środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Klimanek broni pielęgniarek

29.01.2013 00:00 red

Prawie 320 pielęgniarek i położnych raciborskiego szpitala od czterech lat czeka na podwyżki.

Żądania swe opierają na regulaminie wynagrodzeń, w którym znajduje się zapis zarządzenia dyrektora z 2009 r. informujący, iż wzrost pensji dla pielęgniarek i położnych przewidywany jest w okresie od trzech do pięciu lat. Związki w rozmowach z dyrekcją dotychczas nie zdołały jednak wypracować w tej kwestii konsensusu.

Praca za godziwe wynagrodzenie

Pomimo wielokrotnych starań przedstawienia problemu gremium samorządu powiatowego, po raz pierwszy przewodnicząca związku zawodowego pielęgniarek i położnych Małgorzata Lenart wraz z przewodniczącą poprzedniej kadencji Wiolettą Płaszewską mogły szerzej swe postulaty omówić  podczas styczniowego posiedzenia komisji zdrowia rady powiatu.

– Regularnie spotykamy się jako związki zawodowe z dyrektorem i rozmawiamy m.in. na temat podwyżek. Niestety, pan dyrektor jest nieugięty, zawsze twierdzi, że nie ma pieniążków dla nas, a podwyżki będą, jak tylko środki się pojawią. Mamy jednak pełną świadomość, że nigdy nie będzie takich sprzyjających sytuacji, żeby te pieniądze na podwyżki w budżecie się znalazły – mówiła podczas spotkania przewodnicząca Małgorzata Lenart.

Przytoczyła też stwierdzenie dyrektora, że jeżeli związki będą się bardzo upierać w kwestii podwyższenia pensji, to pieniądze mogą się ostatecznie znaleźć, ale będzie to kosztem redukcji etatów.

Na radzie społecznej szpitala skierowano do niej pytanie, skąd ewentualnie wziąć pieniądze na  podwyżki dla pielęgniarek i położnych. – W takich kwestiach nie my powinnyśmy decydować. Naszym obowiązkiem jest wywiązywanie się z pracy, do której jesteśmy przygotowane, natomiast tego rodzaju sprawami powinny zajmować się osoby, które zarządzają naszą placówką – stwierdziła przewodnicząca. Ponieważ jednak temat został wywołany na forum, w ocenie środowiska pielęgniarskiego należałoby się przyjrzeć polityce wynagradzania szczególnie jednej grupy zawodowej.

– W raciborskim szpitalu obserwuje się stały napływ lekarzy kontraktowych, którzy są sowicie wynagradzani w naszej placówce i to do tego stopnia, że przyjeżdżają aż z krańca naszego województwa, a nawet z innych województw. Jeśli będzie się taki trend utrzymywał, to dla pielęgniarek i położnych nigdy nie będzie sprzyjającego momentu na uzyskanie podwyżek – uważa Małgorzata Lenart.

Przewodnicząca twierdzi też, że na podwyżki można przeznaczyć sumę uzyskaną z 3 proc. wzrostu kontraktu, z tytułu wprowadzonej przez szpital akredytacji. O fakcie tym środowisko pielęgniarek i położnych dowiedziało się m.in. na spotkaniach ze starostą i dyrektorem szpitala.

Około 4 mln zł rocznie kosztowałby szpital wzrost pensji o 500 zł dla każdej pielęgniarki i położnej. Przedstawicielki związków twierdzą jednak, że nigdy nie upierały się przy tej wysokości podwyżki i jest to jedynie kwota wyjściowa do dyskusji. Konieczne byłyby jednak rozmowy i wypracowanie wspólnego kompromisu z dyrekcją, która ze związkami nie chce negocjować.

– Dyrekcja odbiera nasze żądania jako atak, tymczasem rolą związków zawodowych jest ochrona interesów pielęgniarek i położnych, sprawienie, aby żyły w godziwych warunkach za godziwe wynagrodzenie. Nie zależy nam, aby od razu strajkować i odejść od łóżek pacjentów – stwierdziła Wioletta Płaszewska.

Nie widzę możliwości wzrostu pensji

Dyrektor szpitala Ryszard Rudnik uważa, że szukanie szerokiego wsparcia i angażowanie wielu osób w rozmowy o wzroście wynagrodzeń jest nieporozumieniem.

– Nie dziwi mnie stanowisko związków zawodowych zabiegających o wzrost wynagrodzeń. Podnosząc pensje nawet o 100 zł muszę mieć te pieniądze przez wiele lat dla każdego pracownika, co miesiąc. Nie mogę jednak zrujnować finansów szpitala tylko dlatego, że oczekiwania i presja na władzę jest wysoka – powiedział dyrektor Ryszard Rudnik.

Przypomniał, że jedynym płatnikiem w całej działalności szpitala jest NFZ. – Jeśli państwo stwierdzicie, że w budżecie starostwa są pieniądze na to, żeby wesprzeć szpital, to będę za to wdzięczny. Wiadomo mi jednak, że organ prowadzący nie może przeznaczyć środków na wzrost wynagrodzeń, a wyłącznie na wsparcie szpitala w procesie inwestycyjnym czy też doposażenia w nowy sprzęt – wyjaśnił dyrektor.

W najbliższym czasie planowany będzie budżet na rok przyszły i przedstawiona zostanie pod dyskusję radzie społecznej szpitala propozycja planu finansowego.

– Lata są trudne, a poziom wynagrodzenia w naszym szpitalu jest na całkiem przyzwoitym poziomie, dlatego nie widzę możliwości wzrostu pensji, przynajmniej w tej chwili. W tym roku skupimy się przede wszystkim na poprawie wykorzystania czasu pracy, efektywności oraz jakości pracy, bo zdarzają się przypadki, że ta jakość odbiega od wynagrodzeń, które dziś oferujemy – oznajmił dyrektor Ryszard Rudnik.

– Ja naprawdę wiem, na co mogę sobie pozwolić. Odpowiadam za podejmowane decyzje. Jeśli państwo uważają, że milion w jedną czy drugą stronę to nic, to ja do czegoś takiego się nie nadaję i proszę zastanawiać się nad zmianą dyrektora – zawyrokował.

W tym roku raciborski szpital otrzymał propozycję finansową podniesienia kontraktu o 1 mln zł, pieniądze te jednak, jak wyjaśnił dyrektor, przeznaczone są na leczenie, a nie na podwyżki. Szpital nie otrzymał też żadnych dodatkowych środków z tytułu wprowadzenia akredytacji. W sferze obietnic pozostała propozycja ministra zdrowia zwiększenia kontraktu o 3 proc. szpitalom, które będą dbały o jakość. Dyrektor zdementował też zarzut, że w szpitalu zatrudniani są lekarze, którzy za dyżur zarabiają 7 tys. zł

– Zatrudniamy ok. 70 lekarzy kontraktowych dlatego, że potrzebujemy dodatkowych specjalistów. Podpisujemy z nimi umowy po konkursach ofert. Proszę mi wierzyć, w naszym szpitalu stawki godzin dyżurowych są jedne z niższych w okolicy. Średnia pensja lekarza z co najmniej czterema dyżurami w miesiącu wynosi ok. 9 tys. zł brutto. Nie dotyczy to lekarzy kontraktowych, którzy otrzymują stawki godzinowe – stwierdził dyrektor Ryszard Rudnik.

Inaczej problem widzi radny Franciszek Marcol. – Rozumiem pielęgniarki. Od sześciu lat słyszę, że w tym kraju jest kryzys, nikt nie dostaje podwyżki, a przecież każdy wie, jak wszystko drożeje. Każdy z nas ma rodzinę. Każdy z nas chciałby mieć poczucie godności i stabilizacji. Może pan panie dyrektorze zaproponuje związkom np. 2,50 zł i to wtenczas będzie pana kwota wyjściowa do negocjacji? – proponował radny.

W odpowiedzi dyrektor przyznał, że cieszy się, że nie musi obniżać wynagrodzeń, ponieważ rosną  koszty utrzymania szpitala, np. ubezpieczenia, leków, opłat za paliwo i ogrzewanie. – Mogę dysponować tym co mam, a więc za pracę płacimy tyle, ile faktycznie możemy zapłacić – dodał.

Personel leczący na pierwszej linii frontu

– Panie dyrektorze, powiedział pan, że podwyżki będą i nawet przeznaczał pan pewne kwoty na poszczególne działy, jak pan objął to stanowisko. Teraz już drugą kadencję słyszę, że sytuacja finansowa jest zła, że powinniśmy iść do sądu. Gdyby pan poszedł do sądu dwa lata temu, to na pewno te pieniądze pan by miał. Ościenne szpitale, które poszły do sądu, pomimo, że trwało to dwa lata i faktycznie trzeba było wnieść opłatę za wszczęcie postępowania, uzyskały pieniądze. Mało tego, fundusz przyjaznym okiem spojrzał na kontraktowanie w latach następnych i co niektóre ościenne szpitale są na plusie – podsumował dyskusję przewodniczący komisji zdrowia Marceli Klimanek.

Przypomniał też, że nikt lepiej nie dba o jakość leczenia niż personel leczący, a więc ci wszyscy, którzy mają kontakt interpersonalny z cierpiącym. – To my jesteśmy na pierwszej linii frontu, nikt inny z boku tego nie zrozumie. Mogę wam tylko przyklasnąć, że dbacie o swoje koleżanki, taka jest rola związków i myślę, że pan dyrektor zacznie z wami rozmawiać i będzie konsensus w tej sprawie – zapewnił przedstawicielki związków doktor Marceli Klimenek.

Ewa Osiecka

  • Numer: 5 (1081)
  • Data wydania: 29.01.13