List do redakcji: Szmateks pod specjalnym nadzorem
Komunikaty, które usłyszysz w sklepie z używaną odzieżą.
W dniu dzisiejszym (15 października) skusiłam się na wizytę w sklepie z odzieżą używaną BIGA przy ul. Ogrodowej, namówiła mnie sąsiadka na jakiś nowy towar. Po „złowieniu” dwóch dosyć ciekawych swetrów musiałam ustawić się w dziesięciometrowej kolejce do przymierzalni. Po około godzinie stania, a będąc już w kabinie usłyszałam głos z mikrofonu. W pewnej chwili poczułam się, jakbym była na koncercie. To człowiek o imieniu Ireneusz, zatrudniony od niedawna w BIGA w charakterze ochroniarza przemawiał przez mikrofon do zgromadzonych klientów. Informował, że nie wolno przymierzać ubrań na terenie sklepu, ani kłaść rzeczy na parapetach. W dalszej części przemówienia wywoływał klientów wyrywkowo po kolorach ubrań i ostrzegał: „Pani w zielonym swetrze, ja widzę co pani robi”, „Wszystko zarejestrowaly kamery w Krakowie”, itp. Przeszły mnie dreszcze, bo jak żyję trochę lat, nie widziałam takiego sklepu. Weszłam pomiędzy wieszaki, żeby szybko wydostać się na zewnatrz, ale pech chciał, że przeciął mi drogę ów „ochroniarz” w białej koszuli z wizytówką na piersi „Ireneusz”, skierował się do dwóch pań stojących obok wieszaków z ubraniami. Jedna drugiej pokazywała co ma w koszyku. W/w zwrócił się do nich z cynicznym wyrazem: „Ja widzę co robicie”. Starsza z nich zapytała: „Co robimy?” Ten zaczął wykrzykiwać w ich stronę: „Mam powiedzieć głośno?”, „Wszystko jest nagrane na kamerach, mam pokazać?”, „Chcecie dostać zakaz wstępu do tego sklepu?”. Wywiązała się głośna awantura, krzyki były slyszalne w całym sklepie, ludzie osłupieli. Panie zażądały pokazania kaset, ale ten się wycofał, twierdząc, że kamery są w Krakowie. Jedna z pań dzwoniła na policję, poźniej do dyrekcji BIGA, a pseudoochroniarz nadal je obrażał mówiąc, że należą do grupy przestępczej i rozmawiają w sklepie ze złodziejami. Stałam jeszcze trochę czasu przy kasie i słyszałam wszystko, zresztą słyszeli wszyscy, bo awantura była wielka. Takie skandale raczej nie zdarzają się w sklepach, nie widziałam nigdy takiego traktowania klientów. Przecież nikt tam nic nie ukradł i chyba nie miał zamiaru. Przy kasie słyszałam wypowiedzi innych pań, które mówiły, że inna klientka, młoda dziewczyna, którą w/w nawoływał przez mikrofon, bardzo płakała, inna klientka powiedziała, że nigdy już TU nie przyjedzie. Moja sąsiadka była dzisiaj później niż ja w sklepie BIGA i słyszała to samo, ten dziwny osobnik nadal przemawiał przez mikrofon. Teraz już wiem, że pseudoochroniarz to były policjant, który przejął się rolą i we wszystkich klientach widzi złodziei, których traktuje tak, jak dawniej osoby przesłuchiwane. Jestem zszokowana sytuacją, jakiej byłam świadkiem, chwilami zastanawiam się, czy to mogło się rzeczywiście wydarzyć, czy mi się to śniło. Dlatego postanowiłam poinformować Waszą Redakcję o tym niecodziennym zajściu i prosić o opublikowanie tego, a może nawet przeprowadzenie wywiadu w tym sklepie. Jeszcze niedawno czytałam artykuł w Waszej gazecie o rzekomo miłej obsłudze sklepu BIGA, czy ktoś się pomylił? Czy wprowadzono Was w błąd w celach reklamowych? Reklamę już sobie zrobili. Pozdrawiam.
Mieszkanka Raciborza, pragnąca zachować anonimowość dla własnego spokoju i bezpieczeństwa.
Na zarzuty odpowiada pracownik firmy Biga z siedzibą w Krakowie (prosi, żeby nie ujawniać jego nazwiska):
Sklep BIGA w Raciborzu ma system nagłośnienia, a nasz pracownik monitoringu, pan Ireneusz, w formie komunikatów mówi o zasadach nieprzymierzania ubrań na terenie hali, tylko w przymierzalniach. Ta zasada została wprowadzona na prośbę naszych klientów i po to, żeby zapewnić im komfort i wprowadzić porządek, co jest zasadne szczególnie w dniach, kiedy są tzw. wymiany (cieszą się one dużym powodzeniem) i sklep odwiedza więcej osób. Zdarzało się bowiem wielokrotnie, że na przykład klientka zdjęła kurtkę, żeby coś przymierzyć, a w tym czasie inna klientka, myśląc, że ta kurtka jest towarem, wzięła ją, przymierzyła i kupiła (z rzeczami osobistymi pochowanymi po kieszeniach). Jest sporo przymierzalni, więc ta zasada nie powinna być uciążliwa. Na to, jak kto długo siedzi w przymierzalni i tym samym inni muszą czekać w kolejce, nie mamy przecież wpływu. Staramy się tak postąpić i tak to wszystko wyważyć, aby każdy był zadowolony. Nie docierały do nas do tej pory informacje, jakoby pan Ireneusz zwracał się do klientów w sposób personalny. Jest on pomocny w sklepie w różnych innych sprawach, nie tylko jako pracownik monitoringu. Dlaczego wprowadziliśmy monitoring? To przecież nie jedyny sklep, w którym on funkcjonuje, obecnie większość sklepów to monitorowane obiekty. Co do kradzieży – to nie mogę udzielać takich informacji. Wiadomo jednak, że gdyby się nie zdarzały – niepotrzebne byłyby nawet ekspedientki. Podsumowując, staramy się zadowolić naszych klientów, zapewnić im komfort zakupów, nawet wówczas, gdy w sklepie jest zwiększony ruch.
Najnowsze komentarze