Romans z happy endem
O tym, że rzeczywistość może dorównać książkowym romansom świadczy historia miłości nauczyciela do swej pięknej uczennicy. Andrzeja Latonia, pomimo iż upłynęło 55 lat ich wspólnego życia, ciągle zachwycają filuterne, życzliwie spoglądające na niego oczy pani Jadwigi. One nigdy nie straciły blasku.
Poznali się w Liceum Pedagogicznym, gdzie z nakazu pracy został wykładowcą. O pięć lat młodszą panią Jadwigę dostrzegł podczas akademii, gdy recytowała wiersze Mickiewicza, potem wspólnie bawili się na komersie. Gdy wracała z markowickiego kościółka, gdzie dziękowała za zdaną maturę, pod swym domem zobaczyła znajomy rower, a w mieszkaniu czekającego pana Andrzeja. Od tego momentu pan profesor był jej częstym gościem.
Pani Jadwiga jest Podolanką z Kresów. Na Śląsk przyjechała wraz z rodzicami w czerwcu 1945 r.
– Musieliśmy opuścić własny dom. Nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Kiedy przyjechaliśmy do Raciborza, mama rozpłakała się na widok gruzów – opowiada.
Jako ośmiolatka pamięta, że wagonami towarowymi przetransportowano ich do Katowic Ligoty, gdzie mieszkali dwa tygodnie w wojskowych namiotach. Tam mama urodziła brata pani Jadwigi, który w kilka godzin później zmarł. Pewien rolnik przywiózł następnie całą rodzinę do Markowic, gdzie osiedli na stałe.
– Wrosłam w Śląsk, pokochałam Racibórz, tu upływało moje dzieciństwo i młodość. Dzięki rówieśnikom ze szkoły podstawowej dziś umiem mówić i godać – śmieje się pani Jadwiga.
Wspomina dobrze zarówno swych nauczycieli, jak i liczne wyjazdy na obozy letnie i zimowe do Karpacza, Głuchołaz, Ełku, gdzie jeździła na nartach, łyżwach, pływała na kajakach.
Pan Andrzej ujął ją swym humorem, ale nade wszystko był kulturalny, elegancki, potrafił się bawić. W czasie rocznego pobytu w wojsku pisywał do niej piękne listy.
Na ślub zdecydowali się pod wpływem ojca pana Andrzeja. Wówczas już 75-letni starszy pan chciał cieszyć się szczęściem swego najmłodszego syna. Uroczystość odbyła się 18 sierpnia 1957 r., a na weselu w dużym rodzinnym domu po dziadku w Sułkowicach, bawiło się 100 gości.
Pan Andrzej był szóstym dzieckiem, a jego matka zmarła, gdy miał zaledwie półtora roku. Zaopiekowała się nim najstarsza 18–letnia siostra, która wcześniej zajmowała się chorą mamą. Po wojnie zabrała go do Stalowej Woli. Tam chodził do szkoły średniej. W 1954 r. ukończył studia na Wydziale Matematyczno–Fizycznym w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Na Śląsk przyjechał za koleżankę, która poprosiła go, by zamienił się z nią na miejsca pracy. Trafił do Liceum Pedagogicznego, gdzie przez pięć lat uczył fizyki i chemii. Później przez 10 lat był kierownikiem „Jedenastki”, a następnie do emerytury uczył matematyki w Zespole Szkół Zawodowych.
Natomiast pani Jadwiga po ślubie podjęła pracę jako nauczycielka języka polskiego i nauczania początkowego w Szkole Podstawowej nr 3. Los obdarzył ją wielkim talentem pedagogicznym, dlatego zaproponowano jej pracę w nowo utworzonej szkole ćwiczeń. Ponieważ kierował nią pan Andrzej, dopiero pod naciskami z kuratorium zdecydowała się uczyć tam j. polskiego w klasach I-VII, a wszystkich przedmiotów w klasach I-IV. Pochłonęła ją praca. Poza zwyczajnymi lekcjami prowadziła praktyki asystenckie, otwarte zajęcia dla kierowników szkół i nauczycieli, była też metodykiem. Jednocześnie ukończyła filologię polską w Studium Nauczycielskim. Przy tylu obowiązkach czasem porozumiewała się z mężem korespondencyjnie.
Potem jeszcze pracowała jako nauczyciel szkoły ćwiczeń w raciborskiej „Dwunastce” oraz przez 10 lat w Studium Nauczycielskim. Uzupełniła też swe wykształcenie o studia pedagogiczne magisterskie. Do tej pory spotyka się ze swymi ulubionymi uczniami.
Troskę o dzieci, po rodzicach podziela również syn Stefan, który jest chirurgiem dziecięcym w raciborskim szpitalu. Państwo Latoniowie mocno są związani z rodziną i swymi dwoma wnukami.
Po latach pani Jadwiga dalej czule spogląda na swego męża: – Gdybym miała jeszcze raz decydować, nie wybrałabym nikogo innego – podkreśla z przekonaniem.
(ewa)
Najnowsze komentarze