Wtorek, 21 maja 2024

imieniny: Kryspina, Wiktora, Jana

RSS

Starosta wybrał najlepszego, ale nie pozwolił mu działać

02.10.2012 00:00 red

Samorząd urządza konkursy, by znaleźć fachowca do roboty, najlepszego na rynku. Wybrał Adama Sebzdę, by kierował Powiatowym Zarządem Dróg. Ten zaproponował reformy, ale starosta je zablokował. Dyrektor złożył rezygnację, w starostwie się cieszą. Wolą figuranta zamiast menadżera.

Zwykle sesje rady powiatu są przewidywalnie nudne. Opozycja jest tu mniej odważna niż w magistracie, posiedzenia potafią kończyć się w ciągu godziny lekcyjnej. Hitem wrześniowych obrad było krótkie stwierdzenie starosty Adama Hajduka: „Z końcem miesiąca rozstaniemy się z nowym dyrektorem Powiatowego Zarządu Dróg”. Zaledwie miesiąc od ogłoszenia wyników konkursu na to stanowisko! Co się stało, że powiat tak miesza w kadrach? Wersje odpowiedzi różnią się w zależności od zapytanego – starosta mówi co innego niż Adam Sebzda, który w sierpniu pokonał 4 kandydatów w staraniach o fotel dyrektora PZD.

Po sesji włodarz powiatu nie był wylewny w wyjaśnieniach przyczyn rozstania z Sebzdą. Stwierdził, że rozwiązanie umowy poprzedziła rozmowa z załogą.

Zgłosiła się cała, czy ktoś ją reprezentował? Trzy osoby, ale urzędnik nie chciał podać ich nazwisk. Hajduk sprawiał wrażenie zadowolonego z takiego obrotu spraw. Teraz dyrektorem może zostać ktoś z pokonanych, m.in. Andrzej Szulc, obecny pracownik PZD. Jego nazwisko starosta zapamiętał najbardziej z zestawu startujących w konkursie. Informacje medialne o rozstaniu z dyrektorem Sebzdą sam zainteresowany uznał za mijające się z prawdą. – W Raciborzu przepracowałem 20 lat, między innymi w tutejszej Cukrowni. Przyszedłem tu po studiach, pracowałem wpierw na niższych a następnie najwyższych szczeblach zarządzania. Negocjowałem sprzedaż Cukrowni niemieckiemu koncernowi Sudzucker. Z Niemcami pracowałem później 9 lat, zasiadałem w wielu radach nadzorczych, ukończyłem kilka studiów podyplomowych, także w Niemczech. Mam kwalifikacje do zarządzania. Pracodawcy to doceniają, wygrywam wszystkie konkursy, w których startuję – nasz rozmówca zna swoją wartość na rynku pracy. Zależy mu na dobrym imieniu i postanowił go bronić. – Przede wszystkim to ja podjąłem decyzję o rezygnacji z dalszej pracy w PZD. Zaproponowałem, niezbędne moim zdaniem reformy w strukturze zatrudnienia, a ponieważ nie zostały przyjęte, ja nie widziałem możliwości kontynuacji pracy – stwierdził. Informację o wizycie załogi w starostwie próbował zweryfikować w zakładzie. Nikt mu jej nie potwierdził, ale nie było w pracy dwóch osób, nieobecnych z przyczyn losowych. Może to z nimi spotkał się włodarz.

Sebzdzie nie było po drodze ze starostą w wizji przyszłości PZD. Doświadczony w biznesie nowy dyrektor postanowił ciąć zbędne, jego zdaniem, koszty działalności jednostki, by ograniczyć zbędne koszty. Wypowiadał umowy, planował zwolnienia. Zmiany w kadrach zaczął od likwidacji stanowiska kadrowej, bo uznał, że zakład jest mały (raptem 22 osoby) i jej obowiązkami może zająć się sam na poły z sekretarką. Jego dalsze propozycje były jeszcze śmielsze – uznał, że PZD można włączyć w strukturę starostwa a etat dyrektora jest zbędny. Z propozycji jakie przedstawił powiat mógłby wygospodarować 300 tys. zł oszczędności rocznie (za tyle można np. wyremontować jedną drogę). Sebzda gościł na posiedzeniu zarządu powiatu i wydawało mu się, że zyskał akceptację dla swych zamierzeń. Ostatecznie Adam Hajduk nakazał mu trzymiesięczny okres obserwacji kondycji jednostki i wstrzymanie jakichkolwiek ruchów personalnych. Dyrektor nie chciał w taki sposób pracować, wskazał zadania statutowe swego stanowiska, którym przeczyłoby nakazane postępowanie i złożył wypowiedzenie. Zostało z marszu przyjęte, jakby urzędnicy czekali na ruch Sebzdy. Umowę rozwiązano za porozumieniem stron. O dobrej woli byłego już dyrektora świadczyło jego późniejsze zachowanie. Mimo przymusowego urlopu, który wypisano mu aby dopełnić warunki umowy o pracę, wypełniał swe obowiązki do końca, bo bez podpisu szefa pracownicy nie dostaliby wypłat za wrzesień.

– Tłumaczono mi, że samorząd to nie biznes, że nie można traktować jego finansów jak pieniędzy firmy. Nie zgadzam się. W czasie kryzysu należy zaciskać pasa, a grosz szanować tym bardziej, że jest publiczny – zaznaczył Adam Sebzda. Swego imiennika Hajduka znał wcześniej, gdy w latach 90-tych współpracował przy polsko-włoskim projekcie finansowania budowy oczyszczalni ścieków. – Szanowałem go wtedy i nie zmieniam zdania jako o człowieku – podkreśla. Jest przekonany, że zmian w PZD nie da się uniknąć, bo wymusi je ekonomia. – Jeśli nie chce się włączać go w strukturę starostwa, to pozostaje pomysł połączenia go z raciborskim, miejskim PRD. Chciałem poddać go pod rozwagę, zleciłem nawet analizę prawną takiej fuzji – opowiada. Czy zniechęcił się do samorządu? – Nie. W raciborskim potrzebny jest ktoś taki jak ja. Z zupełnie innym niż dotychczasowe spojrzeniem na wiele spraw. Nie zależy mi na pieniądzach i stanowisku. Na etapie konkursu mówiłem, że zarobki jakich oczekuję mają być niższe niż poprzednika. Po latach pracy spędzonych we Wrocławiu wróciłem do swego miasta, by tu się zestarzeć i podzielić wiedzą jaką zdobyłem w świecie wielkiego biznesu. Szkoda, że nie znalazłem zrozumienia. Boję się, że z niewłaściwym podejściem miasto będzie się degradować zamiast rozwijać – podsumowuje Adam Sebzda.

maw

  • Numer: 40 (1064)
  • Data wydania: 02.10.12