła pani poświęcić się tak niezwykłej pracy?

– Dla mnie jest to bardzo wczesna inspiracja w życiu zawodowym, sięgająca jeszcze pierwszych lat mojej pracy. Tak jak doktor Cicely Saunders widziała potrzebę niesienia pomocy w londyńskim szpitalu, ja dostrzegłam ją pracując na oddziale chirurgii, gdzie wiele osób chorowało i umierało z powodu chorób nowotworowych. Możliwości leczenia bólu były wówczas bardzo ograniczone, dysponowaliśmy małą ilością leków przeciwbólowych, które w ciągu dyżuru trzeba było podzielić pomiędzy kilkakrotnie większą liczbę pacjentów.

– Stąd pomysł na hospicjum?

– Przypadkowo w 1981 r. trafiłam na książkę wspomnianej dr Cicely Saunders, założycielki pierwszego współczesnego Hospicjum, mieszczącego się w Londynie. Przeczytawszy o tym, co zrobiła w Anglii, bardzo mnie to poruszyło, a jednocześnie było wielką inspiracją. W 1987 r. usłyszałam o działających w Polsce hospicjach domowych. Pierwsze z nich powstało w Gdańsku w 1984 r. Skontaktowaliśmy się z ks. Eugeniuszem Dutkiewiczem, który był jego organizatorem i dyrektorem. Przyjechał do Raciborza i zachęcił nas do działania. Nasze raciborskie hospicjum powstało w 1990 r. I od tego czasu nieprzerwanie funkcjonuje.

– Minęło już trochę czasu od chwili powstania pierwszego hospicjum.

– Tak, hospicjum Św. Krzysztofa w Londynie powstało w 1967 r. Od tego czasu zmieniło się zasadniczo podejście i możliwości leczenia bólu, ale sytuacja ludzi, których współczesna medycyna nie może wyleczyć nie jest łatwa. W naszych szpitalach diagnozuje się, leczy, wykonuje operacje, poza tym istnieje duża presja ekonomiczna, żeby robić to szybko i sprawnie, nie ma więc czasu na  zajęcie się ludźmi, którzy nie rokują wyleczenia. W takich sytuacjach kierowani są oni do oddziałów dla przewlekle chorych, które też najczęściej nie dysponują dostateczną liczbą personelu oraz leków potrzebnych pacjentom w zaawansowanej chorobie nowotworowej. Hospicja w Polsce powstają więc by odpowiedzieć na najbardziej podstawowe ludzkie potrzeby, konieczność intensywnego leczenia i jednocześnie przebywania w domu, bądź w wypadku hospicjów stacjonarnych w warunkach możliwie zbliżonych do domowych.

– Istnieje kilka form hospicjum?

– Możliwości prowadzenia działalności w ramach hospicjum jest dużo, poczynając od hospicjów stacjonarnych, poprzez poradnie, po punkty konsultacyjne istniejące również w szpitalach. Przy niektórych hospicjach działają tzw. day center, czyli ośrodki opieki dziennej. Czasy, w których nie można nawet marzyć o budowaniu drogich ośrodków sprzyjają powstawaniu hospicjów domowych. To właśnie one skupiają przede wszystkim lekarzy i pielęgniarki, spośród których wielu, dużą część swojej pracy wykonuje wolontaryjnie. Angażują się również wolontariusze różnych profesji – ludzie nauki, przedsiębiorcy, nauczyciele – często bardzo zajęci, którzy jednak mają potrzebę niesienia pomocy innym.

– A jaki charakter ma nasze hospicjum?

– Raciborskie hospicjum jest również hospicjum domowym, w którym funkcjonuje poradnia oraz zespół osierocenia. Ponieważ wsparcie potrzebne jest na każdym etapie, w ramach zespołu działa psycholog oraz przeszkolone osoby, zajmujące się pacjentem i jego rodziną, w momencie, kiedy ta jeszcze nie jest osierocona, ale znajduje się w trudnej sytuacji życiowej. To dobre rozwiązanie, ponieważ gdy chory człowiek umiera, rodzina zwykle zaprzyjaźnia się już z psychologiem i ma większe do niego zaufanie. Czasami przychodzą do nas osoby, które utraciły kogoś bliskiego i to niekoniecznie naszego pacjenta. Zwykle uczestniczą w spotkaniach indywidualnych i grupowych. W hospicjum mamy również bardzo zaangażowanego kapelana, możliwa więc jest również pomoc duchowa. Odprawiane są też regularne msze za naszych pacjentów oraz wspólne wyjazdy i wykłady dla rodzin.

– Kto może skorzystać z pomocy hospicjum?

– Każdy. Nasza pomoc dla mieszkańców jest nieodpłatna, należy jednak pamiętać, że przychodząc po poradę lekarską, tak jak w każdej poradni specjalistycznej, niezbędna jest rejestracja pacjenta. Działamy w ramach NFZ, dlatego konieczne jest spełnienie wszystkich wymogów stawianych przez fundusz, jak: skierowanie, dokumentacja medyczna, dokument ubezpieczenia. Mamy świadomość, że jest to bardzo uciążliwe ale konieczne.

– Czy dużo chorych korzysta z pomocy hospicjum?

– Mamy średnio od 20 do 30 pacjentów miesięcznie. Zwykle chorych jest dwa razy więcej niż zostało zakontraktowanych. Nie można mówić, że mamy kolejki, ale bywa, że prosimy o zwłokę czasową. Jeśli pacjent sobie radzi informujemy go, że w danym tygodniu nie możemy przyjechać, zalecamy skorzystanie z pomocy lekarza rodzinnego. Kiedy jednak sytuacja jest dramatyczna staramy się szybko zapewnić pomoc.

– Jak w praktyce wygląda państwa praca?

– W naszej działalności domowej zajmujemy się pacjentami w okresie terminalnym. Pacjent, który może przyjść do poradni jest badany, zostaje mu udzielona porada i wypisane leki. Jeżeli chory zgłaszany jest przez rodzinę, to przyjmujemy go dopiero po wcześniejszym przebadaniu. Umawiana jest wizyta, podczas której chory jest kwalifikowany do opieki hospicyjnej. Gdy taki pacjent znajduje się w końcowej fazie choroby nowotworowej, wtedy regularnie odwiedza go lekarz i pielęgniarka. Nie można tego jednak określić patrząc na skierowanie do poradni. Czasami, na szczęście pacjent nie jest w tak złym stanie, że konieczna jest opieka domowa. Możemy wtedy przyjąć go do tzw. poradni wyjazdowej. Poradnia wyjazdowa to rodzaj dobrego rozwiązania dla tych pacjentów, których stan zdrowia pogorszył się np. po terapii onkologicznej, ale jeszcze nie kwalifikuje ich do hospicjum domowego. Po zgłoszeniu przyjeżdżamy, sprawdzamy czy i jaka pomoc jest potrzebna, przepisujemy leki.

– Jak wiele osób zaangażowanych jest w prace w hospicjum?

– Prawie 90 proc. obowiązków spoczywa na trzech pielęgniarkach, łącznie z etatem administracyjnym. W sumie jest to półtora etatu pielęgniarskiego, z czego ogrom czasu zajmuje praca biurowa. Przykładowo, jedna z naszych pielęgniarek ma cały etat administracyjny, dlatego do pacjentów chodzi wolontaryjnie. Ponadto zatrudniamy na pół etatu lekarza i mamy umowy zlecenia na godziny dla reszty personelu. Pomimo tak małego grona pracowników, nie starcza pieniędzy, które otrzymujemy z NFZ. Dobrze, że jesteśmy zakładem pożytku publicznego. Z uzyskanych w ten sposób środków opłacamy np. czynsz, media, telefony i pokrywamy inne wydatki administracyjne. Inaczej trzeba by zamknąć hospicjum.

– Jaki teren działania obejmuje swym zasięgiem hospicjum?

– Niewielkim etatowo zespołem powinniśmy objąć cały Racibórz łącznie z terenem w promieniu 30 km, a więc od Chałupek do Rybnika. Ograniczone pieniądze w ramach kontraktu, nie pozwalają nam pojechać do każdego pacjenta, który się do nas zgłosi w obrębie 30 km. Praca ta więc polega na balansowaniu pomiędzy tym co powinniśmy, a faktycznie tym co możemy zrobić. Możemy więc tak, jak w niektórych hospicjach zmusić pacjenta nierzadko w fazie terminalnej, by czekał na nas kilka tygodni. Możemy też zachować się jak ludzie, którzy wiedzą, że są takie sytuacje, że trzeba wsiąść w samochód i zaraz jechać, bo ktoś ma zupełnie nieopanowany ból lub jakieś inne problemy. A czasem, gdy chory ma dobrze opiekującego się nim lekarza rodzinnego lub pielęgniarkę środowiskową, wystarczy w ramach poradni wyjazdowej, skonsultować go i ustawić bólowo.

Często problemem jest nie tylko choroba człowieka, ale też towarzyszący jej dramatyczny splot okoliczności rodzinnych, finansowych. Dlatego rozumiejąc to, staramy się być bardziej wrażliwi na trudną sytuację w jakiej znajdują się potrzebujący pomocy chorzy.

  • Numer: 7 (1083)
  • Data wydania: 12.02.13