środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Trudna droga do mistrzowskiego pasa

22.01.2013 00:00 red

Jest prekursorem brazylijskiego jiu jitsu na terenie Raciborszczyzny. W tym roku otrzyma najwyższe możliwe wyróżnienie w tym sporcie – czarny pas. Wyróżnienie o tyle istotne, że mistrzowskim tytułem w naszym kraju poszczycić może się nieco ponad pięćdziesięciu zawodników.

W 2001 roku  Tomasz Jabłonka wybrał się – z ciekawości – na kilka treningów brazylijskiego jiu jitsu do Rybnika. To był strzał w dziesiątkę. Po kilku tygodniach stwierdził, że to właśnie temu sportowi walki chce się bez reszty poświęcić. Nie chciał jednak na zajęcia dojeżdżać tak daleko, dlatego wspólnie z kolegami postanowił wynająć salę w Raciborzu i – dosłownie od zera – poznawać tajniki tej dyscypliny.

Sportowa droga

Motywacja do poznania tego sportu nie pojawiła się jednak w Rybniku, ale o wiele wcześniej – w momencie gdy do rąk Tomasza Jabłonki trafił filmik z jednej z pierwszych gal UFC. – Gdy obejrzałem ten materiał, poczułem olśnienie. W tej walce zawodnik o słabszych warunkach fizycznych pokonywał o wiele większego przeciwnika. Bardzo chciałem zrozumieć ten fenomen – przyznaje Jabłonka, który od najmłodszych lat uwielbiał rywalizację. – Zawsze coś mnie do niej „ciągnęło”. Nie chodziło o to, aby się z kimś bić. Po prostu rzeczą, która mnie absorbowała był ciągły rozwój osobisty. Chciałem być sprawniejszy, szybszy i silniejszy – tłumaczy. Jednym z elementów wspomnianego rozwoju było zapoczątkowanie w Raciborzu treningów brazylisjkiego jiu jitsu. Początkowo wynajęto do tego celu salę, którą podzielono później na dwie części. W jednej pod okiem Michała Musioła zawodnicy ćwiczyli capoeirę, w drugiej Jabłonka z pasjonatami sportów walki, poznawał stopniowo technikę jiu jitsu. – Faktycznie, na początku daliśmy zawodnikom szansę wyboru sportu, który chcą trenować. Z czasem zaczęło brakować chętnych do ćwiczenia capoeiry, wszyscy dosłownie lgnęli do BJJ – przyznaje instruktor. Jabłonka i Musioł z capoeirą związani byli od jakiegoś czasu. – Razem pracowaliśmy w szkole podstawowej w Kuźni Raciborskiej. To właśnie tam wprowadziliśmy ją na zajęcia ruchowe dla dzieci. Oczywiście cały czas zdobywaliśmy o capoeirze nowe informacje, aby jak najwięcej przekazać uczniom. Chcąc się doskonalić jeździliśmy na seminaria – mówi. Tak samo było z brazylijskim jiu jitsu. Po kilku treningach w Rybniku obydwaj panowie nie mogli nazwać siebie ekspertami w tym sporcie. Uczyli się więc bardzo intensywnie, jeździli na spotkania z mistrzami i codziennie wylewali litry potu na macie. – Każdy może trenować sporty walki i dojść w nich bardzo daleko. My zaczynaliśmy od treningów opierających się na filmach szkoleniowych czy książkach. Dziś efektem tych starań jest w pełni profesjonalny klub sportowy Łamator, którego zawodnicy rozpoznawani są w całym kraju. Zdarzają się sytuacje – zresztą bardzo miłe – gdy chłopaków mających na sobie klubową koszulkę rozpoznają ludzie np. w Poznaniu czy Warszawie . Można powiedzieć, że jesteśmy więc znaną marką. Charakterystyczna jest na pewno nasza nazwa, którą wymyślił Michał Musioł a jest ona zlepkiem słów: łamania (od dźwigni w bjj) i amator (bo byliśmy nimi na początku) oraz świetne logo, pomysłu Marka Musioła. Niektórzy widzą w nim małpkę, inni zaś mówią, że to moja podobizna – śmieje się Jabłonka i dodaje: Jako zawodnik BJJ nie mam jakichś znaczących sukcesów. Na pewno wartościowymi są: wicemistrzostwo Polski w kategorii elita, wicemistrzostwo Polski południowej czy wygranie shido–ligi w brazylijskim jiu jitsu. W tej chwili bardziej cieszą mnie trofea zdobywane przez moich podopiecznych. A tych z roku na rok jest coraz więcej.

Od amatora do maratończyka

Życie Tomasza Jabłonki nierozerwalnie związane jest ze sportem. W ostatniej klasie szkoły podstawowej, wspólnie z kolegami zapisał się do sekcji podnoszenia ciężarów Unii Racibórz, w której de facto zamiast tej dyscypliny, zajął się kulturystyką. – Ten etap w moim życiu trwał jednak bardzo krótko, ale można powiedzieć, że to były chwile gdy zaczynałem fascynować się sportem. Muszę przyznać, że w pierwszych latach „podstawówki” nie byłem asem z wychowania fizycznego. Przede wszystkim wtedy jeszcze nienawidziłem biegania – uśmiecha się. Paradoksalnie, kilkanaście lat później, Jabłonka bez treningów biegowych nie mógł się obejść. Zapoczątkował je, ponieważ... postanowił schudnąć. – To było już w czasach gdy trenowałem brazylijskie jiu jitsu. Przygotowywałem się wówczas do Mistrzostw Europy w Portugalii i miałem kilka kilogramów do zrzucenia. Bieganie spodobało mi się tak bardzo, że wystartowałem nawet w maratonie Mistrzostw Polski Nauczycieli, zajmując w nim 17 miejsce na osiemdziesięciu pedagogów. Łącznie wystartowało natomiast ponad dwa tysiące zawodników, a ja byłem 639 na 1988 zawodników którzy ukończyli maraton. Najfajniejszy było jednak to, że zawody odbyły się we Wrocławiu w 2500 rocznicę przebiegnięcia przez Filipidesa z Maratonu do Aten – wspomina pan Tomasz. Najważniejsza w sporcie według niego jest systematyczność. Wykazywał ją między innymi w treningach kick–boxingu, na które uczęszczał będąc już uczniem raciborskiego technikum mechanicznego. – Moim instruktorem był Krzysztof Janiszewski. Kick–boxing ćwiczyłem przez całą szkołę średnią i przez pierwszy rok studiów. Prowadziłem nawet grupę – wspomina i dodaje: Jedyne czego brakowało mi w tej sekcji to możliwość rywalizacji i sprawdzania swoich umiejętności na zawodach. Pierwszą możliwość konfrontacji na macie Jabłonka otrzymał natomiast od  zapaśników Dębu Brzeźnica. – Zaproponowali mi wspólne zajęcia. Stoczyłem kilka walk i muszę przyznać, że nigdy tak bardzo nie dostałem w kość. Byłem w tamtym czasie nieco ociężały, przez trening kulturystyczny ważyłem 91kg i zapaśnicy śmiali się ze mnie, że ruszam się jak dziadek. Chyba wtedy zdecydowałem, że muszę ostro wziąć się za siebie i pokazać wszystkim na co mnie stać – przyznaje. – Muszę podkręślić, że sporty walki nie są jedynymi jakie uprawiałem bądź uprawiać.  Uwielbiam jeździć na rowerze i pływać. Zaliczyłem z niezłym wynikiem maraton kajakowy po Odrze. W wakacje wspinam się, chodzę po górach i bawię się w grotołaza. Kiedyś grałem nawet w pierwszoligowej drużynie darta – dodaje Jabłonka.

Nauczyciel z powołania

Nieprzerwanie od trzynastu lat Jabłonka jest dyplomowanym nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej w Kuźni Raciborskiej. Aby nim zostać przeszedł długą drogę edukacji. – Najpierw ukończyłem Szkołę Podstawową nr 8 należącą do raciborskiego SMS-u. Wbrew pozorom, nie uczyłem się w klasie o profilu sportowym, jednak już tam fascynował mnie sportowy klimat. Obserwowałem i podziwiałem tamtejszych pływaków i lekkoatletów. W  technikum mechanicznym spotkałem świetnych wuefistów: pana Oszka i pana Gizowskiego, którzy wprowadzili zajęcia z gimnastyki. Wiadomo, żaden młody człowiek nie lubi tej dyscypliny, wszyscy woleliby grać w piłkę nożną, ale mnie te lekcje się podobały. Można powiedzieć, że dzięki nim byłem świetnie przygotowany do egzaminów na studiach – chwali szkołę średnią Jabłonka. Po Mechaniku – w którym jak sam mówi najmniej absorbowały go przedmioty techniczne – interesowało go kilka kierunków studiów. – Chciałem iść na psychologię, resocjalizację albo AWF. Dowiedziałem się jednak, że w Studium Nauczycielskim w Raciborzu istnieje kierunek: resocjalizacja z wychowaniem fizycznym i to właśnie na niego się zapisałem. Bardzo miło je wspominam. Interesowało mnie dosłownie wszystko czego nas uczono. Dzięki wykładowcom, którzy z wielką pasją prowadzili zajęcia, nie miałem w późniejszych latach żadnych problemów z przeprowadzeniem dowolnej lekcji wychowania fizycznego. Tytuł magistra resocjalizacji uzyskałem natomiast na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie – mówi. – Jeszcze na studiach mówiono nam o wypaleniu zawodowym. Ja jednak tego nie czuję. Bardzo lubię swoją pracę i mam na nią coraz to nowsze pomysły. Dzieje się tak ponieważ jestem otoczony nauczycielami którzy również kochają swoją pracę a dyrekcja pomaga w realizacji nowych projektów. Można powiedzieć, że spełniam się pracując z dziećmi i młodzieżą– tłumaczy.

Nowy samuraj

Ostatnie miesiące w życiu sportowym Tomasza Jabłonki były bardzo udane. Kilkanaście miesięcy temu został trenerem kadry śląska w brazylijskim jiu jitsu, natomiast pod koniec ubiegłego roku otrzymał nominację na czarny pas, który w najbliższym czasie otrzyma z rąk samego Mariusza Linke. – Nominacja jest w pewnym sensie zwieńczeniem lat ciężkiej pracy – mówi i tłumaczy: Czarnych pasów w naszym kraju jest teraz coraz więcej, a BJJ rozwija się w zawrotnym tempie. Myślę, że wynika to z narodowego charakteru Polaków. Jesteśmy bardzo bitni i zawzięci oraz nigdy nie odpuszczamy – co zresztą zauważają nawet brazylijczycy, którzy trenowali z naszymi rodakami. Jednym z największych osiągnięć Jabłonki jest prowadzenie Łamatora i to że – jak sam mówi – wiele młodych osób zmieniło swoje życie dzięki treningom. – Przychodzą do nas osoby z problemami, z różnych środowisk, z nałogami oraz nieradzący sobie z życiem. My staramy się im pomóc i jestem dumny z tego, że wiele takich osób poprzez ciężki trening wyciągnęliśmy z dołka. Staram się moich zawodników motywować do zmiany swojego życia na lepsze. Przekonuję ich aby porzucili np. używki czy poszli do szkoły. Podaję wtedy swój przykład: może wyda się to dziwne, ale nigdy w życiu nie spróbowałem jak smakuje papieros – a musisz wiedzieć, że w moim domu oprócz babci palili wszyscy, co na szczęście zmieniło się kilkanaście lat temu. Nigdy też nie kusiło mnie aby spróbować narkotyków i o ich niszczycielskim działaniu wiem wyłącznie z opisów – podkreśla trzydziestopięciolatek. – Myślę, że dziś mogę o sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Mam wspaniałą rodzinę: żonę i dwójkę dzieciaków. Siedmioletnia Ola jest zafascynowana brazylijskim jiu jitsu, natomiast trzyletni Olaf miał już pierwszy kontakt z matą na zawodach i zobaczymy czy kiedyś pójdzie w moje ślady. Czego chcieć więcej? – pyta jedna z ikon raciborskiego sportu.

Wojciech Kowalczyk

  • Numer: 4 (1080)
  • Data wydania: 22.01.13