Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Dziki niszczą uprawy babickich rolników

26.06.2012 00:00 MAD

BABICE. Kilka lat był spokój. W tym roku znów atakują. Mowa o dzikach, które mieszkają w lasach otaczających Babice. Niektórzy rolnicy z wioski rozłożyli ręce i poddali się w walce ze zwierzętami. Są też tacy, którzy szukają i potrzebują pomocy.

 

Jerzy Czech i Stefan Komor żyją z rolnictwa. Część ich gospodarstwa stanowi bydło, dla którego sieją i koszą trawę. Ich pola były w tym roku wielokrotnie nawiedzane przez dziki. Po każdej takiej wizycie rolnicy liczą straty. Muszą naprawić szkody, co wiąże się z sięganiem do portfela. Inaczej pole byłoby nieprzejezdne i nie byłoby jak zebrać plonu, który i tak jest ubogi. – Dziki dokuczają nam prawie cały rok – podkreśla Jerzy Czech. Stefan Komor musiał po dzikach okopać całe pole glebogryzarką, zasiał trawę na nowo, postawił straszydła a dziki przyszły znowu...Bez trawy dla bydła rolnicy mogą zbankrutować.

Gdzie szukać pomocy?

Dziki i las to własność państwa. Tereny leśne są jednak dzierżawione przez koła łowieckie, których myśliwi biorą odpowiedzialność za dziko żyjącą tam zwierzynę. Również za szkody, które zwierzęta wyrządzają. – Kiedy pokazałem leśnikom przeorane przez dziki pole nie mogli uwierzyć, że to robota zwierząt. Postawili opodal ambonę, z której obserwują teren, lecz to nie pomogło. Myśliwi przychodzą rzadko w tych godzinach, w których urzędują tu dziki – wyjaśnia Stefan Komor. Watahy pojawiają się na polach zwykle w godzinach 23.00 – 2.00 w nocy. Za każdym razem gdy rolnicy widzą szkodę zgłaszają to do koła łowieckiego. Stąd przyjeżdża przedstawiciel i szacuje szkody. Rolnikowi przysługuje odszkodowanie. – Rzadko się zdarza, aby była to kwota rekompensująca rzeczywiste straty – podkreślają zgodnie rolnicy. Sami przeciw dzikom próbują różnych metod. Kiedyś na przykład palili wokół pól znicze. Dziki z czasem przyzwyczaiły się do światła aż w końcu ryły w ziemi przy ich blasku. Od jakiegoś czasu jedno pole chronią gąbki nasączone zapachem przeciw dzikom. – Jestem pewny, że i do tego się w końcu przyzwyczają – mówi z niepokojem Jerzy Czech. Jednego z pól, na którym Stefan Komor hoduje ziemniakami chroni od kilku dni elektryczny pastuch. Wcześniej weszły nań głodne dziki. Urządzenie otrzymał od koła łowieckiego po interwencji wójt Anny Iskały. – To jednak nie rozwiązuje problemu. Pastucha trzeba cały czas pilnować. Wieczorem włączać, rano wyłączać, sprawdzać czy nie zerwał się gdzieś drut. A my mamy masę innej pracy w gospodarstwie – tłumaczy. – Wyjściem z sytuacji jest ogrodzenie lub lepsze pilnowanie lasu. Dzików jest tam coraz więcej. Za dużo – dodają poszkodowani rolnicy.

Co na to instytucje?

W Śląskiej Izbie Rolniczej radzą aby przy szacowaniu szkód wzywać przedstawiciela Izby. Ma to pomóc w bardziej obiektywnej wycenie. To jednak nie jest receptą na problem. – Pomóc mogą jedynie restrykcyjne działania – mówi Marian Kolorz, delegat SIR, rolnik i myśliwy. Koło łowieckie ma plan hodowlany, w którym określono liczbę zwierząt do odstrzału. Pomimo tego, że nadleśnictwo, które plan ustala może go zwiększyć, pojawiają się przeszkody. – Są okresy ochronne loch. Zanim myśliwy pociągnie za spust musi się dziesięć razy upewnić, czy wokół nie ma małych. Wieczorem, gdy dziki stoją w trawie, trudno określić czy można strzelać. Stąd obawy członków kół łowieckich – tłumaczy. Delegat dodaje, że problem jest złożony, trudny i będzie się powtarzał. – Dziki to inteligentne zwierzęta, szybko się adaptują do nowych warunków. Przestają się bać człowieka. Wszystkie koła łowieckie mają podobne problemy – tłumaczy. Rajmund Michna, łowczy koła „Odyniec”, które dzierżawi lasy w Babicach zapewnia, że myśliwi robią co w ich mocy. – Pilnujemy, patrolujemy, rozkładamy zapachy odstraszające. Odstrzał zwierzyny to nie jest rozwiązanie problemu – mówi. – Wiemy, że dziki są problemem rolników, ale nie możemy wybić wszystkich dzikich zwierząt. Ludzie chcą żyć otoczeni naturą, podziwiać świat przyrody, dlatego próbujemy rozwiązać ten problem w inny sposób. Poza tym to człowiek wchodzi na teren zwierząt – tłumaczy łowczy. Dodaje, że odstrzał na terenie rezerwatu Łężczok i na jego granicy to skomplikowana sprawa. – Często jesteśmy bezsilni – podkreśla. Rajmund Michna zna zarzuty rolników kierowane pod adresem kół łowieckich. – Uważają, że płacimy za mało, ale my kierujemy się procedurami i cenami rynkowymi. Naprawdę reagujemy znacznie szybciej niż mamy obowiązek. Tego jednak nikt nie docenia – tłumaczy. Marian Kolorz twierdzi, że aby problem rozwiązać trzeba wspólnego posiedzenia i rozmów rolników i myśliwych. Nie ma jednego, dobrego wyjścia z sytuacji.

Marcin Wojnarowski

 

  • Numer: 26 (1050)
  • Data wydania: 26.06.12