środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Zapadł wyrok w sprawie głośnego morderstwa

06.11.2012 00:00 acz

– A jeśli po 40 latach spędzonych w kryminale, ktoś dałby mi szansę i mnie pokochał? Zabiłbym drugi raz?
– Miał pan jedną szansę na tysiąc. Dożywocie.

 

31 października Sąd Okręgowy w Gliwicach skazał na karę dożywotniego pozbawienia wolności Władysława B., muzyka z maturą, który w  październiku 2010 roku w Raciborzu miał dopuścić się brutalnego mordu. Zdaniem sądu, 66-letni inwalida z pierwszą grupą zabił 33-letnią sprzątaczkę z raciborskiego sądu a następnie próbował za wszelką cenę wysadzić blok przy Opawskiej aby zatrzeć ślady. To piętnasty wyrok jaki usłyszał zatwardziały kryminalista. Okazuje się, że to już drugi wyrok za morderstwo na jego koncie. W latach 90. zabił młodą kobietę w Bytomiu.

Zrobię każdy zamek
Tamtej środy drzwi z zakładu karnego miały trzasnąć za nim ostatni raz. Właśnie 13 stycznia 2010 roku 64-letni wówczas Władysław B. otrzymał  szansę. Z racji wieku ostatnią w swoim życiu. Sąd zgodził się na przerwę w odbywaniu kary a on sam miał się ubiegać o przedterminowe zwolnienie. – Nie myślałem, że kiedykolwiek jeszcze wyjdę na wolność. Kiedy znalazłem się na zewnątrz poczułem się, jakbym złapał pana Boga za nogi – powie później przed sądem. Władysław B. spędził większą część swojego życia w zakładach karnych. Przez ostatnie kilkanaście lat odsiadywał wyrok wydany jeszcze przez ówczesny Sąd Wojewódzki w Katowicach za zabójstwo. To miało być proste włamanie, które B. jako „spec od zamków” miał wykonać z kolegami w Bytomiu. Przy pomocy podrobionych kluczy dostał się do mieszkania samotnie mieszkającej kobiety. Kiedy został zaskoczony nagłym powrotem właścicielki, zadał jej ciosy metalowym przecinakiem. Kobieta od obrażeń zmarła. Kiedy dołączył do wspólników czekających przed blokiem, swoje zachlapane krwią spodnie skomentował zwrotem „wypadek przy pracy”.

Zabijmy kogoś
Zaufał mu ksiądz. Ten sam, który podczas mszy w więziennej kaplicy daje nadzieję tłumom skruszonych osadzonych. Władysław B. zaczął pomagać przy mszy. Znał nuty więc zaczął grać.  Przez kaplicę przewija się mnóstwo osadzonych, wkrótce Władka znało całe więzienie. Również tu poznał Ewę. Wkrótce po wyjściu B. na wolność wzięli ślub. 27 lutego na weselu bawiła się między innymi Krystyna K. 33-letnia koleżanka Ewy, która wraz z mężem mieszkała w czteropiętrowym bloku przy Opawskiej. Władek nigdy nie zyskał zaufania Krystyny, za to dobrze dogadywał się z jej mężem. Pożyczał też pieniądze, bo stałej pracy nie znalazł. Zresztą nawet jej nie szukał. – Cieszyłem się szacunkiem w zakładzie karnym. W więzieniu siedzi „barachło” ale są i ludzie prowadzący bardzo poważne interesy. W ciągu tygodnia mogłem zbić fortunę handlując paliwem, spirytusem czy narkotykami. Miałem do tego dostęp. Nie chciałem jednak wrócić za kraty – będzie tłumaczył przed sądem. Świeżo upieczony małżonek jednak tylko pozornie się ustabilizował. – On już w miesiąc po wyjściu namawiał mnie do tego, żeby kogoś zabić. Mówił, żebym znalazł kogoś z pieniędzmi a on tę osobę zabiję. Początkowo brałem to jako żarty z jego strony, ale miesiąc przed tym jak zginęła ta kobieta z Opawskiej spotkałem na mieście Władysława B. Namawiał mnie żebyśmy kogoś porwali z przystanku autobusowego. Pokazywał mi nawet paralizator, którym chciał się posłużyć. Powiedziałem mu, że może jestem biedny, ale za żadne pieniądze czegoś takiego nie zrobię i nie wrócę do więzienia – zezna później na policji osoba z rodziny.

Wybuchła benzyna, nie gaz

13 października 2010 blokiem przy ulicy Opawskiej wstrząsa wybuch. Ludzie wybiegają na klatkę, wpadając na starszego mężczyznę, który wystraszony zbiega z góry. Później jedna z sąsiadek rozpozna w nim Władysława B. Przyjeżdża straż, która znajduje w mieszkaniu zwęglone zwłoki kobiety, zakręca również gaz, którym sprawca próbował wysadzić blok. Rusza śledcza machina. Kto i dlaczego miałby zabijać Krystynę K.? Policja zatrzymuje męża kobiety i Władysława B. Obaj zostają po wyjaśnieniach zwolnieni. Wkrótce B. ucieka za granicę. Wraca w listopadzie. Na Piaskowej zatrzymuje go policja, gdy prowadzi po alkoholu samochód. W domu Krystyny K. zabezpieczono dużą liczbę śladów. Między innymi zabezpieczono na jednym z kurków gazowych krew, która jak się okazało dzięki badaniom DNA, ponad wszelką wątpliwość należy do Władysława B. Policjanci analizowali również nagrania z monitoringu na raciborskich stacjach benzynowych. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Kilkadziesiąt minut przed zabójstwem, o godzinie 11.47 jedna z kamer na stacji BP przy ulicy Reymonta w Raciborzu zarejestrowała Władysława B., gdy ten napełnia dwa pięciolitrowe pojemniki benzyną. Władysław B. zostaje aresztowany.

Inteligentny manipulator
– Tankowałem do pojemników, bo chciałem sprawdzić ile pali moja mazda – broni się przed sądem, równocześnie słania się na nogach wskazując na swój zły stan zdrowia. Przeciąga wyjaśnienia, konsekwentnie przyznając się tylko do jazdy pod wpływem alkoholu. Podważa opinie kolejnych biegłych wzywanych przez sąd. Specjalista z zakresu pożarnictwa mozolnie przelicza, jak szybko gaz ulatniający się z palników kuchenki z wrocławskiego Wrozametu osiągnie wybuchowe stężenie. Już pod koniec procesu okaże się, że w mieszkaniu gaz wcale nie wybuchł a jedynie opary benzyny, którą polał ciało i łóżko. Zarządzony zostaje między innymi eksperyment procesowy, podczas którego policjanci sprawdzają ile czasu zajmuje w przedpołudniowym szczycie dojazd z BP przy Reymonta na ulicę Opawską. Władysław B. zażyczył sobie również badanie na wykrywaczu kłamstw. Jeszcze przed morderstwem przygotował sobie wersję zdarzeń dla swojej żony, wmawiając jej, że feralnego dnia był w Zabrzu. Kilka godzin po morderstwie jak gdyby nigdy nic poszedł z nią do cyrku. – Oskarżony jest osobą bardzo inteligentną, jednak wysoki potencjał intelektualny oskarżony wykorzystuje w celach sprzecznych z prawem – mówi Olga Nocoń, przewodnicząca składu sędziowskiego uzasadniając wyrok.

To jego tajemnica
Po dwóch latach od mordu zapadł wyrok. Sąd uznał, że 13 października 2010 Władysław B. działając w zamiarze bezpośrednim ugodził Krystynę K. ostrym narzędziem w klatkę piersiową. Ciosy trafiły między innymi w serce 33-latki. Dodatkowo próbując zatrzeć ślady, usiłował sprowadzić zdarzenie zagrażające zdrowiu i życiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach. Miał to zrobić polewając łóżko i ciało kobiety benzyną a następnie pozostawił w pobliżu źródło ognia. Dodatkowo w kuchni odkręcił wszystkie kurki w kuchence gazowej próbując doprowadzić do wybuchu. Zapaleniu uległy jednak tylko pary benzyny. Gaz w kuchni nie wybuchł dzięki szybkiej akcji strażaków. Uwadze sądu nie uszedł również fakt, że w momencie zatrzymania Władysław B. prowadził pojazd pod wpływem alkoholu. Za wszystkie czyny orzekł karę łączną w postaci dożywotniego pozbawienia wolności. – Mieliśmy do czynienia z procesem trudnym, bo z procesem o charakterze poszlakowym. Wielu fragmentów tego i okoliczności zdarzenia nie da się precyzyjnie odtworzyć. Choćby tego, w jaki sposób oskarżony dostał się do wnętrza mieszkania małżeństwa oraz jak doszło do obezwładnienia pokrzywdzonej – tłumaczyła sędzia Olga Nocoń.

Nie chce uczciwie żyć
Sąd zauważył, że oskarżony miał pozbawić życia młoda kobietę, znajomą swojej żony, która nieraz pomagała mu finansowo. – Zamordował ją we własnym mieszkaniu, czyli miejscu gdzie każdy człowiek ma prawo czuć się bezpieczny. Kiedy w sypialni rozprzestrzeniał się ogień pokrzywdzona jeszcze żyła przez jakiś czas krztusząc się krwią i wdychając tlenek węgla oraz sadzę, co potwierdził biegły. Pozostaje mieć nadzieję, że kobieta była wówczas nieprzytomna i nie miała świadomości, że ogarniają ja płomienie. Oskarżony otrzymał od losu jedną szansę na tysiąc aby na stare lata opuścić zakład karny i dożyć swojego życia u boku kobiety, która mu zaufała. Znając jego przeszłość kryminalną zdecydowała się wyjść za niego za mąż. Jak pokazuje przebieg zdarzeń w tej sprawie, oskarżony nie chce i nie umie żyć uczciwie na wolności. Jeśli dano mu szansę, którą w tak rozmyślny i zuchwały sposób zmarnował to teraz musi ponosić tego konsekwencje. Jedyne co sąd może uczynić, to jak najdłużej izolować go od społeczeństwa – podkreślała przewodnicząca składu orzekającego. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca Władysława B.  zapowiedział apelację. Jeśli wyrok się uprawomocni, oskarżony zacznie odbywać orzeczoną karę dopiero w 2018. Obecnie odsiaduje resztę wyroku za morderstwo z lat 90.

Adrian Czarnota

 

  • Numer: 45 (1069)
  • Data wydania: 06.11.12