środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Obiecywali pomoc – odbierali domy

08.05.2012 00:00 acz

Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zakończyła śledztwo w sprawie grupy, która miała wyłudzić ponad trzydzieści domów i mieszkań od ludzi znajdujących się w krytycznej sytuacji finansowej. Przez pięć lat śledczy tropili powiązania biznesowe podejrzanych i szukali pokrzywdzonych. Akt oskarżenia, który trafił w kwietniu do rybnickiego sądu, opisuje również samobójstwa ludzi, którzy tracili dorobek całego życia. Śledczy przesłuchali w tej sprawie 369 świadków. Sprawa dotyczy dziewięciu oskarżonych, między innymi mieszkańców Rybnika, Rydułtów i Żor. Tylko jeden z nich był do tej pory karany. Zdaniem śledczych grupa wyłudziła kilkadziesiąt nieruchomości na terenie całego kraju za ułamek ich wartości. Wśród poszkodowanych są mieszkańcy powiatów rybnickiego, wodzisławskiego i raciborskiego. Podejrzani biznesmeni działali aż w 36 miejscowościach. Poza domami w Rybniku, Połomi czy Wodzisławiu przejęli również nieruchomości w Elblągu, Rawie Mazowieckiej czy Limanowej.

 

Mechanizm był prosty. Pożyczali pieniądze ludziom w trudnej sytuacji finansowej, jednocześnie podstępnie podsuwając im do podpisu pełnomocnictwa do dysponowania ich nieruchomościami, które ci bez świadomości skutków, podpisywali. Po kilku miesiącach, sprytnie wykorzystując warunki i terminy zawarte w umowie, stawali się właścicielami domów pokrzywdzonych. Na ich sprzedaży zbili fortunę.

Bezwzględni i wyrachowani w ciągu zaledwie kilku lat mieli przejąć domy i mieszkania warte w sumie co najmniej 14 mln zł. Co najmniej, bo kwota dotyczy zaniżonych cen, za które pozbywali się nieruchomości na wolnym rynku.

Nad tym aktem oskarżenia prokuratorzy pracowali aż pięć lat. W toku śledztwa ustalono, że na terenie Polski w latach 2005 – 2008 działała firma Bryther Limited z siedzibą w Limassol na Cyprze. Śledczy ustalili, że powołując się na udzielone przez zagraniczne przedsiębiorstwo pełnomocnictwa, takie osoby jak Tomasz B., Maciej P. oraz Józef K. reprezentowali ją na terenie Polski. W przestępczym procederze udział brały ściśle powiązane ze sobą podmioty gospodarcze lub osoby fizyczne. Liczący 120 stron akt oskarżenia dokładnie opisuje mechanizm działania biznesmenów. Dramat większości pokrzywdzonych zaczynał się przy Mikołowskiej 52 w Rybniku. Na drzwiach niewielkiego budynku z trudem mieściły się tabliczki firm, którymi zarządzali oskarżeni. Pod lupę śledczych trafiły firmy BLC Polska, Centrum Finansowe, Conect, PHU Talar, MWM Consulting, Spectrum, Biznes Konsulting oraz BSNS Advisors.

Wszystko da się załatwić

Zdaniem śledczych wyżej wymienione podmioty gospodarcze lub osoby fizyczne oferując tzw. „finansowanie” wprowadzały w błąd poszkodowanych co do możliwości uzyskania za ich pośrednictwem komercyjnych kredytów bankowych. Ludzi w trudnej sytuacji finansowej, ściganych przez komorników i banki, wyszukiwali poprzez ogłoszenia w prasie. Nie było dla nich ważne czy dana osoba jest wypłacalna. Interesowało ich tylko, czy potencjalni klienci posiadają jakąś atrakcyjną nieruchomość. Powołując się na swoje znajomości w bankach, obiecywali zadłużonym osobom załatwienie dużego kredytu pod dom. Był tylko jeden warunek. Aby załatwić sprawę, trzeba było u nich wziąć mniejszą krótkoterminową pożyczkę na wysoki procent. Miała  wystarczyć na spłatę bieżących zobowiązań. Lichwiarska pożyczka miała być spłacona przez pożyczkobiorców z większego kredytu na dom załatwionego przez feralną firmę. Ten jednak nigdy nie został klientom udzielony. Pokrzywdzeni, mimo że u notariusza, to w wielkim pośpiechu, w stosie dokumentów, podpisywali nieświadomie tzw. pełnomocnictwo notarialne. Upoważniało ono firmę udzielającą pożyczki do sprzedaży nieruchomości za cenę „nie mniejszą niż…” i stanowiącą ułamek jej wartości. Dokument miał być dodatkowym zabezpieczeniem lichwiarskiej pożyczki, jednak w rzeczywistości pozwalał sprzedać nieruchomość bez wiedzy właściciela-pożyczkobiorcy. Oskarżeni mogli go sprzedać powiązanej firmie, jak również samym sobie, bo występowali oni równocześnie w zarządach kilku spółek. Mamieni załatwieniem dużego kredytu pokrzywdzeni nie mieli z czego spłacać kilkutysięcznych rat odsetek. Kiedy termin mijał oskarżeni-pożyczkodawcy sprzedawali dom, najczęściej bez wiedzy rodziny w nim mieszkającej.

Nie martwcie się

Za 29 tys. zł (bo tyle pożyczki wzięli) swój dom przy ulicy Szkolnej w Połomi stracili państwo Klyta. Szkody górnicze spowodowały, że małżeństwo musiało wcześniej opuścić dom przy ulicy Podgórnej. Nowy, nowoczesny parterowy budynek nie był skończony. Biorąc kredyt za kredytem na dokończenie budowy, Klytowie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Żaden bank nie chciał im już pożyczyć pieniędzy. Po piętach deptał im komornik. Wtedy w prasie znaleźli ogłoszenie firmy Biznes Konsulting zajmującej się doradztwem finansowym. – W siedzibie przy Mikołowskiej w Rybniku powitał nas Józef K. i Janusz T. Pocieszyli nas, że wszystkie kłopoty są do przeskoczenia, a oni mają wiele znajomości w bankach i mogą nam pomóc załatwić duży kredyt hipoteczny na dom, który pozwoli wszystko spłacić i wyjdziemy na prostą. Musimy tylko najpierw wziąć „mały prywatny kredyt” u nich. Proszę nas zrozumieć, mieliśmy kłopoty, mogliśmy stracić nasz dom, więc na wszystko się godziliśmy – mówi Gabriela Klyta. Małżeństwo podpisało trzy weksle. Mieli otrzymać 29,6 tys. zł i spłacić je z załatwionego przez Biznes Konsulting dużego kredytu na dom. Z całej sumy pierwszej pożyczki zobaczyli tylko tysiąc złotych. Reszta trafiła na konto Józefa K., który zobowiązał się do „załatwienia formalności” z bankami i spłaty ich zadłużenia. U notariusza w Bielsku podpisali pełnomocnictwo notarialne dla Martyny R. Wyłudzony dokument pozwalał jej sprzedać dom za cenę nie mniejszą niż 70,6 tys. zł. – Choć niby to ona pożyczała nam te pieniądze, nigdy tej pani nie widzieliśmy na oczy. Występowała tylko na papierze. Po trzech miesiącach dowiedzieliśmy się, że firma nie załatwi nam tego dużego kredytu, z którego także  mieliśmy spłacić te weksle – relacjonuje Jan Klyta.

Okazja to okazja

Później wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Klytowie nie mają za co wykupić weksli. Martyna R. sięga więc po pełnomocnictwo i zawiera warunkową umowę sprzedaży domu. Za 72 tys. zł sprzedaje dom Klytów Januszowi T., temu samemu, który obiecał Klytom przy Mikołowskiej duży hipoteczny kredyt. Wkrótce szef Biznes Konsulting wystawia dom na sprzedaż na wolnym rynku. Cena jest konkurencyjna. 165 tys. zł za praktycznie skończony dom plus trzy wydzielone działki budowlane – to okazja. Do Połomi ściągają kupcy z całej południowej Polski. Kiedy słyszą, że sprawa jest w prokuraturze, większość rezygnuje z kupna. Jeden jednak chce wykorzystać okazję i dobija targu z Januszem T. Klytowie tracą dorobek swojego życia. Niewielkie mieszkanie na piętrze starej kamienicy załatwia im gmina. Przez kolejne dwa lata spłacają odsetki od swoich poprzednich kredytów.

Szczęście w nieszczęściu

Państwo Kuśkowie, mieszkańcy rybnickiej dzielnicy Ligota, w tarapaty finansowe wpadli żyrując kredyt znajomym. Kiedy komornik zajął ich pensje, szukali sposobu, aby spłacić zobowiązania biorąc kredyt na dom. Maciej P. i Tomasz B., jako przedstawiciele firmy Bryther Limited, obiecali załatwienie kredytu, najpierw proponując pożyczkę. Zabezpieczeniem były weksle na 130 tys. zł. Pieniądze z pożyczki zostały przelane na konto Józefa K., który miał się zająć kontaktami z bankami, spłatą zobowiązań i pozyskaniem kredytu. W imieniu Józefa K. zajmował się tym Tomasz B.  – Mieliśmy oddać pieniądze w ciągu trzech miesięcy z tego dużego kredytu, co nam obiecali załatwić. Kiedy ten czas minął, a oni nie dopominali się o zwrot pożyczonych pieniędzy zaczęliśmy podejrzewać, że coś jest nie tak – mówi pani Bogumiła. Wkrótce okazało się, że u notariusza podpisali również pełnomocnictwo dla Tomasza B. i Macieja P. jako pełnomocników Bryther Limited. Następnie dom państwa Kuśków zostaje sprzedany za 60 tys. zł firmie Conect, której szefem jest… Maciej P. Szef firmy Conect robi później świetny interes, sprzedając ten sam dom kolejnemu nabywcy za 300 tys. zł. – Mamy szczęście w nieszczęściu, bo ludzie, którzy kupili nasz dom pozwalają nam w nim mieszkać. Żeby go odzyskać wzięliśmy kredyt i przez kolejne 25 lat będziemy go powoli spłacać – mówi pani Kuśka.

Ciężkie sąsiedztwo

W tej samej dzielnicy swój dom stracili państwo S. Nie chcą podawać nazwiska, bo mieszkają płot w płot z rodziną Macieja P. Małżeństwo prowadziło działalność gospodarczą. Do firmy Józefa K. sprowadziły ich kłopoty finansowe. W czerwcu 2005 roku pożyczają od przedstawiciela Biznes Konsulting 50 tys. zł. Józef K. kontaktuje ich ze swoim kolegą Markiem N. U notariusza państwo S. nieświadomie podpisują pełnomocnictwo dla firmy Mazur. Dokument pozwala na ewentualną sprzedaż domu za kwotę nie mniejszą niż 100 tys. zł. Rybniczanie nie mają z czego spłacić długu. W styczniu firma Mazur sprzedaje ich dom Maciejowi P. za kwotę 101 tys. zł. Nieruchomość jest warta 400 tys. zł. – Straciliśmy majątek. Boimy się o tym mówić. Wie pan, blisko mieszkamy, nasze wnuki bawią się na jednej drodze – słyszymy od rodziny S.

Nie ma czasu

Podobne przykłady można mnożyć, bo mechanizm działania grupy był niemal identyczny. Jak to możliwe, że ludzie (wśród oszukanych w ten sposób jest nawet dwóch policjantów), podpisywali tak niekorzystne dla siebie dokumenty? Śledczy zwrócili uwagę, że część papierów była podpisywana w pośpiechu, nierzadko w korytarzu kancelarii notarialnych, bezpośrednio przed wizytą u urzędnika. Część pokrzywdzonych myślała, że „jest u notariusza”, więc nie musi się niczego bać. Korytarz kancelarii, to jednak nie gabinet notariusza. Pani Ewa, która straciła dom przy ulicy Domeyki w Radlinie do kancelarii notarialnej została zabrana z marszu. – Przyjechali po mnie samochodem i oświadczyli, że jedziemy do notariusza do Bielska. Wzięli mnie ze sobą tak jak stałam. Gdy podpisałam dokumenty zostawili mnie na dworcu, bez pomocy – wspomina kobieta, której dom został sprzedany, a dziś stara się unieważniać kolejne transakcje zawarte przez oszustów. Pan Piotr (nie podaje nazwiska, bo mu wstyd przed sąsiadami) mieszka w domu przy ulicy Pszowskiej w Wodzisławiu. Dom warty 350 tys. zł stracił, pożyczając 115 tys. W długi wpadł przez działalność gospodarczą. Może mieszkać w domu tylko dlatego, że sąd wstrzymał jego eksmisję. Kluczowy i zgubny w jego sprawie był pośpiech w kancelarii notarialnej. – Przybyliśmy punktualnie do notariusza, ale Marek N. się spóźnił półtorej godziny. Chciałem przefaksować te papiery z kancelarii do znajomej, żeby rzuciła okiem, ale N. twierdził, że nie ma czasu i się rozmyśli, a z pożyczki nic nie będzie – wspomina pan Piotr. Wodzisławianin podpisał w pliku dokumentów również notarialne pełnomocnictwo. Dziś dowiaduje się, że jego dom, już na wolnym rynku, jest sprzedawany kolejnym osobom.

To już nie wasz dom

Większość podejrzanych o tym, że sprzedano ich dom, dowiedziała się przypadkiem. Pan Piotr zorientował się, że nie jest już właścicielem nieruchomości przy Pszowskiej w Wodzisławiu, kiedy na jego podwórko wjechała ekipa z firmy Vattenfall, aby odciąć mu prąd. – Razem z nimi wjechał Tomasz B. Wezwałem policję, w patrolu przyjechał mój kolega. Wtedy Tomasz B. pokazał policjantowi akt własności mojego domu. Kolega powiedział do mnie „Co ty, Piotrek, jaja sobie z nas robisz? Dom sprzedałeś, a teraz policję wzywasz”. Z kolei państwo Klyta dowiedzieli się od sąsiadów. – Sąsiadka mi powiedziała, że nasz dom jest na sprzedaż w internecie – wspomina pani Gabriela Klyta.

Eee, co tam dziecko

W akcie oskarżenia prokurator wspomina również o samobójstwach, które popełniali pokrzywdzeni. Pani Jolanta Misztal straciła dom w Ustroniu, dziś mieszka w ciasnym mieszkaniu w Żorach. – Mąż pożyczył 25 tys. zł na trzy miesiące. Chciał oddać, gdy załatwią nam duży kredyt na dom. Miesiące mijały, a oni nas zwodzili, naliczając kolejne procenty od pierwszej pożyczki. W październiku 2006 r. warty co najmniej 300 tysięcy dom Tomasz B., jako przedstawiciel Bryther Limited, sprzedaje za 60 tysięcy swojemu koledze Maciejowi P. z firmy BLC Polska. Następnie BLC sprzedaje dom na wolnym rynku za 220 tys. zł. Tomasz B. zaczął coraz mocniej nalegać na wyprowadzkę. – Mąż się załamał i powiesił. Na jego telefonie tego dnia znalazłam kilka połączeń od Tomasza B. Poinformowałam nowego właściciela, który kupił nasz dom, że będzie miał mojego męża w piwnicy. On powiedział, że duchów się nie boi – mówi drżącym głosem Jolanta Misztal. W śledztwie przewija się jeszcze jedno samobójstwo. Oskarżeni nie mieli litości również w egzekwowaniu należności. 25 czerwca 2005 r. córka państwa K. zginęła w wypadku samochodowym na terenie Niemiec. W lipcu po zaległą ratę zjawił się Tomasz B. i Maciej P. Małżeństwo K. tłumaczyło, że przeżyli niedawno rodzinną tragedię. Maciej P. miał się wtedy zwrócić do zrozpaczonej matki: „Inni tracą mieszkania, samochody i tak się nie przejmują. Eeee, co tam dziecko”. Wkrótce Kornelia P. sprzedała ich nieruchomość firmie BLC w Katowicach za ułamek jej wartości. – Nie spaliśmy po nocach, cały czas telefonowali do nas. Czuliśmy bardzo silną presję z ich strony – mówi z kolei pani Urszula, której nowy dom w gminie Mszana również wpadł w oko oszustom. Warta co najmniej 400 tysięcy złotych nieruchomość została w jej rękach. Sama załatwiła kredyt hipoteczny. Pani Urszula nie podaje nazwiska, bo nawet jej rodzina nie wie o jej dramatycznej historii.

Kim są?

Oskarżeni przebywają na wolności i czekają na pierwszy termin rozprawy, która odbędzie się w rybnickim wydziale Sądu Okręgowego w Gliwicach. Większość wpłaciła poręczenia majątkowe w kwocie od 50 do 200 tys. zł. Bez problemu znaleźli taką sumę, choć zapewniali śledczych, że zarabiają zaledwie 2 tys. zł, ich działalność przynosi straty lub... są na utrzymaniu rodziny. Mimo tak niskiego deklarowanego dochodu, te same osoby chwalą się na portalach społecznościowych wycieczkami, w których brali udział, choćby do Stanów Zjednoczonych. Zdobyty na ludzkiej krzywdzie majątek pomnażają w kolejnych firmach, które zakładają. Jedna z nich zajmuje się sprowadzaniem luksusowych alkoholi, inna budową domków szeregowych, a kolejna regularnie wnioskuje o państwowe wsparcie przy wyjazdach na zagraniczne targi.

To nie koniec

Prokuratura Okręgowa w Gliwicach postawiła oskarżonym w sumie 90 zarzutów. Większość dotyczy tzw. wyzyskania przymusowego położenia innej osoby i zawarcia umowy oraz nałożenia na nią obowiązku świadczenia niewspółmiernego ze świadczeniem wzajemnym, to jest o przestępstwo z art. 304 kodeksu karnego. To nie jedyne śledztwo, jakie prowadzi prokuratura. Śledczy pracują w tej chwili nad następnym aktem oskarżenia dotyczącym, między innymi, wartej miliony kamienicy. Z naszych informacji wynika, że zarzuty może usłyszeć jeszcze jedna osoba, a pokrzywdzonych jest kolejnych kilkadziesiąt osób. – W tym śledztwie występują kolejne nieruchomości, także z terenu powiatu raciborskiego, wodzisławskiego i rybnickiego – potwierdza prokurator Michał Szułczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Adrian Czarnota

kontakt z autorem: a.czarnota@nowiny.pl

 

  • Numer: 19 (1043)
  • Data wydania: 08.05.12