ZEW – fabryka wyrobów z węgla i grafitu
Od maja tego roku w ogrodzie botanicznym we Wrocławiu – historycznej stolicy Śląska – stoi posąg naszego raciborskiego poety, Josepha von Eichendorffa jako wędrowca. W latach 1911 – 1945 stał w tamtejszym parku szczytnickim i tak jak nasz pomnik raciborski, zniknął po wojnie ze swego cokołu.
Mich brennts in meinen Reiseschuhn – „Wędrowny mnie przynagla but, bym poszedł czasu śladem” – nasz wieszcz z Łubowic, w tych słowach bardzo trafnie ocenia wędrowców – przybyszów, którzy począwszy od średniowiecza, odciskają swój ślad na naszym regionie. Niektórzy z nich przybyli w złych zamiarach – przynosząc wojny, ucisk i rozboje, ale wielu w „parzących” wędrownych butach przybyło aby, krzewić tu postęp cywilizacyjny, a następnie wtopić się w region, który staje się z czasem ich nową małą ojczyzną.
Tym mądrym przybyszom, głównie z Zachodu, z „parzącymi” wędrownymi butami, których nie powstrzymywały żadne granice, Ziemia Raciborska od zarania zawdzięcza swój rozwój, a szczególnie rozwój przemysłu.
Przypomnę tylko parę przykładów. Pierwszy to Cystersi w Rudach zapoczątkowujący hutnictwo żelaza. Później Firma Ganz&Co z Budapesztu zakłada blisko dworca w Raciborzu pierwszą odlewnię żeliwa, produkując tu nawet już w latach dwudziestych motocykle pod nazwą Danubius, co w tłumaczeniu odznacza Dunaj.
Wilhelm Hegenscheidt z Alteny w południowej Westfalii, to protoplasta dzisiejszego Rafametu. Firma „Stella – Werke” z Nadrenii wybudowała fabrykę cegieł szamotowych. Z Wiednia firmy „Erste österreichische Ceresinfabrik Stockerau“ założyła w zachodniej części Raciborza wytwórnię węgli aktywnych „Chemische Werke Carbon”, a „Gebr. Bohler AG” odlewnię żeliwa. Założycielami opisywanej fabryki byli również wiedeńczycy bracia Fritz i Moritz Edle von Hartmuth.
Tajemnica sztuki czarnoksięskiej
Jeśli określenie fabryki wyrobów z węgla i grafitu, jako głównego zakładu przemysłowego Raciborza – brzmi dla niektórych zbyt górnolotnie, na potwierdzenie tego niech będą następujące hasła: największa produkcja tonażowa; najbardziej „robotniczy” i tradycyjny charakter; najdokuczliwsza dla otoczenia technologia; bardzo intensywne oddziaływanie społeczne; olbrzymi zakres możliwości stosowania wyrobów.
Największym pracodawcą była fabryka wyrobów tytoniowych, którą założył również człowiek z „parzącymi” butami, kupiec z Bremy Hermann Reiners. Zatrudniała w swych oddziałach na Ziemi Raciborskiej łącznie ponad 5000 osób, głównie kobiet skręcających w szczytowych okresach 100 mln cygar rocznie.
Ale tonażowo najwięcej produkowała fabryka elektrod węglowych – w szczytowych momentach ponad 60 tys. t rocznie. Takiego tonażu nie osiągały nawet łącznie wszystkie zakłady raciborskie, nie uwzględniając może cegielni.
Żeby zrozumieć w pełni specyfikę tego zakładu, który stawia go w Raciborzu na piedestał, trzeba poznać technologię wytwarzania najważniejszych jego grup wyrobów. Od dawna określano tę produkcję jako „die schwarze Kunst” (sztuka czarnoksięska) albo też – „schwarze Bäckerei und Konditorei“ (czarna piekarnia i ciastkarnia).
Otóż rolę mąki spełniają tu zmielone koksy, antracyt, a zamiast wody stosuje się gorącą smołę. Tak jak przy pieczywie ciasto, tu zwane zieloną masą, choć jest czarne, formuje się w brykieciarkach, formierkach lub często olbrzymich prasach hydraulicznych. Niektóre masy z brykieciarek lub formierek stanowią już gotowy produkt sprzedawany do hut wytapiających żelazo, aluminium, karbid lub żelazokrzem. Półprodukty formowane na prasach hydraulicznych lub formierkach wibracyjnych są bardzo wolno – prawie przez miesiąc wypalane do temperatur blisko 1000oC. Niektóre z nich, prażone do temperatur przekraczających 2500oC staje się grafitem. Wyroby te po obróbce na tokarkach lub frezarkach znajdują głównie zastosowanie w hutnictwie – żelaza i aluminium.
Nie wchodząc w szczegóły super ciekawych tzw. specjalnych węgli, grafitów lub sztucznych diamentów, wspomnę tylko iż wymiary wyrobów całej branży wahają się obecnie od mikronowych warstw do elektrod o średnicy przekraczającej jeden metr.
Technologię określano jako czarnoksięską, ponieważ raz wyrób wychodził dobrze, a drugi raz nie wiadomo czemu – popękany. Nie wiedza nabyta na uczelni, ale wieloletnia praktyka decydowały o sukcesie. Liczyły się zaszyfrowane zapisy receptur w notesie majstra. Pracownik wtajemniczył się dopiero po wieloletniej praktyce, co wpływało na zmniejszenie fluktuacji załogi.
Płońska brać „Czarnej Budy”
Zakład wraz z mieszkańcami dzielnicy Płonia stanowił najbardziej „rodzinno–pokoleniową” firmę w mieście. Dziadek, ojciec, syn i wnuk wszyscy pracowali po kolei w „Czarnej Budzie”. Z tej płońskiej braci robotniczej rekrutowali się w okresie międzywojennym niemieccy komuniści i syndykaliści – zwolennicy Liebknechta i Róży Luksemburg.
Ta jak określiłbym „robotniczość” tego zakładu, po II wojnie dodatkowo wykształcona przez panujący system polityczny, odbiła się również na kształtowaniu nawyków w kulturze masowej miasta. Orkiestra zakładowa stale należała do najlepszych w regionie, a Racibórz przez wiele lat był znany w kraju z posiadania zakładowej pierwszoligowej drużyny piłki nożnej Unii Racibórz. Tradycję i splendor dzisiaj przejęła drużyna żeńska – tzw. Unitki.
Dobrze obrabialne tworzywo nadawało się również do rozwijania sztuki rzeźbiarskiej wśród niektórych pracowników (10). Powstawały nawet dzieła monumentalne, jak np. 3 m pomnik Marii Skłodowskiej Curie, który przez wiele lat upiększał skwer przed byłą gazownią miejską.
Często niechlubne uprawianie „kultury masowej” odbywało się w gospodach. I tutaj fabryka mogła się poszczycić tym, iż obsługiwała prze wiele lat swoimi robotnikami dwie blisko położone karczmy – powszechnie znane pod nazwami „Vila Nova” i „U Millera”.
Z opowiadań matki, mój dziadek Carl Palitza dojeżdżał codziennie do pracy pociągiem z Kuźni Raciborskiej. Z „Czarnej Budy” wracał późno, umorusany jak kominiarz, stale po odwiedzinach jakiejś knajpy. Pił tam na tzw. „kredę” (karczmarz na tablicy zapisywał zaciągnięty dług). Po Vorschuss i Geldtag (zaliczkę i wypłatę) do fabryki jeździła lub chodziła babcia, regulując następnie długi dziadka w poszczególnych szynkach.
Umorusani robotnicy stanowili przez wiele lat pozytywny symbol przewodniczki narodu – tej prawdziwej klasy robotniczej oraz potęgi i bogactwa płynącego z ciężkiego przemysłu. Dzisiaj dymiące kominy i drobne pyły węglowe to symbole źródeł zakażeń środowiska – brudne koszule, pylica płuc oraz liczne odmiany nowotworów.
Josef Gonschior były gł. inżynier ds. rozwoju ZEW Racibórz
Najnowsze komentarze