Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Czekają na nas jak na Wyścig Pokoju

10.07.2012 00:00 MAD

Trwa XIV Ogólnopolski Rajd Rowerowy Środowisk Trzeźwościowych. Ruszył przed tygodniem z raciborskiego Rynku, skończy się 15 sierpnia metą w Ocicach. Z patronem honorowym projektu (autorstwa stowarzyszenia „Tęcza” i magistratu) oraz komandorem rajdu przeprowadziliśmy krótkie rozmowy przed wyjazdem w trasę.

Z komandorem rajdu Marianem Niewiadomskim rozmawiał Mariusz Weidner o jedynym w Polsce takim przedsięwzięciu profilaktycznym, które zdrodziło się z wizji duchowej

– Czy w tegorocznej edycji wprowadzono jakieś nowe odcinki do pokonania?

– Wszystkie rajdy są do siebie podobne, wielkich zmian nie przewiduję. Trochę inaczej pojeździmy na wschodzie, po Lubelszczyźnie, bo tam jest wyjątkowo pięknie, a i koledzy z klubów abstynenta czekają z gościną. Zainteresowanie jest duże, zwłaszcza w małych miejscowościach. Tam czekają na nas jakby to był Wyścig Pokoju.

– Jak pan ocenia zainteresowanie rajdem, w porównaniu do poprzednich edycji?

– Startujemy z rzeszą ludzi, naprawdę dużo tych osób. Prawie 30 rowerzystów zgłosiło się w punkcie zbiórki na Ocicach. Tylu nas jeszcze nigdy tam nie było. Powiększyła się grupa przyjezdnych. Rozkręca się nam ta impreza.

– Słońce, upały – będą przeszkadzać?

– To jest pryszcz. Po te kilkadziesiąt kilometrów odcinka przejeżdża się sprawnie. Poza tym mamy przystanki w trakcie etapów, co będzie nam dodatkowo pomagało. Tam odpoczywamy. Nam zależy na spotkaniach z leczącymi się na odwyku, w grupie, członkami klubów abstynenta.

– Pamięta pan jak to się wszystko zaczęło?

– Zaczęło się ode mnie. W głowie zrodził się pomysł. Powtarzam to  zawsze i chętnie: to moja wdzięczność, zadośćuczynienie, ja już wiedziałem jak ciężka jest choroba alkoholowa, jak ciężko z niej wyjść i zapragnąłem, z całej duszy, otoczyć wstęgą miłości cały kraj, nasze granice. Żeby alkohol się nimi nie przedostawał, jakieś bimbry wschodnie na przykład. Taką miałem wizję duchową. I proszę jak się rozkręciło. Promujemy nasz rajd i przybywa nam chętnych. Integrujemy się w środowisku trzeźwych, promujemy też nasze miasto i te miejsca, gdzie docieramy. A  tam nas goszczą po królewsku. Bo bez tej gościnności byśmy nie przejechali całej Polski, za te grosiki co mamy nie starczyłoby. Dają nam dach nad głową i choćby skromny poczęstunek. Więcej nie trzeba.

– Wyjeżdża pan w swoje urodziny, które to? Jakiego prezentu by pan sobie życzył?

– Kończę 61 lat, a życzyłbym sobie szczęścia. Bo choćbyśmy w rajdzie mieli zdrowie, młodość, pieniądze, to bez szczęścia nic nam po tym. To jak na Titanicu, gdzie właśnie szczęścia zabrakło do ukończenia podróży.

– Odwiedzacie środowiska trzeźwościowe w całym kraju. Czy nikt nie chciał skopiowiać raciborskiego pomysłu i ruszyć z podobnym rajdem?

– Właśnie nie. Takiej imprezy nie ma nawet wśród osób bez problemu alkoholowego. Nasza jest jedyną w swoim rodzaju. Ściągają nań osoby z całego Śląska, czasem też spoza województwa.

– Co jest najważniejsze w rajdzie, żeby go przetrwać?

– Musi być chęć. I rower. A zdarzało się, że i składak wystarczał niektórym, więc nie trzeba jakiegoś ekstra sprzętu posiadać.  Do rajdu można dołączyć się w dowolnym momencie. Wystarczy się ze mną skontaktować (nr tel. 603 475 167), przyjmujemy z radością.

 

  • Numer: 28 (1052)
  • Data wydania: 10.07.12