środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Raciborzanin który realizuje swoje marzenia

22.01.2013 00:00 red

Grzegorz Mejłun z parafii św. Mikołaja wygrał konkurs na najpiękniejszą szopkę bożonarodzeniową, ogłoszony przez opolski oddział Gościa Niedzielnego. W nagrodę dostanie dwie książki o papieżu Janie Pawle II. Szopka powstawała kilka lat, a co roku była powiększana i wzbogacana o nowe eksponaty. Ma 145 cm długości, 50 cm szerokości i 70 cm wysokości.

Szopka i ołtarzyk

Jego nazwisko w języku litewskim – mejłunas znaczy miłość. Od najmłodszych lat cieszył się na święta Bożego Narodzenia. Już w połowie adwentu stawiał choinkę, która mu towarzyszyła co najmniej do 2 lutego. Grzegorz Mejłun, jak mówi o sobie prawie38-letni obywatel tego miasta,  tu się urodził, tu chodził do szkół, był ministrantem, lektorem, a wreszcie szafarzem, na miarę raciborskich możliwości realizuje swoje pasje. Przez wiele lat pomagał stawiać w kościele stajenkę, oglądał różne szopki w Internecie, w kościołach, w czasie podróży po Europie, aż wreszcie sam postanowił zrobić własną. Ma talent i potrafi wiele rzeczy sam wymyśleć i zrobić z  materiałów nabytych w sklepach z drewnem czy zoologicznych. Zanim przystąpił do budowania szopki konieczne było wykonanie rysunków. Pierwsze figurki bardzo proste, toporne wręcz dostał od swojej cioci z Niemiec. Były białe, gipsowe, więc je malował. – Dwa lata temu pojechałem do cioci do Köln, żeby zwiedzić słynną katedrę. Nieopodal niej jest sklep wyłącznie z elementami do budowania szopek. Król 5-centymetrowy. 12-centymetrowy, 30-centymetrowy, pasterz przechylony na prawo, na lewo, jak komu się podoba i co sobie wymyśli. Wybór ogromny. Byłem w swoim żywiole – opowiada Grzegorz Mejłun. Poza postaciami biblijnymi kupił tam figurki zwyczajnych ludzi. W swojej szopce ma ich teraz osiemnaście. Ludzkie postaci mają wysokość ok. 12 cm, chyba, że klęczą, czy mają uniesione ręce. Wszystkie wykonane są z nietłukącej mieszanki żywicznej, przez co są przyjemne w dotyku.

Każda szopka to przede wszystkim tło i podłoże oraz jakieś zabudowania. Tło szopki Grzegorza Mejłuna stanowi zdjęcie gór. W oddali szczyty górskie, lekko ośnieżone, a bliżej znajduje się polana z choinkami: świerkami, jodłami. 4 małe, sztuczne choinki to elementy szopki oraz mech przyniesiony na jesień z lasu, który czekał na balkonie oraz produkty imitujące sianko oraz krzaczki kupione w sklepie zoologicznym. Jednak najciekawszym elementem tej szopki są 3 chaty: główna, w której można zobaczyć świętą rodzinę, nad którą obracają się maleńkie figurki aniołów podobnie jak w szopce w Wambierzycach, a także mniejsza stanowiąca małą wiatę i największa, okazała, drewniana gospoda na murowanym cokole, z oknami, okiennicami i pięknym dachem umieszczona na skale. Grzegorz Mejłun wykorzystał patyki po lodach, gips,  piankę dla plastyków, drobne listewki, papier ścierny, farbę, gałązki, resztki drewnianych stolarskich odpadków. Przecież wszystko to jest miniaturą tego, w czym się kiedyś mieszkało. Ogromnie fascynujące jest oświetlenie tej szopki. Małe żarówki ledowe, malutkie reflektorki, ognisko czy szum wody, która wciąż leci i jest podświetlona, to elementy które sprawiają, że ta szopka „żyje”. Staranność jej wykonania, logiczne ustawienie każdego elementu i dopracowanie wszystkiego zachwyca i sprawia, że nie można od niej oderwać oczu. Szkoda tylko, że autor na razie trzyma ją tylko w domu. Tę szopkę powinien zobaczyć świat, gdyż żadne zdjęcia nie oddają jej uroku. A to właśnie tylko zdjęcie tej szopki wygrało konkurs Gościa Niedzielnego. Kolega Grzegorza, Adrian Szczypiński postanowił nagrać film o szopce. Montaż wraz z muzyką dał niesamowity efekt. Film trwa około 5 minut i nosi tytuł: Szopka Grzegorza Mejłuna.

Ołtarzyk to także projekt Grzegorza. Imitujące marmur, drewno, odpowiednio przygotowane i pomalowane, pancerna szybka, figurka Maryi z Dzieciątkiem, aniołów  św. Benedykta opata oraz św. Pawła Apostoła. W dolnej części ołtarzyka w tzw. mensie jest zamaskowany otwór, w którym znajduje się Boży grób, z figurą Jezusa, wykonaną z modeliny przez Grzegorza.

Kinooperator

Grzegorz Mejłun pracował przez kilkanaście lat jako kinooperator w kinie „Bałtyk”. To on między innymi puszczał film „Pasja”,  który pobił wszelkie rekordy oglądalności.  Grzegorz  już nie pracuje w kinie jednak jego pasja kinowa  nie zanikła. Wraz z Adrianem Szczypińskim – zawodowym montażystą,  podjęli się realizacji trzech filmów: o kinach w przedwojennym i powojennym Raciborzu, o kolejce wąskotorowej w Rudach oraz o historii kościoła św. Mikołaja. – Wchodziliśmy do każdego zakamarka, weszliśmy na sam szczyt wieży. Tyle lat jestem w kościele św. Mikołaja, więc siłą rzeczy znam go bardzo dobrze – opowiada Grzegorz Mejłun. – Znam historię, wiem gdzie można wejść, żeby było bezpiecznie. Tłumaczyłem mu zawiłości architektoniczne. Samodzielnie kręciłem ostatnią scenę widok z balkoniku z wieży, gdzie Adrian bał się wejść. Film został bardzo dobrze przyjęty, trwa 25 minut i na razie nigdzie nie jest udostępniony – dodaje. Adrian Szczypiński, robi tym razem bez  kolejny film o Psince, kanale i rzeczce, która płynęła kiedyś przez Racibórz. Głównymi materiałami i pomocą w tych wszystkich filmach są zdjęcia archiwalne oraz kroniki. – Wszystkie filmy robimy hobbystycznie, a do filmu o kinach wykorzystałem moje zdolności i zrobiłem makietę sali kinowej wraz z ekranem i kurtynami z lat 1961 – 98, ponieważ nie było żadnych zdjęć z wnętrza widowni z tego okresu. Do filmu o kościele wykorzystaliśmy rzuty techniczne, znalezione na plebanii – mówi współautor.

Szafarz

Od 27 lat służy przy ołtarzu i zwieńczeniem tej młodzieńczej posługi jest posługa szafarza. – W 2000 roku mój ówczesny proboszcz Reinhold Porwol zapytał mnie pewnej niedzieli czy nie chciałbym zostać szafarzem. Odpowiedziałem, że muszę się zastanowić, ale proboszcz już wcześniej poczynił stosowne uzgodnienia z abp Nossolem i tak się to zaczęło – wspomina Grzegorz. Z zasady szafarz jest potrzebny, kiedy kapłan nie jest w stanie sam rozdzielać komunii świętej i jak podkreśla, właśnie w takich sytuacjach służy: w czasie sumy niedzielnej, świąt kościelnych, a także odwiedza z komunią chorych w szpitalu. Zapytany czy wciąż, po tylu latach, ma poczucie sacrum odpowiada: Oczywiście. Chrystus przychodzi, żeby nam siebie dać. Cały czas mam świadomość, że to jest On. Staram się rozdawać Jego Ciało uważnie i starannie. Czasem jednak zdarzają się różne nieprzewidziane sytuację, kiedy ktoś się żegna po przyjęciu komunii trącając mi kielich, który łapię w locie. Będąc po studiach teologicznych,  jako szafarz mam także swoje zdanie na pewne sprawy. Uważam, że przyjmowanie na rękę, które od kilku lat możliwe jest na terenie całej Polski jest kontrowersyjne i rodzi nadużycia. Wierny na przykład nie może iść z komunią na ręce do ławki, ale musi ją spożyć na oczach kapłana czy szafarza. Druga sprawa dotyczy okruchów (tzw. partykuł), które mogą pozostać na dłoni. W przypadku naczyń liturgicznych te okruchy są odpowiednio zbierane i spożywane.  W przypadku dłoni – spadają.

alezim

  • Numer: 4 (1080)
  • Data wydania: 22.01.13