Studzienna ma nowego proboszcza
Uśmiechnięty, pełen życiowej energii i planów, pozytywnie nastawiony do każdego – ks. Zbigniew Cieśla – pochodzący z Wierzbnika, a ostatnio pełniący funkcję wikarego w parafii w Kietrzu został mianowany z początkiem czerwca proboszczem w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Studziennej. Ma 36 lat i liczną rodzinę: mamę oraz 6 braci i 7 sióstr.
– Jaka była księdza reakcja na dekret i decyzję biskupa?
– Byłem bardzo zaskoczony. Powiem szczerze, że kiedy jechałem do biskupa po dekret, to sądziłem, że może będzie to jakaś parafia w dekanacie, z którego pochodzę, bo były do objęcia. Bp. Paweł Stobrawa zapytał mnie wpierw tajemniczo jakiego języka uczyłem się na studiach, a potem czy umiałbym mszę św. odprawić po niemiecku, bo wpierw odpowiedziałem, że to niemieckiego się uczyłem. Wtedy różne myśli mi się kotłowały i zastanawiałem się czemu on mnie pyta? To było najdłuższe pół godziny w moim życiu. Było to 1 czerwca, zaraz po zjeździe kursowym.
– Czy nie jest ksiądz za młody do takiej funkcji?
– (Śmiech). Nie, raczej nie. Myślę, że to jest taki dobry czas. Te 10, 11, 12 lat kapłaństwa to nie jest mało i mamy już jakieś doświadczenie kapłaństwa, w funkcjonowaniu parafii. Tym bardziej, że przez ostatnie 3 lata miałem chorego proboszcza, który funkcjonował potem na wózku inwalidzkim i prowadziłem parafię z jego pomocą oczywiście, ale to też było doświadczenie.
– Jaka była księdza kapłańska droga od świeceń w 2001 roku?
– Trafiłem na 6 lat do dużej parafii św. Józefa, do ks. Lubienieckiego, do Opola – Szczepanowic, gdzie organizowaliśmy na Boże Narodzenie żywą szopkę, wigilię dla bezdomnych. Dosyć ciekawa parafia to była. I potem na 5 lat do Kietrza, blisko Raciborza, więc to miasto znam gdzie co jest. Kilku kapłanów tutaj znam bliżej, tak, że zawsze mogę pojechać, spotkać się, porozmawiać…
– Księdza ulubiona posługa w czasie tych 11 lat?
– Największą przyjemność sprawia mi wszystko, co jest związane z kontaktem z ludźmi: dziećmi, młodzieżą, dorosłymi. Lubię coś razem tworzyć, dekorować świątynię, organizować wyjazdy, przygotowywać imprezy w parafii – wtedy wychodzi najbardziej, że jestem „ludziolubny” – jeżeli tak mogę powiedzieć. Nie wszystko jest niestety przyjemne, bo czasem w szkole jakaś klasa wykańczała psychicznie, ale nie miałem nigdy przypadków drastycznych. A parafia była też miejscem, gdzie ta młodzież przychodziła, miałem z nimi kontakt. Tutaj będę uczył w podstawówce i bardzo się cieszę, bo nigdy na tym poziomie edukacji dzieci nie katechizowałem. Do tej pory tylko uczyłem klasy technikum, liceum i zawodówki. Będzie też i przygotowanie do I Komunii Świętej, także coś nowego. A jest to szkoła dwujęzyczna jak wiadomo. Szkoła to też bardzo pozytywna „odskocznia” od parafii. Tutaj szkoła skupia dzieci z tej parafii i będę mógł oddziaływać na nie i ich rodziców.
– Jak to właściwie jest, kiedy taki młody kapłan przychodzi to ma wizję swojej nowej parafii, być może parafii ostatniej?
– Nie znam tej parafii, więc trudno tu mówić o jakieś wizji. Myślę, że jedyną wizją może być ta duszpasterska. 11 lat na innych parafiach to nie był czas stracony i na pewno jest jakąś formą przygotowania do prowadzenia potem samodzielnie swojej parafii. Sama wizja zrodzi się myślę później na bieżąco. Jestem tu na razie parę dni, wczoraj miałem spotkanie z radą parafialną, to jest wszystko świeże. Oni mi też pewne kwestie naświetlili, jeżeli chodzi o duszpasterstwo, liturgię samą w kościele czy sprawy gospodarcze.
– Cieszy księdza obecność takiej grupy w parafii?
– Bardzo! Bo jednak pewne decyzje są bardzo obciążające dla księdza, jeżeli je podejmuje sam. A ci ludzie potrafią zebrać głosy wielu na dany temat i te sugestie mi przedstawić. Wtedy niejako decyzje podejmujemy wspólnie. Zwłaszcza to jest cenne na tak małej parafii. To nie tylko ksiądz buduje liturgię czy życie parafii, ale cała wspólnota, więc jeżeli oni są z tego ludu to informacje szybciej do mnie docierają. Rada parafialna jest więc taką komórką pośredniczącą między wiernymi, a mną. Nie jestem w stanie u każdego być i z każdym porozmawiać w jakimś krótkim okresie czasu. Potem będzie kolęda, inne okazje, kiedy wreszcie będę mógł wszystkich poznać i zapytać osobiście. W radzie są osoby młodsze i starsze, więc każde postulaty są obecne.
– Czy będzie ksiądz walczył o poprawę frekwencji w kościele? Jakimi metodami?
– Oczywiście. Pierwszą sprawą będzie zmiana godzin mszy św. niedzielnej. Do tej pory były godziny: 7.30 i 9.30. Ludzie może chcą się wyspać, spokojnie zjeść śniadanie, więc zmieniłbym na 8.00 i 11.00. Jestem przekonany, że niedziela w takich tradycyjnych małych parafiach wygląda tak, że ludzie z rana idą do kościoła, potem jedzą obiad świąteczny i mają resztę dnia dla rodziny. Inną kwestią jest przyciągnięcie młodzieży do parafii, przez organizowanie wyjazdów, czy spotkań, ale nie stricte w kościele, ale w salce, przy dobrym filmie, ognisku czy na wycieczce rowerowej. Żeby się poznać i dobrze czuć we własnym gronie. Młodzież potrzebuje otwartego serca, ale dbać trzeba także o starszych. To, co dobre będę rozwijał, ale będę szukał czegoś nowego. Chciałbym z pomocą młodych ludzi wydawać parafialną gazetkę, pisać, składać i drukować. Będzie taniej, niż w drukarni, a młodzież ze swoim obyciem w technicznych nowinkach i pomysłami będzie mogła się także wykazać.
– Czy widzi ksiądz się tutaj za 40 lat?
– Czemu nie? Jestem na wszystko przygotowany, ale wiem, że ks. bp Andrzej Czaja ma dzisiaj trochę inną wizję duszpasterstwa. Chce, żeby księża się trochę „ruszali”, to znaczy nie jest to przymusem, ale propozycją nawet dla proboszczów, by zmienić parafię, otoczenie. By nie posługiwać na jednej parafii do emerytury. Ale myślę, że 10 lat to jest taki czas, który spokojnie wystarcza, żeby duszpastersko podkręcić parafię, poznać ludzi i coś konkretnego dla nich zrobić. Będę tutaj sam, nie będę miał wikarego, więc, jak sądzę, zajęć będzie sporo. Ale ks. prałat Jan Szywalski zostaje na terenie parafii i będzie do pomocy.
– Lubi ksiądz spowiadać?
– Lubię. Lubię szczególnie spowiadać ludzi przygotowanych do spowiedzi. W mieście to bywa różnie, często ktoś wpada z marszu do kościoła, do konfesjonału. Zachęcam jednak, by się wcześniej duchowo nastawić, przemyśleć o co chciałoby się zapytać, przemodlić pewne sprawy. Bywa, że ktoś od kilku lat, za każdym razem mówi to samo w spowiedzi. Widzę, kiedy ludzie przychodzą po rachunku sumienia i wtedy ta spowiedź jest inna. Wyczuwam też kiedy ktoś nie ma ochoty do zwierzeń i wtedy na siłę nie wyciągam z człowieka niczego tylko rozgrzeszam.
– Wiadomo nie od dziś, że ksiądz żyje na walizkach. Przenosi się z miejsca na miejsce dopóki gdzieś nie osiądzie na dłużej. Czy wśród nagromadzonych przedmiotów przywiózł ksiądz tu ze sobą coś wyjątkowego?
– Trochę tych rzeczy mam, ale nic szczególnego. Może tylko anioły, które zbieram.
Rozmawiała Aleksandra Zimoń-Wielocha
W niedzielę 9 września parafianie ze Studziennej przeżyli niecodzienną uroczystość. Na uroczystej sumie odpustowej o 10.30 został wprowadzony uroczyście na urząd proboszcza ks. Zbigniew Cieśla. Dokonał tego ks. dziekan Adam Rogalski, odczytując na wstępie dekret ks. bpa Andrzeja Czai, w którym miedzy innymi można było usłyszeć, że odtąd ks. Zbigniewowi przysługują wszystkie prawa i obowiązki wynikające z tego urzędu na mocy odpowiednich przepisów prawa kanonicznego. Nowy proboszcz został następnie powitany przez parafian, a w trakcie Mszy Świętej złożył osobiste wyznanie wiary, któremu w milczeniu towarzyszył na stojąco zgromadzony lud. Słowo Boże wygłosił wieloletni przyjaciel ks. proboszcza ks. Waldemar Musioł z Opola. Uroczystość zakończyła procesja z najświętszym Sakramentem dookoła kościoła. Były obecne grupy parafialne, dzieci, młodzież, rodzina ks. proboszcza, górnicy ze sztandarami, a wszystko uświetniła orkiestra.
Najnowsze komentarze