Dzieci gorszego Boga znalazły dom
Przyszedł moment kiedy zaczęła szukać swojego sposobu na życie. Ukończyła edukację artystyczną. Parę lat temu Aleksandra Zajadacz zdecydowała się na adopcję. Pierwszym dzieckiem była trzyletnia Kinga.
– Kinga, gdy ją poznaliśmy nie miała uregulowanej sytuacji prawnej. Zaproponowano, abyśmy wzięli ją jako rodzina zastępcza, choć młodym bezdzietnym rodzicom adopcyjnym rzadko składa się takie oferty. To ryzykowne, dziecko zawsze może odejść. Zgodziliśmy się – opowiada Aleksandra Zajadacz.
Pani Ola miała szczęście, już na pierwszej rozprawie rodzice Kingi zrzekli się praw, decydując się oddać ją państwu Zajadaczom. Los był łaskawy, sprawa mogłaby ciągnąć się do dziś, a rodzice nie zostaliby pozbawieni władzy.
– Kiedy adoptowaliśmy Kingę, ja pracowałam, a mąż wracał tylko na weekendy. Wtenczas pomyślałam: jaka to różnica, czy mam jedno dziecko, czy troje, i tak muszę odebrać córkę z przedszkola, ugotować, posprzątać i ciągle biegam. Chciałam być częściej z Kingą, ale też nie rezygnować z pracy zawodowej. Tak zrodził się pomysł rodziny zastępczej – wspomina.
Na początku planowali dwoje dzieci. W Domu Dziecka w Rudzie Śląskiej okazało się, że do wzięcia jest trójka rodzeństwa: Kamil, Dawid i Angelika. Nie chcieli ich rozdzielać, decyzja była jednak dużo trudniejsza, gdy okazało się, że dziewczynka jest z zespołem Downa. O zdanie rozpytywali znajomych, którzy pracują z ludźmi niepełnosprawnymi.
– Słyszałam opinie, aby nie brać chorego dziecka. Angelika trafiłaby jednak do DPS i zostałaby rozdzielona z braćmi. Zaproponowano nam wówczas, aby zostać zawodową rodziną zastępczą, co dużo zmieniało. Oprócz mojej Kingi będę miała jeszcze trójkę dzieci, co prawda jedno dziecko niepełnosprawne, ale też nie będę rozbieganym rodzicem – pomyślała wówczas pani Ola.
Po roku od adopcji Kingi, w listopadzie 2008 r. w domu państwa Zajadaczów pojawiła się trójka nowych dzieci, a pół roku później – Adrian.
– Wszystko podziało się bardzo szybko. Uczestniczyłam w interwencji policji w Rudzie Śląskiej, skąd go zabrałam. Miał rok i dwa miesiące. Ojciec Adriana chciał, aby do nas trafił, był przecież bratem Kingi. Zresztą to oczywiste, że powinien być u nas, a nie w placówce opiekuńczej. Nie mogłabym spać spokojnie, gdyby Kinga zapytała mnie, gdzie jest jej braciszek – wspomina pani Ola.
Za szybkimi decyzjami ludzi nie nadąża prawo. Aleksandra Zajadacz zgodnie z umową zawartą według przepisów starej ustawy, tworzy wspólnie z mężem i dziećmi zawodową wielodzietną rodzinę zastępczą. Faktycznie powinni być wielodzietną specjalistyczną rodziną zastępczą, gdyż posiadają niepełnosprawne dziecko. Ponieważ w takiej rodzinie może być tylko troje dzieci, a w momencie podpisania umowy pojawił się już Adrian, zamknęło im to drogę do zabiegania o zmianę statusu.
Trudna prawda o rodzicach
W czasie całego pobytu dzieci w rodzinie zastępczej państwa Zajadaczów, biologiczni rodzice spotkali się z trójką rodzeństwa tylko raz. Natomiast rodzice Adriana odwiedzają go w miarę regularnie – raz na dwa, trzy miesiące.
– Cieszy się gdy przyjeżdżają z kubusiem, wafelkami i czekoladą i jeszcze wszystko może zjeść naraz, a uwielbia jeść. Nawet panie w przedszkolu muszą mu zabraniać czwartej dokładki. Rodzice dobrze mu się kojarzą, ponieważ w czasie swych wizyt niczego od niego nie wymagają, wręcz rozpuszczają. Dodatkowo miło spędza czas w tak fajnych miejscach, jak plac zabaw czy McDonald. Z pewnością więź między nimi pozostanie na zawsze, nawet u mojej Kingi, która jest adoptowana. To są ich korzenie, a drzew bez korzeni się nie przesadza – przyznaje pani Ola.
Ona sama nic złego nie mówi dzieciom o rodzicach, ale stara się ich wychowywać w prawdzie, nawet jeśli jest ona zła.
W grudniu ubiegłego roku sąd pozbawił rodziców trójki rodzeństwa władzy rodzicielskiej.
– Proszę zauważyć, 6,5-letnia Angela zabrana została, gdy miała pół roku, a więc prawie sześć lat zajęło polskiemu sądowi pozbawienie jej rodziców praw rodzicielskich. Kamil miał trzy latka, a dziś jest już w trzeciej klasie. Jakie więc mają szanse te dzieci na adopcję i nawiązanie nowych, silnych więzi? – zastanawia się pani Ola.
Ustawa nie dla wszystkich
W styczniu weszła w życie nowa „Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej”, która wprowadza wiele zmian. Pani Ola nie będzie mogła jednak z nich skorzystać. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Rudzie Śląskiej poinformował ją, że przez trzy lata nie podpisze nowej umowy, gdyż nie ma pieniędzy na dodatkowe przywileje wprowadzone ustawą.
Faktycznie otrzyma tylko wyrównanie kwoty na utrzymanie dzieci. Dotychczas obowiązywał bowiem przepis, zgodnie z którym rodziny zastępcze otrzymywały na dzieci do 7. roku życia 1000 zł, a na starsze – 650 zł. Ten absurdalny przepis został zmieniony. Droższe jest bowiem utrzymanie dziecka w wieku szkolnym niż dziecka młodszego.
Nowa ustawa wprowadza również takie udogodnienia, jak urlop dla rodzin zastępczych oraz wsparcie rodziny pomocowej, która mogłaby się zająć dziećmi w czasie tego urlopu za wynagrodzeniem. Ponadto przewiduje zwrot za media np. za prąd, wodę, gaz – proporcjonalnie do liczby dzieci.
Biznes czy normalne życie?
Aleksandra Zajadacz otrzymuje za swą pracę wynagrodzenie w wysokości 2 tys. zł netto. W zamian opiekuje się czwórką dzieci, w tym jednym niepełnosprawnym, nieustannie bez urlopu i chorobowego.
– Jeśli komuś wydaje się, że robimy to wyłącznie dla pieniędzy, to niech znajdzie opiekunkę, która za tę kwotę będzie zajmować się tą gromadką 24 godziny na dobę przez 30 dni w miesiącu – zachęca pani Ola.
Często też słyszy, że jest to dobry biznes, bo dodatkowo otrzymuje pieniądze na dzieci.
– Nie interesuje mnie, czy ktoś z tych pieniędzy coś odkłada, najważniejsze jest to, aby dziecku było dobrze. W tym roku zabrałam moją piątkę na krótki wyjazd zagraniczny do rodziny, a w długi weekend na Kaszuby. Jeśli ktoś podróżuje z dziećmi wie, jakie są to koszty. Poza tym każde dziecko ma swoje potrzeby, np. marzy o komputerze, rowerze, a trzeba też zrobić zakupy, dokonać napraw, pomalować mieszkanie. Nie mamy ekstra pieniędzy, ale nie narzekam. Przykre są jedynie te absurdalne opinie – mówi.
Trudne rozstanie z Angeliką
W najbliższym czasie pani Ola będzie musiała rozstać się z Angeliką. W rudzkim MOPS-ie sygnalizowała, że ma problem z niepełnosprawną dziewczynką. Angelika z wiekiem staje się coraz trudniejsza, bardziej nadpobudliwa i dziś wymaga opiekuna wyłącznie dla siebie. Państwo Zajadaczowie dotychczas nie otrzymali żadnej pomocy z Rudy Śląskiej, nie mówiąc o propozycji przysłania psychologa, który oceniłby sytuację rodzinną, zbadał o relacje Angeli z dziećmi oraz czy jej zachowania wpływają na funkcjonowanie rodziny. Pani Ola sama zauważa, że na obecnej sytuacji traci pozostała czwórka. Rozgoryczona urzędniczą bezdusznością złożyła wniosek do sądu o rozwiązanie rodziny zastępczej dla Angeliki.
Pani Ola nie czuje, że ma w urzędnikach partnerów do wspólnej pracy z dziećmi.
– Zwykli ludzie nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności psychicznej, materialnej, jaka spoczywa na rodzinie zastępczej. Gdy moja sąsiadka krzyczy, że wzięłam dzieci dla pieniędzy, przekornie odpowiadam, że też może wziąć, bo tysiące podopiecznych domów dziecka czeka na swą szansę. Jeżeli jednak takie uwagi słyszę od osób, które powinny mieć o tym wyobrażenie, jest to bardzo niepokojące – stwierdza.
Ewa Osiecka
Najnowsze komentarze