Pomaga zamieniać świat ciszy w słowa
Pomaganie osobom niesłyszącym stało się dla raciborzanki Ireny Białuskiej drugim życiem. Za swe zaangażowanie dla innych uhonorowana została przez prezydenta Raciborza tytułem Wolontariusz Roku 2012. Zawodowo spełniła się już jako surdopedagog w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niesłyszących i Słabosłyszących w Raciborzu. Dziś angażując się jako tłumacz języka migowego daje wsparcie tym, którzy na co dzień muszą zmagać się ze światem ciszy.
– Praca z osobami niesłyszącymi to nie lada wyzwanie?
– Od dziecka marzyłam, aby zostać nauczycielką. Bardzo chciałam pracować z dziećmi z domu dziecka, które potrzebują dużo miłości i ciepła. Może dobrze, że tak się nie stało, ponieważ zajęcie to pochłonęłoby mnie całkowicie. Praca z dziećmi to jednak moje powołanie, choć zanim trafiłam do ośrodka dla niesłyszących, przez cztery lata pracowałam w gorzelni, a potem w Sanepidzie.
– Nie dała pani jednak za wygraną i postawiła na swoim.
– Zdecydowałam się kontynuować naukę w Studium Nauczycielskim w Rybniku. Ponieważ wymagane były praktyki w szkole, dostałam się do ośrodka dla dzieci niesłyszących. Rozpoczynałam pracę z dziećmi niesłyszącymi pod koniec lat 70-tych, kiedy preferowana była wyłącznie metoda oralna. Dzieciom i nam nauczycielom, w czasie zajęć szkolnych nie wolno było migać. Uczyliśmy więc je mówić i odczytywać mowę z ust.
– Czy trudno nauczać bez możliwości posługiwania się językiem migowym?
– W szkole otrzymałam grupę dzieci trudnych. Niełatwo było je nauczyć artykulacji głosek, które najpierw sama ćwiczyłam na sobie. Codziennie obowiązkowo odbywała się gimnastyka z ćwiczeniami oddechowymi, które ułatwiały mówienie. Potem dwa razy dziennie godzinne zajęcia artykulacji. Dlatego, jeśli komuś wydaje się, że w kontaktach z osobą niesłyszącą niepotrzebna jest mowa, jest w błędzie.
– Skąd w takim razie pani świetna znajomość języka migowego?
– Początkowo pracowałam w internacie. Pod opiekę miałam 6- 7-letnie maluszki, które do domu mogły jeździć raz w miesiącu. Gdy wracały prześcigały się w przekazywaniu swoich wrażeń. To właśnie od nich nauczyłam się języka migowego. W latach 90. metodę oralną zastąpiła metoda totalnej komunikacji, pozwalająca na możliwie najlepsze dotarcie do niesłyszącego dziecka. Gdy więc zezwolono w szkole na posługiwanie się językiem migowym w synchronizacji z mową, dodatkowo zaczęłam jeździć do Warszawy na kursy nauki systemu językowo-migowego.
– Opanowała go pani do perfekcji.
– W pewnym momencie koleżanki stwierdziły, ze „przesiąkłam” głuchoniemymi. Sama zauważam, że jak migam, to przestawiam się również na ich sposób myślenia. Dokonuję pewnych skrótów myślowych charakterystycznych dla ich formy wypowiadania się.
Nie bez znaczenia było również to, że wychowywałam osobę niesłysząca. Gdy przyszłam do pracy w szkole, w mojej klasie była dziewczynka z dużymi problemami emocjonalnymi. Marylka pochodziła z Brennej dlatego zamieszkała w naszym domu. Choć dziś to już dorosła kobieta, mężatka, nadal utrzymujemy bliskie kontakty.
– Czy język migowy jest trudny?
– Nie, trzeba po prostu próbować zrozumieć rozmówcę. Dla mnie jest nawet prostszy niż język polski. Migając niesłyszący zwykle rozmieszczają obiekty lub osoby w przestrzeni, bardziej wskazując niż nazywając miejsca, w których się znajdują. Nie tłumaczymy dokładnie tego co mówi druga osoba, migamy tylko sens zdania.
– Język migowy bardzo ułatwia kontakty z osobami niesłyszącymi, a w szczególności z dziećmi.
– Aby nawiązać więź, również tę emocjonalną, z drugim człowiekiem trzeba poznać jego język, a tym samym jego sposób myślenia. Dlatego chcąc być dobrym nauczycielem i pedagogiem musiałam nauczyć się języka migowego.
Właśnie ze względu na złą komunikację środowisko osób niesłyszących jest izolowane. Poznając zaś ich język odkrywamy, że są to normalni ludzie. Dlatego nowa ustawa, która wprowadza do urzędów język migowy, nie tylko ułatwia kontakty, ale też sprawia, że niesłyszący mogą czuć się pewniej w relacjach z ludźmi słyszącymi. Zmniejsza bariery komunikacyjne.
– Pomimo emerytury dalej pani pracuje.
– Przez trzy lata zatrudniona byłam na pół etatu w Polskim Związku Głuchych Oddział Ślaski w Katowicach jako instruktor w Kole Terenowym PZG w Raciborzu. Obecnie działam tam społecznie. Pracuję również w Kole Terenowym opolskiego oddziału PZG w Kędzierzynie-Koźlu. To inny sposób pracy niż w szkole, ale bardzo ciekawy. Niesłyszący mają pomysły, ale nie zawsze wiedzą, jak je zrealizować. Gdy widzę, że przejawiają chęć do urzeczywistnienia swych planów, wówczas starałam się im pomóc. Co najważniejsze, robię to co lubię. Mój mąż twierdzi, że mam pracę, z której czerpię satysfakcję. Dlaczego nie, jeśli można z siebie komuś coś dać.
– W jakich sprawach najczęściej pomaga pani niesłyszącym?
– W najróżniejszych, np. pośredniczę w załatwianiu mieszkań, rent socjalnych, poszukiwaniu pracy. Pomagam w kwestiach zdrowia, w kontaktach z opieką społeczną, spółdzielnią mieszkaniową, jestem tłumaczem w sądach, prokuraturze i wszędzie tam, gdzie potrzebna jest pomoc osobie niesłyszącej. Spotykam się z przypadkami dyskryminacji. Nie wszyscy są wyrozumiali i tolerancyjni wobec odmienności porozumiewania się. Tymczasem nawet najmniejsze przejawy życzliwości spotykają się u głuchych z dużym uznaniem. Kiedy pracowałam jako biegły tłumacz w sądzie, po rozprawach prawie zawsze osoby niesłyszące, próbowały zapraszać mnie na kawę, zachwycone, że je rozumiem i potrafię z nimi porozmawiać. Nigdy oczywiście z takich zaproszeń nie skorzystałam.
– Czy jednym językiem migowym mogą posługiwać się osoby z różnych krajów?
– Język migowy nie jest internacjonalny. Jednak osoby niesłyszące potrafią się porozumieć ponieważ jest on językiem obrazowym. W szkole organizowałam dla uczniów wycieczki, m.in. do Włoch, Chorwacji, czy Hiszpanii. Młodzież napotykając osoby niesłyszące bez większych problemów nawiązywała tam kontakty, wymieniała się adresami. Zdarzyło mi się również tłumaczyć z czeskiego, ukraińskiego, a także dogadywałam się na Węgrzech i w Chorwacji.
– Niewielu jest tłumaczy języka migowego.
– To prawda. Jako tłumacz jeździłam do wielu miejscowości woj. śląskiego, opolskiego, a nawet małopolskiego. Znajomość języka migowego nawet wśród tłumaczy nie zawsze jest doskonała. Zdarzyło się, że na policję przyszedł tłumacz, który stwierdził, że osoba głucha nie zna języka migowego. Problem pojawia się bowiem miedzy polskim językiem migowym, a systemem językowo-migowym, a więc tym, którego używa osoba głucha, a tym, którym posługują się tłumacze.
Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że mogę pracować dla osób niesłyszących i mogę przekazywać im wszystko to co chcą i powinni wiedzieć.
Ewa Osiecka
Najnowsze komentarze