środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Gdy najbliżsi burzą świat dziecka

18.12.2012 00:00 OQL

Zielonym zakątkiem nazywana jest placówka opiekuńczo-wychowawcza w Pogrzebieniu. Nie tylko dlatego, że jej mali mieszkańcy wybrali taki kolor na swój ładny dom, ale również ze względu na okazałe drzewa, które tworzą tam ścianę zieleni.

Rozległy teren wokół ośrodka z dziś przysypanym śniegiem placem zabaw, boiskami sportowymi i dużym tarasem przylegającym do domu, to miejsca gdzie dzieci chętnie spędzają swój wolny czas. Dla podopiecznych ośrodka dostępne są też inne salezjańskie obiekty sportowe, na których można grać w piłkę nożną, plażową, siatkową i w kosza.

Starostwo w utworzonym we wrześniu 2005 r. domu dla dzieci nie przez przypadek powierzyło opiekę nad nimi salezjankom. Zgromadzenie to zgodnie z wolą swego założyciela ks. Jana Bosko zajmuje się na co dzień pracą wychowawczą.

Dom na czas nieokreślony

Do pogrzebieńskiego ośrodka trafiają dzieci z rodzin patologicznych i niewydolnych wychowawczo głównie z powiatu raciborskiego oraz z rodzin zastępczych. Najlepszym miejscem na nowy dom okazał się dawny budynek gospodarczy, który służył salezjankom m.in. jako miejsce noclegowe dla sióstr i młodzieży przyjeżdżającej na rekolekcje. Dziś gruntownie przebudowany i powiększony, dostosowany został do potrzeb mieszkalnych dzieci. Rozmieszczone na piętrach przytulne trzyosobowe pokoiki, łazienki, świetlica, stołówka i salka do ćwiczeń rekompensują niewygody, których często wcześniej doświadczały.

Radosne powroty

Dzieci zabierane są rodzicom decyzją sądu i kierowane do Pogrzebienia przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie.

– Początkowo zamieszkało u nas 10 podopiecznych, potem było ich coraz więcej. Obecnie opiekujemy się 32 dziećmi – opowiada dyrektor placówki s. Rozalia – Teresa Krzyżewska.

Od początku istnienia domu przebywało w nim już 117 małych mieszkańców w wieku od 8 do 18 lat. Większość z nich to chłopcy. Czasem zdarzają się nawet sześcioosobowe rodzeństwa. Duża jest też rotacja, w tym roku przeszło przez dom 10 dzieci.

– Zależy nam, aby przywrócić je rodzicom. Intensywnie przyglądamy się temu co dzieje się w ich domach, rozmawiamy z kuratorami i pracownikami socjalnymi z terenu zamieszkania dziecka, edukujemy rodziców, rozbudzamy ich zainteresowania dziećmi, namawiamy do odwiedzin – wymienia siostra dyrektor.

W listopadzie do swoich rodzinnych domów wróciło dwóch chłopców. – Kiedy się u nas pojawili mieli duże zaległości w szkole, byli opóźnieni w nauce co najmniej o dwa lata. Gdy odchodzili jeden z nich otrzymał świadectwo z czerwonym paskiem, a drugi był najlepszym uczniem w klasie – wspomina s. Rozalia.

Odchodząc, na własnoręcznie zrobionej kartce jeden z nich napisał: „Bardzo dziękuję siostrze za dom, rodzinę i miłość, za nowe ubranie, jedzenie, wyjazdy, zabawy, jeżdżenie ze mną do lekarza, uczenie nas jak dobrze mamy żyć i za pogłębianie wiary. Dziękuję również wychowawcom za pomoc w nauce i dobre słowo (…)”.

Rany, które trzeba zabliźnić

Trafiając do ośrodka, dzieci są nieszczęśliwe, że musiały zostawić swoje środowisko, kolegów i wyrażają swój bunt wobec rodziców. Z czasem jednak wzajemne stosunki poprawiają się, szczególnie gdy rodzice regularnie odwiedzając dzieci, zabierają je na święta i wakacje. Zwykle w końcu znów wracają na stałe do domu.

Większość rodziców wykazuje zainteresowanie ponownym odzyskaniem swoich dzieci. Zdarzają się jednak i tacy, którzy nie potrzebują współpracy i nie zabiegają o ich powrót do domu. Nic jednak na siłę pracownicy ośrodka nie mogą zrobić.

– Dzieci przychodzą do nas poranione przez swoich najbliższych i trzeba te rany zabliźniać. Praca ta jednak daje wiele satysfakcji – zapewnia siostra dyrektor i pokazuje kolejny list.

„Dopiero teraz dzięki słówkom siostry Dyrektor zajarzyłem, o co w tym wszystkim chodzi i teraz już wiem co siostry i wychowawcy chcą osiągnąć. Siostry chcą mnie nauczyć jak świat jest trudny i chcą mnie do niego przystosować. (…) Za to wszystko dziękuję i postaram się ze wszystkich sił bym w życiu został kimś” – napisał Marcin. Obecnie chłopak ten usamodzielnił się, nieustannie jednak wraca do ośrodka, ponieważ przebywa tam jeszcze jego rodzeństwo.

Trudne wyzwania

Pogrzebieńska placówka utrzymuje stały kontakt ze szkołami, do których uczęszczają jej podopieczni, a zwłaszcza ze szkołą podstawową w Pogrzebieniu i w gimnazjum w Kornowacu. Dzięki współpracy, która układa się bardzo dobrze, i pracy wychowawców placówki, wychowankowie wyrównują swoje zaległości szkolne i lepiej się uczą.

– Pomimo problemów, które stwarzają dzieci, placówka daje im wsparcie. Taka jest rola rodzica, w zastępstwie którego występujemy. Stawiamy im wymagania, ale muszą też czuć że są kochane – dodaje s. Rozalia.

Wyzwań pracownikom placówki stale przybywa. Mieszkają tam także dzieci upośledzone, wymagające leczenia psychiatrycznego, oraz dzieci z dużym bagażem negatywnych doświadczeń. Opiekę nad dziećmi sprawuje 12 osób – sióstr i wychowawców oraz pedagog. Dodatkowo zatrudniony jest psycholog, terapeuta i pracownik socjalny.

Droga ku samodzielności

Od 1 stycznia w Raciborzu istnieje dom rodzinkowy na Starej Wsi, gdzie przeprowadziło się dziewięcioro najstarszych wychowanków placówki w Pogrzebieniu. To krok ku samodzielności, ponieważ dzieci muszą tam sprostać zarówno obowiązkom szkolnym, jak i domowym. Siostra uważa, że nowa sytuacja uczy ich myślenia, ponieważ same organizują swój czas. Nieustannie jest z nimi wychowawca, pomaga i ukierunkowuje wspólnie z nimi wykonując różne prace.

Niezapomniana wigilia

Ważnym momentem w codziennym życiu placówki są święta. – Chcemy aby dzieci czuły się jak w domu, dlatego angażujemy je we wszystkie przygotowania świąteczne. Tworzy się wtenczas niezwykła atmosfera, którą nawet trudno wyrazić słowami – mówi siostra dyrektor.

W okresie przedświątecznym robią więc gruntowne porządki w swych pokojach, przygotowują stroiki, ozdabiają okna, stroją choinki. W tym czasie dzieci bardzo się wyciszają, każde ma swoje zajęcie, a jeszcze podejmują się dodatkowych obowiązków, jak odgarnianie śniegu czy zawieszanie lampek na zewnątrz domu.

Nigdy nie wiadomo ile dzieci pozostanie na święta. Siostra Rozalia nie sprzeciwia się jeśli rodzice chcą je zabrać do domu.

Wigilia obchodzona jest bardzo tradycyjnie. Dzieci ubierają się odświętnie, aby podkreślić powagę tego spotkania. Przy dźwiękach kolęd wszyscy dzielą się opłatkiem i składają sobie życzenia. Kolacja trwa długo, aby dzieci mogły skosztować jak najwięcej potraw. Na stole najpierw pojawiają się dania na zimno, są więc śledzie, ryby w galarecie, ryby po grecku, następnie barszcz z uszkami, ryby na ciepło i kapusta z grzybami. Nie może też zabraknąć makiełek z makiem i bakaliami, moczki, ciasta i owoców.

– Zależy nam, aby ta świąteczna atmosfera na długo zapadła w serca dzieci – mówi siostra dyrektor.

 

Ewa Osiecka

  • Numer: 51/52 (1075/1076)
  • Data wydania: 18.12.12