Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Na dobry początek…

05.06.2012 00:00 red

Z neoprezbiterami powiatu raciborskiego spotkała się Aleksandra Zimoń-Wielocha.

Ks. Tadeusz Dziedzic z parafii NSPJ w Raciborzu

Dzień moich święceń kapłańskich… bardzo piękny dzień, był zwieńczeniem czasu seminarium. Był to dla mnie dzień bardzo wzruszający, przepełniony radością, nadzieją. Był to dzień spotkania z Bogiem w osobie biskupa, w sakramencie. Czułem lęk, drżenie serca, stres.

Najtrudniejsza na drodze do kapłaństwa… była ostateczna decyzja. Nie jest tak, że kto idzie to seminarium to automatycznie staje się księdzem. Musiałem na modlitwie, w rozmowach z ojcem duchownym ostatecznie zdecydować, że to jest ta droga. To jest takie stanięcie przed Bogiem w całkowitej prawdzie i zdecydowanie, obietnica, że całkowicie poświęcam się Bogu. I od razu świadomość konsekwencji, że to jest moje jedyne, głębokie życie. Trudny był ten czas przed podjęciem tej ostatecznej decyzji.

Kościół jest dla mnie… wspólnotą, domem, rodziną. Jest spotkaniem z Bogiem. Widzę to w sakramentach. Jako diakon chrzciłem i przekazałem rodzicom, że ich dziecko należy do Kościoła – w taki sposób mogę moje powołanie realizować. Kościół kojarzy mi się z osobami, które wierzą i tam chcą poznawać Boga. Jest to miejsce, które ma nas prowadzić do świętości. W takim Kościele chciałbym żyć.

Moja rodzina… to rodzice Grażyna i Kazimierz i brat Łukasz. Potem ojciec chrzestny. Rodzina jest duża, a dla mnie jest miejscem relaksu, odpoczynku. Pochodzę z normalnej wierzącej rodziny, z problemami i radościami oczywiście. Do rodziny zaliczam też moich przyjaciół.

Uważam, że celibat… jest potrzebny jeżeli chodzi o sakrament święceń. Po praktykach diakońskich, kiedy wiele pracowałem dla innych nie wyobrażam sobie mieć rodziny, wtedy siłą rzeczy jej musiałbym poświęcać ten czas. Celibat ma sens i jest dobą rzeczą.

Moje hobby to… lubię książki historyczne, słucham muzyki chrześcijańskiej i lubię kajaki. I pokochałem pisanie i czytanie ikon.

Moim marzeniem jest… By dojść do świętości i oglądać Boga twarzą w twarz. Abym wybranym kapłaństwie jako drodze życia, wytrwał aż do śmierci. Chciałbym być dobrym księdzem.

Dobry kapłan… To ten, który wskazuje na Boga i jest wierzący, życzliwy, otwarty na ludzi, dobry, umiejący słuchać ludzi i przyjąć dobrą krytykę.

Moje postanowienie, motto na czas kapłańskiej drogi… „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” z Listu do Filipian.

Ks. Janusz Sobiś pochodzi z parafii św. Józefa na Ocicach

Dzień moich święceń kapłańskich… był dniem bardzo stresującym, ale niezwykle pięknym. O 7.00 rano odmówiliśmy Jutrznię w seminarium. Potem było śniadanie i poszliśmy do katedry, żeby tam się już przygotować. Po święceniach nie pojechałem do domu, w którym już było bardzo dużo gości, którzy przyjechali na prymicje, tylko udałem się do znajomego księdza w Borucinie, żeby tam odpocząć, pomodlić się, wyciszyć przed tym, co mnie czekało w niedzielę, czyli przed pierwszą mszą świętą, którą sprawowałem. Chciałem to wszystko przetrawić co się wydarzyło, przejąć się tym i uniknąć niepotrzebnego zgiełku.

Najtrudniejsza na drodze do kapłaństwa… podjęcie decyzji o wstąpieniu do seminarium. A potem była taka sinusoida, jak to w życiu bywa. Pojawiały się pytania czy to jest to, czy sobie tego nie wymyśliłem, ale ojciec duchowny pomaga rozwiązać takie dylematy, pomaga podjąć właściwą decyzję.

Kościół jest dla mnie… Matką. Często tego słowa używam i lubię to porównanie, bo to Kościół mnie zrodził dla Boga. Jest wspólnotą, w którym stajemy się dziećmi bożymi.

Moja rodzina… to są niesamowici ludzie, którzy nauczyli mnie wiary. Rodzina to dla mnie liczne kuzynostwo (z obu stron prawie 30 osób), ciocie, wujkowie, z których większość mieszka w okolicach Nowego Sącza, ale utrzymuję z nimi stały kontakt. Jak przyjechali to czułem ich bliskość, że jestem dla nich kimś ważnym. Modlą się za mnie. A rodzice i siostra też w dużej wolności przeprowadzili mnie przez seminarium. Jestem im za to niesamowicie wdzięczny.

Uważam, że celibat… jest pięknym darem i nie lubię takich socjologicznych rozmyślań o tym, jakby to było kiedy ksiądz miałby żonę. Ja wolę argumenty z wiary: nie wszyscy są zdolni do pojęcia, do zaakceptowania bezżeństwa ze względu na Królestwo Boże. To bezżeństwo traktuję jako dar. Nie oszukujmy się: to nie jest łatwa droga, ale droga życia małżeńskiego też nie jest łatwa. Każdy na swój sposób czegoś się wyrzeka. Na przykład kobieta, która staje się matką, rodzi dziecko – jej życie diametralnie się zmienia. Celibat ma ogromny sens, a zrozumie to chyba tylko człowiek wierzący. Daje spontaniczność. Kościół ma w tym niesamowitą mądrość.

Moje hobby to… muzyka – zakochałem się z muzyce Ennio Morricone. Czytam też książki Williama Whartona.  Czytam na bieżąco czasopisma „Tygodnik Powszechny”, „W drodze”, „Fronda”.

Moim marzeniem jest… żeby żyć tak, by po śmierci trafić do nieba. Nie mam ambicji by zostać na przykład kanclerzem w kurii, nie mam wielkich marzeń. Jako diakon myślałem o parafii,  w której miałem odbyć praktykę. Otmuchów był tą parafią – cudowni kapłani, wspaniali ludzie, także Bóg widać ma jeszcze niesamowite plany wobec mojego życia.

Dobry kapłan… to kapłan święty, nie idealny, ale żyjący w przyjaźni z Bogiem, nawet jeżeli upada to potrafi się podnieść i iść dalej.

Moje postanowienie, motto na czas kapłańskiej drogi… to słowa z Apokalipsy św. Jana „Marana tha, przyjdź Panie Jezu”.  Tak chciałbym, żeby moje kapłaństwo wyglądało, wszędzie, gdzie będę posłany chce zaprosić Jezusa, do ludzi, z którymi dane mi będzie żyć, pracować. Kościół jest jakby sakramentem, a każdy człowiek jest widzialnym znakiem Boga.

Ks. Tadeusz Komorek z parafii św. Anny w Gamowie

Dzień moich święceń kapłańskich… byłem przejęty, czułem radość z powodu daru, którym mnie Bóg obdarowuje. Trochę stresu jak to będzie. Kiedy wchodziliśmy do katedry to pojawiła się taka ogromna wdzięczność za ludzi, przyjechała na święcenia prawie cała parafia, za modlitwę, za obecność. Towarzyszy mi wdzięczność Bogu za dar kapłaństwa.

Najtrudniejsza na drodze do kapłaństwa… była decyzja by pójść do seminarium. Potem były trudne momenty w nauce, bo jako absolwent technikum nie miałem zdolności humanistycznych, by studiować filozofię. Inną trudnością była ta ostateczna decyzja przed diakonatem, ale oswajałem się z tym przez wcześniejsze 5 lat.

Kościół jest dla mnie… „moim domem”. Jestem związany z kościołem od najmłodszych lat jako ministrant, animator liturgiczny, kantor. Jest miejscem, gdzie można spotkać się z Bogiem i na poziomie religijnym z drugim człowiekiem. Kościół to ludzie którzy go tworzą,  my wszyscy.

Moja rodzina… jest mi wsparciem na drodze, którą wybrałem. Jestem najmłodszy z czworga rodzeństwa. Przez cały czas seminarium akceptowali mój wybór, wspierali mnie, nie protestowali. Nie wyrażali euforycznej radości, bo wiedzą, że to jest też bardzo trudna droga, ale dziś myślę, że się cieszą. Rodzeństwo założyło rodziny, ja wybrałem drogę kapłaństwa. To jest takie wzajemne uzupełnianie się, ja mogę się od niech uczyć, a sam też mogę im wiele dać.

Uważam, że celibat… jest potrzebny, pomimo opinii, iż trzeba go znieść, bo wtedy byłoby więcej powołań. Od diakonatu ślubowałem celibat i żyję jako celibatariusz. Jest potrzebny ze względu duszpasterskiego, ale również ma wskazywać na coś więcej, że jest coś ponad, że nie wszystko kończy się tu, na ziemi. Jak św. Paweł pisał „Jeśli ktoś potrafi pojąć, niech pojmuje”. Wytłumaczenie celibatu dla zwyczajnego człowieka jest trudne, że młody człowiek, który mógłby być ojcem decyduje się na celibat. Ale można zwrócić uwagę, że jest ojcostwo duchowe, w którym też można się realizować.

Moje hobby to… aktywność ruchowa: jeżdżę konno, jeżdżę na rowerze, jeżdżę na nartach.  Moim hobby jest też duchowość Ruchu Focolare, powstał we Włoszech w latach 40-tych XX wieku. Chiara Lubich założyła ten ruch, zgromadziła wokół siebie inne kobiety i chciała pomagać, ale nie w formie życia zakonnego, tylko w stanie świeckim. Dzisiaj w ruchu żyją całe rodziny, duchowni i świeccy.

Moim marzeniem jest… wytrwać do końca i być wiernym. Spotkanie dobrych ludzi, pójście na dobrą parafię.

Dobry kapłan… To człowiek otwarty na Boga i ludzi. Słucha głosu Boga. Jest pośrednikiem. Dzisiaj jest wielu dobrych kapłanów.

Moje postanowienie, motto na czas kapłańskiej drogi… „Jest moją radością mój Boże pełnić Twoją wolę, a twoje prawo mieszka w moim sercu”. Poprzez decyzje przełożonych będzie się objawiać wola Boża. Będę też tę wolę rozeznawać. Chcę jak najlepiej pełnić wolę Bożą.

  • Numer: 23 (1047)
  • Data wydania: 05.06.12