środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Żadne schronisko nie było i nie będzie Sheratonem

09.10.2012 00:00 OQL

Znany ze swej hodowli pięknych owczarków szkockich Wojciech Priebe czworonogom poświęcił całe życie. Już w jego poznańskim domu zawsze były psy.

Dzięki nim poznał swą żonę Elżbietę, która kupiła od niego swego pierwszego collie. W Raciborzu mieszkają 30 lat. Byli właścicielami jednej z największych i najlepszych hodowli owczarków collie w Polsce, która w szczytowym okresie liczyła nawet 50 psów. Z chwilą zaprzestania jej prowadzenia Wojciech Priebe swoje doświadczenie oraz zamiłowanie do czworonogów ulokował w schronisku dla bezdomnych zwierząt, którym kieruje od dziewięciu lat.

– Mieszaniec niczym nie różni się od psa rasowego. Opieka, postępowanie i karmienie jest identyczne. Schronisko to jednak nie hodowla, trzeba możliwie jak najlepiej opiekować się zwierzętami bezdomnymi. To miła praca, ponieważ psy potrafią się człowiekowi odwzajemnić – mówi.

Godna bezdomność

Gdy w 2003 r. przyjął funkcję kierownika, na początku jego pracy było tam ok. 30 – 38 kojców, w których znajdowało się około 45 – 60 psów oraz dwa miejsca hotelowe. Schronisko w tym okresie zajmowało się tylko bezdomnymi zwierzętami z terenu gminy Racibórz. Dziś w raciborskim schronisku jest prawie 140 kojców i blisko 150 psów. Samych miejsc hotelowych jest 18. Azyl podlega  Przedsiębiorstwu Komunalnemu, które bardzo dba o los przebywających w nim zwierząt.

– Schronisko z roku na rok jest większe. Musimy je rozbudowywać, ponieważ bezdomnych zwierząt niestety stale przybywa. Powinny zaś żyć w godziwych warunkach. Żeby się nie gryzły, a także aby zapewnić im ruch i swobodę w jednym kojcu powinny być najwyżej dwa psy. Żadne schronisko nie było i nie będzie hotelem Sheraton, ale psy muszą w przyzwoitych warunkach oczekiwać na adopcję przez przyszłych właścicieli – przyznaje Wojciech Priebe.

W raciborskim azylu zwierząt nie usypia się bez powodu. Najstarszy czworonóg ma 13 lat. – Taki pies do adopcji się nie nadaje. Dożywa u nas starości, którą staramy się mu w miarę możliwości zapewnić najlepszą – mówi pan Wojciech.

Eutanazję stosuje się tylko w przypadku zwierząt chorych np. na nowotwory, czy też potrąconych przez samochody z urazami wewnętrznymi, połamanymi kończynami, kręgosłupami, bez możliwości wyleczenia.

– Wybudowaliśmy ładną kociarnię, jest również hotel dla kotów. Nasze mruczki biegają jednak luzem, co dla nich jest lepszym rozwiązaniem, a korzyść jest obopólna, ponieważ pomagają nam w utrzymaniu schroniska, aby nie było za dużo gryzoni – żartuje pan Wojciech.

Szansa na przeżycie

Przykre i smutne jest to, jak zwierzęta trafiają do azylu. – Ludzie są nieodpowiedzialni, bez zastanowienia biorą psa, najczęściej dla dziecka. Taką żywą zabawkę, gdy po pewnym czasie się znudzi, wyrzuca się na ulicę – opowiada pan Wojciech. Niektórzy nabywają psa dla kogoś. Jednak pies, który psychicznie i wyglądem odpowiada kupującemu, niekoniecznie musi podobać się osobie obdarowanej. – Zwierzęta na prezent się nie nadają! Jeśli ktoś chce dla kogoś psa, to zachęcamy aby osoba zainteresowana przyszła i sama go sobie wybrała. Staramy się, żeby zwierzę nie przechodziło niepotrzebnego stresu, ponieważ ono nie wie dlaczego ktoś go oddaje, przechodzi z rąk do rąk i znów musi tu wrócić – tłumaczy.

Pan Wojciech przypomina, że w schronisku jest bardzo dużo psów po przejściach. – Nie wiemy o nich za wiele, ale mamy świadomość, że niektóre były bite, wyganiane, przywiązywane na drutach w lesie do drzewa, żeby ginęły powolną śmiercią głodową. Takie psy nie mają zaufania do człowieka. Musimy więc nie tylko zapewnić im byt, ale również wyprostowywać je psychicznie, żeby mogły trafić do dalszej adopcji – wyjaśnia.

Obecnie psy przywożone są do azylu także z okolicznych gmin, z którymi współpracujemy, przede wszystkim jednak zapewniamy opiekę zwierzętom z terenu Raciborza. Schronisko wspierają oferując karmę niektóre zakłady wędliniarskie, jak: Ernestyn Janeta z Lubomi i PPHU Winkler w Pszowie. Pomagają również szkoły, przedszkola, a także raciborskie Tesco, które w ramach dni otwartych schronisk zbiera karmę dla zwierząt. Niektóre sklepy zoologiczne też organizują tego typu akcje. Niestety, nie zawsze dla schroniska z Raciborza.

– Wszelkiego rodzaju dary są mile widziane, bo niczego nigdy za dużo nie ma. Przydaje się sucha karma dla psów i kotów, ewentualnie puszki, a przede wszystkim metalowe miski, które są najczęściej przez psy niszczone (gryzione) pomimo, iż staramy się na bieżąco je wymieniać. Zdarzają się jednak psy, które nie chcą jeść z metalowych ładnych misek. Wolą swoje garnki. Kiedy je zabieraliśmy wysypywały karmę z misek i jadły z ziemi. Najwidoczniej w takich warunkach były chowane a ponoć przyzwyczajenie to druga natura, jak widać nie tylko człowieka! Na zimę zaś potrzebne są koce, które można włożyć do budy – wylicza Wojciech Priebe.

Nie jest źle, ale można lepiej

Dziś raciborskie schronisko funkcjonuje na wysokim poziomie. Zatrudnionych jest tam czterech pracowników, dodatkowo pomaga jedna osoba z zakładu karnego oraz dwoje wolontariuszy. Tymi siłami wybudowano większość kojców i bud, porobiono zadaszenia, żeby deszcz i śnieg nie dokuczał zwierzętom. Powstanie też nowa izolatka. Pan Priebe uważa jednak, że z miejsca po kolumnie transportu sanitarnego nie da się zrobić schroniska z prawdziwego zdarzenia. Uważa, że powinna być potężna ogrzewana hala, gdzie zwierzęta są w boksach i mogą wychodzić na zewnątrz, ale tak mogłoby być gdyby schronisko było budowane od podstaw. – Robimy wszystko na miarę naszych możliwości. Kojce, które budujemy mają ok. 10 m2 wybiegu, a dla większych psów nawet 40 m2. O ogrzewaniu w porze zimowej w tym stanie nie ma jednak mowy.

– Pomimo tego, nie mamy dużej śmiertelności, aż sam się temu dziwię. Zwierzęta chyba widzą nasze zaangażowanie i duże serce i mają chęć do życia – żartobliwie podsumowuje Pan Wojciech.

Pracownicy bardzo dbają o higienę, ponieważ jeżeli nie rozprzestrzeniają się choroby, to i zwierzęta nie padają. A przecież parwowiroza, nosówka, czy choroba Rubartha (zakaźne zapalenie wątroby psów)  mogłyby zdziesiątkować psy. Zwierzęta są pod stałą opieką weterynaryjną. Nieustannie prowadzone są też kontrole przez powiatowego i wojewódzkiego lekarza weterynarii, sanepid, a ostatnio również przez Straż dla Zwierząt z Warszawy.

Niechciane, niekochane

– Oddając psa staramy się wywnioskować, czy osoba nadaje się do jego przyjęcia. Zdarza się jednak, że ludzie którzy twierdzą, że kochają zwierzęta zaniedbują je i psy wracają w opłakanym stanie – opowiada pan Wojciech.

Dużo zwierząt trafia za granicę, najdalej do Stanów Zjednoczonych, ale także do Niemiec i Czech. Minął też okres, kiedy czworonogów w schroniskach pojawiało się najwięcej w okresie wakacyjnym. Ludzie częściej korzystają z hotelu i to nie tylko właściciele psów z miasta.

Człowiek – barbarzyńca

To nie wina zwierząt, że są bezpańskie. Przecież każde z nich miało kiedyś swój dom. Ktoś jednak je wyrzucił i zaniedbał i to te osoby należałoby ukarać. Pamiętać trzeba, że do schroniska powinny trafiać zwierzęta bezdomne. Jeśli więc właściciel czworonoga przynosi go do azylu, musi ponieść tego konsekwencje. Dlatego za oddanie zwierząt płaci się 122 zł. – Zwykle nikt nie zastanawia się, że przyjmując np. psa muszę go zaszczepić, zagwarantować opiekę weterynaryjną, nakarmić – wyjaśnia kierownik schroniska.

Pan Wojciech stawia sobie poprzeczkę wysoko i wie jak schronisko ma wyglądać. – Chciałbym aby zwierząt bezdomnych było jak najmniej, aby miały jak najwięcej miejsca i godziwe warunki. Jednak żeby tak było człowiek musi czuć odpowiedzialność, że jeśli bierze zwierzę to nie na rok, ale minimum 10 lat. Bo tyle przeciętnie żyje pies czy kot – przestrzega Wojciech Priebe.

Ewa Osiecka

  • Numer: 41 (1065)
  • Data wydania: 09.10.12