Trzeba bronić domu i Kościoła
Ksiądz Aleksander Radecki – ojciec duchowny w seminarium duchownym we Wrocławiu, pochodzi z Parafii NSPJ w Raciborzu, tam jest jego dom rodzinny, mieszka jego mama. Jest człowiekiem skromnych, ciepłym, uśmiechniętym i uduchowionym. Nie ogląda telewizji od ponad 20 lat – chce „być wolny mentalnie” jak mówi… W tym roku od 1 do 5 kwietnia prowadził rekolekcje wielkopostne w Parafii NSPJ w Raciborzu.
– Z jakimi treściami przyjechał ksiądz na rekolekcje do Raciborza?
– Hasłem tego roku, zwanego duszpasterskim, jest zawołanie: „Kościół moim domem, diecezja rodziną” i pomyślałem, że nie ma co wymyślać innych, nowych tematów, bo one zawsze są i można je podać w innej formie, ale dałem się poprowadzić temu właśnie przesłaniu. Okazuje się, że dzisiaj trzeba bronić i domu i Kościoła. Starałem się w swoich rozważaniach to pokazać, jako świętość, którą trzeba wpierw poznać, pokochać obronić i z niej korzystać i przekazywać innym.
– Jak ksiądz widzi raciborzan na tle wierzącej Polski?
– Mam za mało danych, żeby wysuwać tu jakiekolwiek sądy. Rzeczywiście, dużo podróżuję po Polsce, prowadząc m.in. rekolekcje. Na podstawie tego, co przeżyłem mogę mówić o pewnej specyfice. Mówiłem ludziom tutaj o modlitewniku „Droga do nieba” ponieważ swoim rozśpiewaniem byśmy wygrali repertuarem pieśni podczas nabożeństw. Większości tych pieśni bym nie zaśpiewał np. w archidiecezji wrocławskiej. Jeżeli popatrzy się na mapkę ludzi praktykujących czyli dominikantes, to tutaj na pewno diecezje południowo-wschodnie jak tarnowska, przemyska i rzeszowska biją opolską na głowę i to mnie martwi oczywiście, jako człowieka, który z tej ziemi pochodzi i na niej żyje. W okolicach Raciborza z kolei ewenementem są procesje konne w czasie Wielkanocy. Jeszcze przetrwała gwara, w Raciborzu najmniej, ale z radością korzystam z audycji Radia Katowice, bywam na konkursie Ślązak Roku w Zabrzu, jak tylko czas mi pozwala. Potem cytuję tych ludzi, którzy występują, bo w każdej takiej gawędzie jest obecny Pan Bóg. To nie jest tylko słabość do mojej małej ojczyzny czy tani sentymentalizm. Ta religijność jest obecna, jest o co zaczepić – chociaż wymaga oczyszczenia i uświadamiania. Jako kleryk, kiedy tu przyjeżdżałem to pamiętam, że w dyskusjach z księżmi pokazywałem, że pewne rzeczy tu były od zawsze, wypracowane przez pokolenia i drżałem o to, czy będą te wartości pilnowane, pielęgnowane po to, żeby laicyzacja i liberalizm ich nie zmiótł. W tej chwili mieszanina poglądów, stylów życia dotknęła też miasto Racibórz.
– Czy nie zauważa ksiądz pewnego duchowego kryzysu, kryzysu wiary…? Nawet u nas w mieście widać, że często na portalach lokalnych ludzie z agresją i nienawiścią wypowiadają się o Kościele, o kapłanach….
– To jest zjawisko powszechne w całym kraju. Jest to domena ludzi młodych i tego należy się obawiać. Mają szeroki dostęp do Internetu – czego myślę nie da się powstrzymać, ale martwi mnie to, że nie są w stanie wysłuchać drugiej strony. Gdy dyskutują o Kościele przyjmują tylko ten portalowy system myślenia, wartościowania i nie mają odniesienia drugiej strony. Bardzo łatwo anonimowo, bez ponoszenia konsekwencji rzucać oskarżenia na Kościół, na księży. Jeżeli zabraknie znajomości Kościoła, to trudno będzie mówić o szacunku, o miłości, o tym utożsamianiu się z Kościołem. Jak wtedy Kościół może być moim domem, kiedy wciąż jestem daleko od niego, znajduję czarne plamy? Antyklerykalizm nie jest czymś nowym, ponieważ Chrystus nie pozostawia ludzi obojętnych, dlatego jest wpisany na zawsze w nasze życie. Zmienił się tylko sposób wyrażania i szybkość puszczenia swojego poglądu w świat bez konsekwencji. Nie możemy się bać antyklerykalizmu, on był za czasów Starego Testamentu a także wobec Jezusa wyrażany. Jaki może być pożytek z tego? Jeżeli mnie ktoś krytykuje, że nie jestem święty to mnie mobilizuje i równam w górę. Natomiast kiedy kogoś brzydzi sutanna to wiem, że jest to człowiek głęboko poraniony. Kiedy w pociągu jadę, to w 4 minucie zazwyczaj ktoś zahacza o Kościół, więc jest to ogromna szansa dla człowieka wierzącego.
– Jak dzisiaj człowiek wierzący może dawać świadectwo?
– Nie może się wstydzić Boga, wiary w swoim środowisku, wartości, którymi żyje. Dzisiaj będę mówił młodzieży o tak zwanym „zgniłym kompromisie”. Na przykładzie palenia papierosów: producent wie, że palenie szkodzi, ale to żyła złota, palacz także wie, ale jest za słaby wobec nałogu. Co zrobić z rozumem? Na paczce umieścić napis „Palenie szkodzi zdrowiu”. Coś takiego próbujemy czasem zrobić z naszą wiarą. Chodzimy do kościoła, ale nic z tego nie wynika. Albo powtarzana z uporem bzdura „jestem wierzący, ale niepraktykujący”. Jeżeli katolik chce być świadkiem to nie może być solą zwietrzałą albo lampą, która kopci. Wniosek jest prosty: jeżeli ktoś popatrzy na katolika w czasie pracy, w szkole w czasie zabawy musi się zastanowić dlaczego on się zachowuje inaczej? Drugi kierunek to robić to, co robimy jak najlepiej jak potrafimy, a trzeci kierunek to apostolstwo czynne – czyli nie daje mi spokoju świadomość, że na świecie jest choćby jeden człowiek, który nie poznał Chrystusa. I to jest chyba nasz najsłabszy punkt. Nie chcemy się wychylać, narzucać, zmuszać, że religia jest prywatną sprawą. Jeżeli w Raciborzu 30% chodzi do kościoła, a 90% jest ochrzczonych, to na jednego wierzącego przypada dwóch, którzy nie słyszą o Bogu.
– Widzę, że ze swoimi naukami rekolekcyjnymi chce ksiądz dotrzeć do rodziców, do dzieci, do młodzieży, do małżonków. Co jest dzisiaj takim kryzysem, bolączką rodziny, czego rodzinie brakuje, dlaczego rodzina nie przekazuje wiary dzieciom?
– Coś jest z niesamowitej niekonsekwencji, kiedy rodzice każą dziecku się modlić, iść do kościoła, a sami tego nie robią. Co innego się głosi, a co innego robi. Ten fundament będzie pęknięty. Powiedziałem na nauce dla rodziców dzieci pierwszokomunijnych, że to oni: ojciec i matka mogą być największą przeszkoda dla swojego dziecka. Jest jakaś schizofrenia polega na tym, że co innego w domu, a co innego na zewnątrz. Jest jeszcze problem ochrony młodego człowieka przed treściami serwowanymi podczas surfowania w Internecie, gdzie Bóg ma niewiele do powiedzenia. Nawet jeżeli przyjdzie na lekcję religii i w kościele podeprze ścianę to niewiele z tego może być. Jest jeszcze Duch Święty, który działa w Kościele. Trzeba mieć nadzieję.
– Czym jest dla księdza tak szczególny dzień w roku Wielki Czwartek?
– Jak dla każdego księdza jest powrotem do Wieczernika, gdzie narodziło się kapłaństwo i Eucharystia – dwa nierozerwalnie ze sobą związane sakramenty. Jadę do katedry opolskiej i dla mnie wielka radość, że możemy się spotkać. Mocnym punktem jest dla nas odnawianie przyrzeczeń kapłańskich. Przynajmniej raz w roku świadomie i publicznie przyznajemy się do Chrystusa – Najwyższego Kapłana. Ten dzień to także powrót do początków kapłaństwa, wspominamy jak to było z powołaniem, prymicjami. Jest to piękne. W tym roku jadę do katedry opolskiej, znam wielu księży z diecezji opolskiej, nie chcę porównywać, ale cieszę się, że tutejsi księża zabiorą mnie do Opola.
– Jak zachęcić ludzi do korzystania z sakramentu pokuty? Jak skłonić ich do właściwego przeżywania świąt?
– Można poruszyć obrazem serce człowieka. Film „Pasja” jest tego dobrym przykładem. Udało się wydobyć twórcy cała istotę zbawczego dzieła. Ale trzeba też uczyć oglądać film religijny, po obejrzeniu podjąć dyskusję i podzielić się ze sobą wrażeniami. Dzisiejsze filmy nie są już takie słodkie, wymagają zaangażowania od widza. Ktoś kto nie wejdzie np. w Triduum Paschalne nie zrozumie z tego nic. Kiedyś było mniej ludzi. Widzę postęp, ale wynikający z dobrego przygotowania tej liturgii, tych dni. Potrzeba zachęty w stronę sąsiadów, znajomych… jeżeli chodzi o spowiedź to są materiały pomocnicze, ale zawsze ktoś kto się dobrze wyspowiada w duchu wdzięczności robi reklamę spowiednikowi. Dobrej spowiedzi sprzyjają inne warunki, gdzie można przeobrazić spowiedź w serdeczną, leczącą rozmowę w cztery oczy.
Rozmawiała Aleksandra Zimoń-Wielocha
Najnowsze komentarze