Prokurator bada czy podpalono Brooklyn
W poniedziałek Prokuratura Rejonowa w Raciborzu wszczęła śledztwo w sprawie pożaru w lokalu Brooklyn przy ulicy Browarnej. Ogień stanowił ogromne zagrożenie dla lokatorów mieszkań położonych nad klubem, którzy kładli się do snu. Niewykluczone, że lokal został podpalony.
Mieszkańcy centrum Raciborza na długo zapamiętają noc z 6 na 7 lutego. Dokładnie o godzinie 23.23 dyżurny raciborskiej straży pożarnej otrzymał dramatyczne zgłoszenie o pożarze w popularnym klubie Brooklyn. Ogień pojawił się tuż po zamknięciu lokalu.
Pomagali inni strażacy
Na miejsce natychmiast skierowano zastępy straży pożarnej z Raciborza. Szybko okazało się, że potrzebne są posiłki a strażacy nie mogą wejść do środka. Ze względu na bardzo wysoką temperaturę panującą wewnątrz i silne zadymienie wykonano dwa otwory w szklanej ścianie. W jednym z wykonanych otworów ustawiono tzw. agregat piany lekkiej wypełniając część pomieszczenia pianą. – Wstępnie straty oszacowaliśmy na 700 tysięcy złotych. Nie ustaliliśmy przyczyny pożaru, tym zajmie się policja – mówi aspirant sztabowy Stefan Kaptur, dowódca jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Raciborzu. Ogień zniszczył wyposażenie baru i sali barowej, wyposażenie audiowizualne, kręgielnie, stół bilardowy, dwa automaty do gier zręcznościowych, elementy wyposażenia wnętrza, szklane ściany działowe, okna i drzwi. Zniszczeniu uległ także sprzęt ratowniczy i środki ochrony indywidualnej strażaków. Strażacy zakończyli akcję ratowniczą dopiero 7 lutego o godzinie 11.20. W działaniach gaśniczych brało udział 20 pojazdów straży pożarnej w tym: 8 z Komendy Powiatowej PSP Racibórz, 3 z JRG Rybnik, 1 z JRG Wodzisław Śląski, 1 z Komendy Wojewódzkiej PSP Katowice oraz 7 zastępów Ochotniczych Straży Pożarnych. Łącznie w akcji udział brało 74 strażaków.
Bez prądu, bez wody
Lokatorzy mieszkań zostali po pożarze bez dachu nad głową. – Cztery osoby noc spędziły w hotelu. Reszta rodzin przeniosła się do swoich krewnych – mówi Stanisław Mrugała z raciborskiego magistratu. W budynku na kolejne dni wyłączono prąd i wodę przez co na miejscu nie dało się mieszkać. W lokalach nadal unosi się intensywny zapach spalonego plastiku. Przez kolejne dni, właściciele zamiast sprzątać mieszkania mogli je jedynie wietrzyć. Wysoka temperatura, która przez kilka godzin utrzymywała się w klubie, spowodowała uszkodzenie drzwi w części mieszkań na pierwszym piętrze. Na kilku z nich pojawiły się spękania lakieru i pęcherzyki. – Pożar spowodował pewne uszkodzenia konstrukcji żelbetowej stropu, jednak ich charakter nie stwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa konstrukcji budynku jak i lokali mieszkalnych. Żelbetowa konstrukcja stropu nad klubem posiada określoną klasę odporności ogniowej, co ochroniło kondygnacje położone bezpośrednio nad nim przed przedostaniem się ognia – mówi Gabriel Kuczera, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Raciborzu. Kiedy doszło do pożaru, na podziemnym parkingu pod klubem zaparkowana była część samochodów należących do lokatorów. Woda, którą gaszono pożar przedostawała się tam z klubu. – Budynek posiada swoje systemy odprowadzania wody z garaży, a więc woda, która przedostawała się tam podczas akcji gaśniczej nie gromadziła się na parkingu podziemnym. Z kolei w mieszkaniach nad klubem największe szkody wywołał dym. Najprawdopodobniej część z mieszkań nadawać się będzie do odmalowania – dodaje Kuczera.
Sygnał z monitoringu
Jednymi z pierwszych osób, którzy pojawili się na miejscu byli pracownicy firmy ochroniarskiej. Zostali skierowani na miejsce po otrzymaniu niepokojących sygnałów z instalacji alarmowej. – Wysłaliśmy niezwłocznie na miejsce patrol interwencyjny. Policja już zabezpieczyła z naszego systemu wydruki, które ich interesowały – mówi Andrzej Gnot z firmy Northern, która ochrania obiekt. Prokuratura Rejonowa w Raciborzu wszczęła już śledztwo w sprawie pożaru w klubie Brooklyn. Śledztwo jest prowadzone pod kątem artykułu 163 paragraf 1 ustęp 1 kodeksu karnego. Przepis ten mówi, że kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać pożaru podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. – Śledztwo wszczęliśmy formalnie w poniedziałek 11 lutego. Nie możemy zdradzać żadnych szczegółów dotyczących postępowania. Bardzo pomocne będą między innymi opinie biegłych z zakresu pożarnictwa. To jednak potrwa – mówi prokurator Franciszek Makulik, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu.
Nikogo nie zatrzymano
Decyzja prokuratury może świadczyć o tym, że poczynione do tej pory ustalenia wskazują na przestępstwo. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, alarm miał zostać rozbrojony aktywnym kodem a drzwi otwarte kluczami. – Nie możemy potwierdzić tej informacji dla dobra toczącego się śledztwa – mówi prokurator Franciszek Makulik. Mimo blokady informacji, w tej chwili najbardziej prawdopodobną wersją, na której koncentrują się śledczy jest podpalenie lokalu. Świadczyć o tym ma choćby fakt, że ogień pojawił się równocześnie w dwóch miejscach klubu. Sprawca miał dostać się do wnętrza przez tylne drzwi. To wejście jest objęte systemem monitoringu, jednak rejestratory z dyskami twardymi znajdowały się wewnątrz klubu i uległy spaleniu. Policjanci wycięli to co z nich zostało aby spróbować odzyskać dane i obraz z pamięci. Ogień szybko przedostał się na ściany lokalu, bo hałas z kręgielni próbowano wyciszać między innymi przy pomocy wełny mineralnej i... wytłoczek z jajek. – Policjanci z wydziału kryminalnego pracują intensywnie nad tą sprawą. Dotąd nie zatrzymano żadnej osoby – mówi starszy sierżant Anna Wróblewska z Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu.
Zginęły zwierzęta
– Wiele wskazuje na to, że większość szkód powstałych na klatce schodowej uda się pokryć z polisy. Z niej najprawdopodobniej uda się naprawić windę i instalacje wentylacyjne – mówi Irena Żylak, lokatorka i członek zarządu wspólnoty przy Browarnej. – Ściany wymagają ozonowania. Zajmują się tym specjalistyczne firmy. Chcielibyśmy aby udało się odświeżyć jak największą powierzchnię ścian – dodaje. Dym, który przedostał się do mieszkań spowodował najwięcej szkód. – Wszystkie powierzchnie i przedmioty w mieszkaniu są pokryte jakby czarnym kurzem, ale to nie kurz. To oleista substancja o intensywnej woni spalonego plastiku – mówi Alina Luterek, lokatorka bloku. W momencie pożaru nie było jej w mieszkaniu. Strażacy wyważyli jednak drzwi, aby sprawdzić czy w środku nikogo nie ma. Z domu udało się uratować kota, drugi zdechł w duszącym dymie.
Każdy oferował nam pomoc
– Obudziły nas strażackie syreny, po chwili do mieszkania zapukali strażacy. Byli na każdym półpiętrze pukali do każdych drzwi. Kiedy wyprowadzono nas z budynku zajęli się nami policjanci. Proponowali ogrzanie w radiowozie. Ratownicy medyczni pytali nas o zdrowie – mówi lokatorka z trzeciego piętra. Właściciel spalonego budynku Grzegorz Kampka nie chce osobiście rozmawiać z mediami, odsyła nas do adwokata. Reprezentuje go Sylwester Garbas z raciborskiej kancelarii. Informuje nas, że sprawa jest wciąż gorąca i trudno już dziś mówić konkretnie o przyszłości. – To co można wyczytać o niej w internecie na lokalnych portalach jest dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla państwa – oznajmia. Pewne jest jedno – lokal na parterze na pewno wznowi działalność. – Kiedy to nastąpi i jaki będzie przedmiot jego działalności nie zostało jeszcze ustalone – podkreśla mecenas.
Adrian Czarnota, (mw)
Najnowsze komentarze