środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Obrabiarki na krańcach świata

01.05.2012 00:00 red

Obrabiarki na krańcach świata.

– Właśnie wybiera się pan do Warszawy na spotkanie polskich przedsiębiorców z chińskimi biznesmenami, którzy przyjechali do Polski przy okazji ważnej rządowej wizyty, której przewodzi  premier Chin Wen Jiabao. Czy Chińczycy są zainteresowani obrabiarkami z Rafametu?

– Oczywiście. Chiny to trudny, ale ogromny, rozwojowy rynek, na którym Rafamet jest obecny od dawna. W ostatnich latach dostarczyliśmy na rynek chiński dwie nowoczesne obrabiarki, które kupiła firma CSR Sifang produkująca szybkie pociągi. A w tym roku podpisaliśmy umowę na dostawę specjalistycznej tokarki służącej do regeneracji kół stosowanych w pojazdach kolejowych dużych prędkości.

– Zgodzi się pan ze mną, że Kuźnia Raciborska to nie jest wielka, bogata aglomeracja dysponująca zapleczem badawczo-inżynieryjnym, doskonale skomunikowana ze światem, przyciągająca klientów i inwestorów z całego świata. Na dodatek firma, którą pan zarządza nie jest częścią wielkiego holdingu, z nieograniczonym dostępem do kapitału na rozwój, badania, marketing czy pozyskiwanie specjalistów. Tymczasem napisał pan w rocznicowej publikacji, że „nasze maszyny pracują w piaskach pustyni, deszczach tropików czy na syberyjskiej tajdze”. Nie mamy w Polsce zbyt wielu firm, które pasowałyby do tego opisu…

– To wszystko prawda. Nasz sprzęt pracuje nie tylko na wszystkich kontynentach, ale jest na dodatek wykorzystywany w wielu nowoczesnych projektach, przez przedsiębiorstwa, które nierzadko są światowymi liderami w określonych dziedzinach. Nasze obrabiarki „uczestniczyły” na przykład w budowie amerykańskiej rakiety „Saturn 5”, w europejskim programie badań kosmicznych „Ariane”, w produkcji najnowocześniejszych samolotów Boeinga. I choć nie ma oficjalnych rankingów tego typu, jestem przekonany, że można nas zaliczyć do pierwszej dziesiątki przedsiębiorstw tego rodzaju na świecie. A to, że udaje się to wszystko osiągnąć w warunkach, o których pan wspomniał, jest dla nas oczywiście dodatkowym, ważnym powodem do dumy.

– Jest pan związany z Rafametem od 25 lat, więc pewnie z łatwością wskaże pan źródła tych sukcesów?

– Przede wszystkim Rafamet to samodzielne przedsiębiorstwo z rozpoznawalną i cenioną w świecie marką, mające własny i dobry produkt, własną sieć sprzedaży, własną, innowacyjną technologię i wysokowykwalifikowany, oddany zespół pracowników. To nasze główne atuty. Trzeba też pamiętać, że samodzielnego poruszania się po świecie uczymy się już od 1964 roku, kiedy to zakład otrzymał zgodę na samodzielną działalność eksportową. Wtedy tylko trzy polskie przedsiębiorstwa mogły sprzedawać swoje produkty za granicą z pominięciem państwowych central handlu zagranicznego. To „przetarcie” w świecie i zdobyte doświadczenia bardzo nam pomogły w pierwszych latach transformacji, czyli na początku lat 90-tych, kiedy wiele polskich przedsiębiorstw popadło w poważne tarapaty, nie potrafiąc skutecznie poruszać się na zagranicznych rynkach. A w przypadku Rafametu eksport to nawet 80 proc. sprzedaży.

– W Polsce nie chcecie sprzedawać?

– Pewnie, że chcemy, ale jeden kraj, nawet tak wielki jak Chiny, to dla nas zbyt mały rynek. Proszę pamiętać, że my produkujemy urządzenia, które pracują często 25 – 35 lat, a czasem znacznie dłużej, co oznacza, że klient, który właśnie kupił od nas obrabiarkę, następną zamówi najwcześniej za tyle lat. Chyba, że w tym czasie  zwiększą się poważnie jego potrzeby lub przystąpi do realizacji nowych inwestycji. Oczywiście przez cały ten czas utrzymujemy relacje z naszymi klientami, bo chcemy by do nas powrócili. Wracając do Polski, nasze urządzenia służą tu głównie do naprawy, dokładnie reprofilowania kół pojazdów szynowych. Dwie nasze obrabiarki całkowicie zaspokajają np. potrzeby  warszawskiego metra w zakresie utrzymania zestawów kołowych wagonów metra w stanie wynikającym z obowiązujących w tym zakresie norm. Oczywiście na krajowym rynku obrabiarek dla kolejnictwa dążymy do utrzymywania naszej prawie monopolistycznej pozycji.

– A za granicą kto je kupuje?

– Dla porządku muszę wyjaśnić, że nasze dwie podstawowe gałęzie produktów to specjalistyczne obrabiarki do obróbki kolejowych zestawów szynowych oraz wielkogabarytowe, karuzelowe centra obróbcze. Te ostatnie wykorzystywane są w wielu sektorach przemysłowych. Czasem mówi się, że obrabiarki to „przemysł przemysłów”. Nie da się bez nich budować elektrowni, produkować silników lotniczych, maszyn budowlanych, turbin, pierścieni rakiet i zrealizować wielu, wielu innych inwestycji. I to właściwie nasz klient określa ich przeznaczenie, a my dostosowujemy parametry maszyny do jego potrzeb.

– Czyli zawsze produkujecie wyroby w jednym egzemplarzu?

– Upraszczając można powiedzieć, że tak, choć oczywiście czasem są to urządzenia bardzo do siebie podobne. Ale niektóre zamówienia są tak specyficzne, że de facto z definicji musi to być produkcja jednostkowa. Na przykład budujemy teraz obrabiarkę dla tureckiej odlewni, która będzie największą maszyną wyprodukowaną do tej pory przez nasz zakład.

– Jak czytelnik Nowin Raciborskich może sobie wyobrazić największą obrabiarkę w historii Rafametu?

– Może sobie wyobrazić wymiary tego, co obrabiarka obrabia, a co my nazywamy umownie detalem. Turcy na naszym urządzeniu będą mogli obrabiać detal o średnicy nawet 13 m i wysokości 6 m, który może ważyć, uwaga, do 350 ton!

– Nie jestem pewny, czy tak łatwo sobie wyobrazić 350-tonowy detal, ale przyznaję, pana informacja robi wrażenie. Podobnie jak „piaski pustyni, tropiki i tajga”, w których pracuje wasz sprzęt. Nie koloryzujecie trochę?

– Ani trochę. Trudno wymienić wszystkie kraje, w których są nasze obrabiarki. Są na pewno w rosyjskiej tajdze. Z tropików na myśl przychodzi mi np. Nigeria, Sierra Leone, RPA, a także Peru, Wenezuela, Urugwaj. Pustynie? Proszę bardzo – Maroko.

– Wszędzie tam muszą dotrzeć również inżynierowie, monterzy, serwisanci z Rafametu?

– Oczywiście. Z maleńkiej Kuźni wyruszamy w razie potrzeby dosłownie na krańce świata, chociażby do Australii, do Japonii.

– Domyślam się, że przed pana gabinetem ustawiają się kolejki chętnych na takie wyjazdy?

– Zdziwiłby się pan, ale nie. Po pierwsze, potencjalnych kandydatów na wyjazdy montażowe czy serwisowe dobieramy wg ściśle określonych kwalifikacji. Po drugie, wybranie się z maleńkiej Kuźni w tak odległy świat czasem onieśmiela. Ale ci, którzy wyjadą, zazwyczaj wracają z dobrymi wrażeniami i ciekawymi opowieściami.

– Skoro macie tu taki rafametowski „Klub sześciu kontynentów” to może kiedyś poprosimy pana pracowników o podzielenie się z czytelnikami „NR” swoimi opowieściami z dalekiego świata?

– Niezły pomysł, to naprawdę może być interesujące.

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Arkadiusz Gruchot

  • Numer: 18 (1042)
  • Data wydania: 01.05.12