środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

(Nie)pobożny Racibórz, czyli zachęta na Rok Wiary

16.10.2012 00:00 red

Mówi się pół żartem, pół serio, że Racibórz to pobożne miasto. Nie przeczę. Na jakich podstawach teza ta miałaby się opierać? Szczerze mówiąc, nie wiem. Być może, że nasze miasto jest w takim samym stopniu pobożne, co niepobożne. Być może, bo trudno jednoznacznie rozstrzygnąć.

Chcąc zastanawiać się nad wiarą Raciborza, czyli koniec końców nad wiarą każdego jego mieszkańca, należy uświadomić sobie przede wszystkim jedno: poziomu wiary, a co za tym idzie – poziomu pobożności, nie sposób zmierzyć. Na nic w tym wypadku zdadzą się badania statystyczne czy, tym bardziej, najnowsze zdobycze techniki. Jakość naszej wiary znamy jedynie my sami. Chociaż odnoszę nieraz wrażenie, że nawet nie my, że tak naprawdę do cna przenika ją wyłącznie Bóg.

A jednak się da!

Autentyczna wiara to nic innego, jak więź, przyjaźń człowieka z Bogiem, żywa i aktualna. W tej wspólnocie bosko-ludzkiej pierwszym jest Bóg. On się objawia, tzn. ujawnia Siebie, udziela się, wychodzi do człowieka, szukając go. Człowiek na to Boże wyjście odpowiada. Odpowiada aktem wiary: tym, że wierzy – w Boga (że istnieje), a także Bogu (że to, co On mówi jest prawdą). I odpowiada uczynkami: tym, że jak wierzy, tak robi.

Skoro zatem uczynki są wcieloną wiarą, to może jednak da się jakoś oszacować pobożność? Owszem. Istnieją przecież wykazy uczęszczających na niedzielną mszę oraz przystępujących do komunii. Czy wszelako mówią te rachuby o stanie wiary? O tym, jak ludzie z wiarą się zmagają? Jak ją przeżywają? Czy zdradzają coś z dynamizmu wiary? Wątpliwe. (Zresztą nie dowiemy się z nich również – no bo i jak?! – o duchowych problemach tych, którzy w kościołach się nie pojawiają). Wyniki te studzą raczej nasze zapędy, by budować solidną instytucję. Ponieważ liczby – nawet w tak (nie)pobożnym Raciborzu – ciągle spadają.

Koloratka

Jeśli więc pragnę rozważyć zagadnienie wiary naszego miasta, mogę to uczynić jedynie z własnej perspektywy. Pytanie brzmi: Co zauważa młody i niedoświadczony diakon? Sięgnę po konkret. Ot, drobiazg. Jakkolwiek, w moim przynajmniej odczuciu, mający swoją wymowę. Zdradza trochę atmosferę, jaka unosi się w Raciborzu wokół kwestii wiary.

Kiedy idę po mieście w koloratce, spotykam się z różnymi reakcjami ludzi. Zdarza się, że ktoś się serdecznie uśmiechnie. Zdarza się, że ktoś pozdrowi: „Szczęść Boże!” lub – rzadziej – „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”. Zdarza się, że ktoś spojrzy ze zdziwieniem. Zdarza się wreszcie, co jest, przyznaję szczerze, przykre, że ktoś – mimiką, gestem, dziwnym westchnieniem bądź komentarzem, wypowiedzianym nie wprost do mnie, ale do współtowarzysza, w taki sposób, żebym i ja usłyszał – daje mi do zrozumienia, że z Kościołem i wiarą nie chce mieć absolutnie nic wspólnego, że przeszkadza mu moja obecność w miejscu publicznym. Nigdy jednak nie przytrafiło mi się w Raciborzu, aby mnie ktoś obraził czy wyzwał.

Żadna obojętność

Nie wyliczyłem wszystkich tych reakcji na widok koloratki po to, żeby teraz domagać się tych, których się spodziewam, a które są dla mnie miłe. Wymieniłem je po to, by na ich tle powiedzieć o jeszcze jednej, która mnie niepokoi i w gruncie rzeczy boli (cały czas – przypomnę – jesteśmy w Raciborzu). Chodzi mianowicie o sytuacje – a jest ich, niestety, coraz więcej – gdy ludzie, widząc duchownego, niewerbalnie komunikują, iż jest im on całkowicie obojętny. Podobnie jak Kościół, który reprezentuje, i ostatecznie chyba też wiara, o której świadczy.

Szerzy się w Raciborzu – co nie dziwi wcale, albowiem dzieje się tak chyba wszędzie – religijna obojętność. Wierzącym obojętnieje wiara, a niewierzącym obojętnieje niewiara. Stajemy się bezpłciowi, nijacy, żadni (żeby było modnie). Wydaje się nam, że jesteśmy „uczenie neutralni”, obiektywni. Ale czy można być obiektywnym wobec Boga? Nie sądzę.

Bez przekonywania

Bóg i wiara to tak egzystencjalnie ważkie sprawy, że trzeba wobec nich jakoś się określić, trzeba do nich się ustosunkować. Albo pozytywnie, albo negatywnie; trzeciego wyjścia nie ma. W przeciwnym razie życie jest jałowe. (Na marginesie: Bóg się o odpowiedź człowieka upomina. Być może nawet przez to, że sporadycznie pozwala mu się zetknąć z „facetem w czerni”.) Apokalipsa powiada: „Bądź zimny albo gorący”. Tymczasem nas zabija obojętność. Taka dyplomatyczna, zaś w gruncie rzeczy konformistyczna obojętność. Tak, Racibórz religijnie obojętnieje!

Piszę te słowa, mając na uwadze ludzi najróżniejszych opcji i będąc świadomym, że zamieszczone zostaną w gazecie świeckiej. Toteż nie chcę tu nikogo do wiary przekonywać ani (proszę mi wybaczyć: broń Boże!) do wiary zniechęcać. Staram się nie być jednostronny, choć siłą rzeczy reprezentuję jedną, tę katolicką stronę. Tak, ja wierzę. I z moją wiarą mi dobrze. Bo uspokaja mnie fakt, że Ktoś mnie kocha, nade mną czuwa i o mnie się stara.

Fascynująca nieobojętność

Zależy mi na jednej jedynej sprawie. Aby mianowicie zagrzać raciborzan, moich krajan, do duchowej nieobojętności.

Rozpoczynamy rok refleksji nad wiarą. Potrwa do 24 listopada 2013 r. Z pewnością będzie wiele okazji do przemyśleń. Natrafimy na rozmaite propozycje. Skorzystajmy z nich. Dajmy szansę sobie. Dajmy szansę Bogu. Kolejny raz zweryfikujmy swoje stanowisko. Spróbujmy znów się określić, aby nie tkwić w marazmie. Wykorzystajmy ten czas. Ważne, by przetasować karty. Ważne, by nie iść na łatwiznę. Ważne, by wysłuchać, cierpliwie i bez uprzedzeń, co mają do powiedzenia ci drudzy. A najważniejsze, by się z wiarą zmagać. By zmagać się z prawdą i o prawdę. Takiego twórczego wysiłku w Roku Wiary wszystkim życzę.

Drodzy Czytelnicy, wierzcie mi (świadomie tę myśl tak formułuję): wiara może być fascynująca! Myślę, że z każdej strony.

dk. Łukasz Libowski

  • Numer: 42 (1066)
  • Data wydania: 16.10.12