Garaż pełen pomysłów
Zamienił dom na garaż, w którym spędza każdą wolną chwilę. Pogodzona z tym rodzina nie sprzeciwia się jego woli, bo jak walczyć z pasją, którą posiada od dziecka? Jej urzeczywistnieniem jest kilka niezwykłych pojazdów, w tym dwa lekkie rekreacyjne buggy, którymi konstruktor ze Studziennej ziścił swe marzenia.
Bernard Petrzyk z zawodu jest kierowcą mechanikiem. Aktualnie pracuje jako kierowca tira w prywatnej firmie. Od 10 lat przymierzał się do skonstruowania pojazdu terenowego, nie miał jednak pomysłu, jak swe motoryzacyjne plany wcielić w życie.
Spełnione marzenia
Przed dwoma laty, w Bielsku kupił dla syna szefa pojazd, który odpowiadał jego wyobrażeniu o buggy, choć z silnikiem małego fiata. Po konsultacji z wykonawcą, postanowił zrobić własny model, ale już z mocniejszym silnikiem fiata cinquecento 900.
– Po roku, gdy skończyłem pracę nad pierwszym buggy, okazyjnie nabyłem auto po wypadku. Wykorzystując części z rozbitego seicento postanowiłem zrobić drugi podobny pojazd terenowy – opowiada Bernard Petrzyk.
Pomysł skonstruowania kolejnego buggy, podobnie jak i zakup powypadkowego auta, zrealizowany został w tajemnicy przed żoną Margot, która była przeciwna zamiarom męża. Powodem był nie tylko nadwyrężony budżet rodziny.
– Nieszczęśliwie się stało, że kolega w moje urodziny rozjeździł ulubiony ogród żony pozostawiając głębokie koleiny. Długo trwało zanim przekonałem ją, aby wsiadła do buggy. Na ściernisku pobliskiego pola w końcu dała się namówić na krótką przejażdżkę. Wróciła po półtorej godziny – śmieje się Bernard Petrzyk.
Drugi buggy powstał również w rok, podobnie, jak jego prototyp złożony został od podstaw. Praca ta wymagała wielu wyrzeczeń, popołudniowej pracy, nierzadko nocnej.
– Nie liczyłem czasu, który spędziłem montując pojazd, ale z pewnością upłynęło go bardzo dużo. Gdy konstrukcja została pomalowana, ostatnie dwa miesiące pracowałem po 5 – 6 godzin dziennie – wspomina Bernard Petrzyk.
Podobnie jak pierwszy, również drugi buggy jest starannie wykonany i dopracowany w szczegółach.
– Musiałem tak skonstruować pojazd, aby wszystko w nim zmieściło się. Szczególnie, że konstrukcja złożona jest z części kilku samochodów, np. przód wykonany został na bazie malucha, a tylne zawieszenie faktycznie jest przednim zawieszeniem z seicento – tłumaczy pan Bernard.
Nie udało się jednak uniknąć kilku problemów, np. trzeba było zmieścić tarcze hamulcowe i docisk z cinquecento, czy też seicento w 12-calowej feldze, albowiem tylko do tych felg pasują opony quada.
Każdy pojazd musi mieć też ręczny hamulec, tymczasem zmontowane z tyłu innego samochodu przednie zawieszenie buggy nie posiadało go. Pan Bernard wpadł więc na pomysł, aby przerobić pompkę sprzęgła z dużego fiata i zamontować ją w tylny przewód hamulcowy. W ten sposób udało się skonstruować hydrauliczny ręczny hamulec.
Przy budowie buggy nieoceniona była pomoc Zdzisława Laskowskiego z Raciborza, który pod okiem konstruktora ze Studziennej zespawał z kilku elementów ramę pojazdu, czyli rurową klatkę nadwozia.
– Bez niego nie dałbym sobie rady – przyznaje pan Bernard.
W efekcie powstały dwa unikalne modele, dotąd niespotykane pod względem konstrukcji w Polsce.
Oba buggy mają wytrzymałe podwozia, szerokie opony, typowe pięciobiegowe skrzynie i mogą poruszać się nawet z prędkością 140 km/h.
– Pomimo, że nieustannie jeździmy, nie było okazji do wrzucenia piątego biegu – mówi o ich osiągach Bernard Petrzyk.
Dla tych typowo terenowych pojazdów wyboje nie stwarzają żadnych przeszkód. Na dwudziestolitrowym baku można jeździć nawet przez dwa dni.
W ładne niedzielne popołudnia państwo Petrzykowie organizują 4- 5-godzinne wypady po okolicy.
– Żona nie tylko dziś chętnie jeździ, ale i sama zachęca do takich przejażdżek – żartuje pan Bernard.
Pojazdy są też atrakcją dla znajomych, którym chętnie udostępnia swe buggy.
W wolnych chwilach, po pracy nadal je udoskonala. Obecnie w obu montowane są CB radia i radia samochodowe, które pozwolą na kontakt pomiędzy kierowcami. Komunikować będzie można się dzięki słuchawkom z wmontowanym mikrofonem. Niezależnie w każdym z pojazdów wbudowany zostanie głośnik. Natomiast komfort jazdy poprawi szyba przednia z pleksi, osłaniająca jadących przed pyłem i wiatrem.
Młodzieńcza fantazja zamieniona w rzeczywistość
Pasja pana Bernarda wzięła początek jeszcze w raciborskim „Mechaniku”, gdzie uczęszczał do Zawodowej Szkoły Samochodowej. Jako 15-latek wspólnie z o rok starszym kolegą, Erwinem Kostką skonstruowali gokarta. Przy jego budowie wykorzystali kółka z maszyn rolniczych i silnik z motocykla WSK 125. Zmuszeni byli sięgać po specjalistyczne książki, gdyż w pierwszej klasie program nauki nie obejmował jeszcze tego typu zagadnień.
Później Bernard Petrzyk swe zainteresowania przeniósł na motory. Inspiracją były dwa junaki, z których jeden wystylizował na amerykańskiego choppera, a drugi całkowicie odnowił. Zmierzył się też z nietypowym zadaniem, jakim była restauracja zabytkowej, 120-letniej bryczki, zakupionej przez mieszkańca Studziennej.
– W 1994 r. zbudowałem kabriolet na nowej płycie podłogowej fiata 126p. Samochód wymagał wielu przeróbek. Od dwóch lat jeździ w Niemczech, przeszedł wszystkie przeglądy i jest sensacją na drogach – z nostalgią wspomina różowego „malucha” pan Bernard.
Kabriolet ten był również ewenementem na polskich ulicach. Poza brakiem dachu i kolorem, wyróżniał go m.in. tył inny niż ten, który posiadały auta fabryczne oraz pochylona przednia szyba. Polski Związek Motorowy dopuścił go do ruchu z adnotacją w dowodzie rejestracyjnym „Polski Fiat 126p cabrio”.
Aktualnie konstruktor ze Studziennej przymierza się do kolejnego swojego projektu, konstrukcji trzeciego buggy, tym razem dwuosobowego.
– Mamy przygotowaną już ramę pojazdu. Pozostały jeszcze trzy dni spawania, a później czeka nas jej malowanie – wymienia kolejne etapy prac Bernard Petrzyk.
W trzecim buggy zostanie zamontowany również silnik z fiata cinquecento 900, najbardziej dostępny, a jednocześnie doskonale sprawdzający się w tego typu pojazdach.
Ewa Osiecka
Najnowsze komentarze