Chrześcijańska mentalność zwycięzcy…
Kilkaset osób przybyło z Gliwic, Rybnika i okolicznych miejscowości powiatu raciborskiego do bazyliki w Rudach Wielkich na spotkanie z Szymonem Hołownią, znanym dziennikarzem, dyrektorem programowym Religia TV, autorem poczytnych książek „Tabletki z krzyżykiem” czy „Bóg, kasa i rock’n roll”, a także programów „Ludzie na walizkach” i „Gotowi na śmierć”. Współpracuje z Newsweekiem, a pochodzi z Białegostoku.
– Na spotkanie czekaliśmy ponad rok, warto było – powiedział ks. Jacek Orszulek, który wraz z Michałem Loskotem – redaktorem Radia Plus w Gliwicach zaprosili Szymona Hołownię w nasze strony. Bazylika rudzka okazała się doskonałym miejscem na to spotkanie. Sporą część przybyłych słuchaczy stanowili duchowni. Hołownia zaczął trochę politycznie od dygresji i wypowiedzi na temat tego, co robi Janusz Palikot – kiedyś razem pracowali w jednym czasopiśmie. – Nie jest w stanie rozmontować mi mojej nadziei, nie jestem w stanie nazwać go antychrystem, bo dla mnie to jest tylko polityczny transwestytyzm, przebieranka, nie jest Palikot dla mnie żadnym zagrożeniem – argumentował. Z czasem spotkanie przerodziło się, zgodnie z zamierzeniem organizatorów, w odpowiedzi na pytania publiczności. A pytania były różne i to one raczej rzucały gościa na ten czy inny tor wywodu. Zaskoczyło mnie stwierdzenie, które padło w kontekście ubywającej liczby katolików i Tygodnia Apostazji ogłoszonego przez Ruch Palikota, że Kościół musi się oczyścić. – Nie ma mowy, żeby nadal w Polsce utrzymać 80-procentowe wskaźniki. Ilość z czasem powinna przejść w jakość. Zastanawiałem się kiedyś dlaczego nie mam problemu z tymi, którzy odchodzą z Kościoła. Bóg dał wolną wolę każdemu i szanuje nasze wybory. Jednak boli mnie, że ten mój brat, mając tyle fantastycznych rzeczy w Kościele, odchodzi. Zgódźmy się z tym, że będziemy w tym kraju inspirującą i kreatywną mniejszością. Chodzi tylko o to, żeby ten, kto odchodzi wiedział naprawdę co porzuca, że nie decyduje o tym gnuśny proboszcz, czy nudne kazanie – których doświadczył – mówił Szymon Hołownia.Skierował też swoisty apel do duchownych, związany ze zmianami, które zachodzą na naszych oczach, a dotyczą finansowania Kościoła, czy mianowania biskupów albo sposobów prowadzenia duszpasterstwa. Podniósł problem małej ilości powołań, który jest normalną koleją rzeczy. Trudno było słuchać wszystkiego ze spokojem i akceptacją, ponieważ każdy z nas jest w innym miejscu w świecie, w życiu. Pewnie w każdym słuchaczu dochodziło do wewnętrznego dyskursu z tym co mówił Szymon Hołownia. A mówił ogromnie logicznie i przekonująco. Kto z powszechnie znanych osób publicznych byłby w stanie przyjechać i usiąść przed mikrofonem i skonfrontować swoje poglądy z ludźmi rozsianymi po kraju? Dzień wcześniej Hołownia był w Żywcu na podobnym spotkaniu. Uderzające było bogactwo jego języka, trafność argumentów, lotność umysłu i doświadczenie, które zdobył między innymi podróżując po świecie i dokumentując życie chrześcijan. Nade wszystko jednak Szymon Hołownia ma ogromne poczucie humoru, potrafi śmiesznie porównywać, a jego przemyślenia są bardzo świeże i trudno się z nimi nie zgodzić.Kilkakrotnie podczas spotkania wzywał, żebyśmy się wzięli do roboty – my świeccy i my duchowni, żeby Kościół miał dzisiaj jakość. – Jeżeli my będziemy mieli problem z naszą wiarą, z naszą świadomością religijną, wtedy każdy będzie umiał nas potrącić. Rozmowę o drodze Kościoła należy zacząć od pytania o moje chrześcijaństwo, moich najbliższych. Reformę Kościoła zacząłbym od nas samych. Musimy nauczyć się rozmawiać ze światem tak, by świat nas słuchał, rozmawiać nie językiem walki. Najtrudniejszym i jedynym zadaniem jest tak żyć, by ludzie patrząc na nas pytali o Boga. Masz te same problemy jak ja: finansowe, społeczne, z dziećmi, a radzisz sobie, jak ty to robisz? Skąd masz siłę? – pytał Hołownia. Wskazywał na konieczność posiadania chrześcijańskiej, głębokiej nadziei, która tak naprawdę wyróżnia nas od innych. Wezwanie do ewangelizacji warto skierować do samych siebie. W wielu momentach miało się wrażenie, że ten jeden niepozorny człowiek mógłby dać początek wielkiej kościelnej reformie. Bardzo spodobał mi się fragment wypowiedzi, w której Hołownia odpowiadał na pytanie młodej dziewczyny czemu młodym ludziom nie pokazuje się tej dobrej strony Kościoła, chrześcijaństwa, a nie tylko jako zakazy. Mówił: – Bardzo często jesteśmy w szponach, które zamieniają Ewangelię na teologię moralną. Chrześcijaństwo to nie jest system nakazów i zakazów. Chrześcijaństwo to jest opowieść o relacji, o więzi Boga z człowiekiem. Łatwiej jest mówić, że coś wolno, a czegoś nie. Ale ludzie to podważają i pytają a właściwie dlaczego nie? Ze spotkania płynęła wielka zachęta do tego, by żyć lepiej, by się trochę spocić dla swojej wiary, dla jakości Kościoła, do którego należy tak wielu. Każdy zakaz można opowiedzieć od strony pozytywnego projektu Boga wobec naszego życia. Hołownia piętnował mocno naszą postawę stróża na parkingu, który decyduje kto może być zbawiony, a kto nie. Z policjanta musimy się stawać apostołem.
Aleksandra Zimoń-Wielocha
Najnowsze komentarze