Szczęście jest blisko nas
Laureatka Pantofelka 2011 wzorce dobroczynności przejęła od babci. Przed tygodniem Teresa Neblik nieoczekiwanie wygrała konkurs organizowany przez Forum Kobiet Powiatu Raciborskiego. Odczucie przy odbiorze nagrody porównuje do urodzenia zdrowego dziecka.
– Był w pani życiu jakiś wzorzec człowieka, zachowań, z których pani czerpała? Postawa życiowa, która wywarła na pani wrażenie i ukierunkowała życie?
– Myślę, że dotyczy to wszystkich ludzi, których spotkałam na drodze życia, począwszy od babci, dziadków, przez rodziców a nawet mieszkańców wsi Gamów, skąd pochodzę. Ta miejscowość według mnie jest wzorowa. Zawsze mi się tak wydawało.
– Dlaczego wzorowa?
– Gamów kojarzy mi się od zawsze z obowiązującą dyscypliną. Każdy z mieszkańców robił coś na rzecz drugiego, sąsiada, osoby w potrzebie. Tam nie dochodziło do sytuacji, że ktoś przed kimś drzwi zamykał. Rodziny w Gamowie trzymały się razem, wieś była bardzo zgrana.
– Czyli tę chęć pomagania innym ma pani po rodzinie?
– Najbardziej to chyba po babci. To ona mnie uczyła, że komuś kto potrzebuje wsparcia trzeba po kryjomu podrzucić paczkę pod drzwi. Babcia Genowefa tak robiła i ja poszłam w jej ślady. Spędzałam z nią bardzo dużo czasu jako dziecko.
– Co pani wiedziała o nagrodzie Pantofelka zanim panią nominowano?
– Tylko tyle, że pani Marysia Skora z naszej gminy ją dostała. Nie interesowałam się poza tym. Niespodziewanie pani sołtys powiedziała mi, że jestem zgłoszona do obecnej edycji. Na początku prosiłam ją żeby wycofała tę kandydaturę. A teraz bardzo się cieszę i uważam za dużą przyjemność w życiu.
– Jakie szanse pani sobie dawała na zwycięstwo?
– Byłam przekonana, że wygra pan Krystian Niewrzoł. Ja nawet gdy ogłaszano werdykt, to już się do niego obracałam, żeby pogratulować. Jak przemawiał, jak o nim czytano, to zasługi miał ogromne. Siedząc wtedy na sali myślałam sobie, co ja tutaj robię w takim zacnym towarzystwie?
– Co pani czuje będąc laureatką Pantofelka?
– Jestem wdzięczna tym, co mnie wybrali. Ale to nie tylko moja zasługa. I nie chodzi o skromność. Nagroda należy się całemu środowisku, w którym działam. Gdybym chciała wymienić wszystkich, których mam na myśli to gazety by brakło, tylu ich jest.
– Jak wygląda zwyczajny dzień laureatki Pantofelka?
– Często układają go ci potrzebujący. Telefonów odbieram mnóstwo, czasem dzieci żartują, że ten telefon wyłączą, bo chciałyby więcej z mamą pobyć. Ale ja z chęcią i zainteresowaniem wysłuchuję tych problemów i jeśli tylko potrafię to pomagam. Mój dzień mija mi na takich rozjazdach i załatwianiu różnych spraw, jakie do mnie trafią.
– W którym momencie powzięła pani decyzję, że trzeba zaangażować się w działalność społeczną?
– Groźba likwidacji szonowickiej szkoły. Wówczas to mnie zmobilizowało. Dziecko miałam małe, stałam nieco z boku. Wystraszyłam się jednak, że szkołę nam zamkną i nic po niej nie zostanie. To było coś w rodzaju iskry. I choć mama radziła: nie wychylaj się i ja nie byłam z Szonowic to nie miałam wyjścia. Zadziałać trzeba było, żeby szkoła nam się zachowała.
– Trzecią kadencję zasiada pani w radzie gminy. Ma pani w ogóle konkurencję w wyborach?
– Oczywiście rywalizuję o mandat radnej z innymi, mieszkańcy powierzają go mnie i staram się ich reprezentować jak najlepiej umiem. Jak pierwszy raz dostałam się do rady to się wystraszyłam, że sobie nie poradzę. Dziś podchodzę do tej funkcji zupełnie inaczej.
– To zaufanie jakim pani się cieszy nie skłaniało do zostania sołtysem swojej wsi?
– Mam pogląd w tej sprawie, którego się trzymam. Nie powinno się samemu łączyć kilku funkcji. Bo się nie podoła wszystkiemu, a nawet jeśli się będzie starać, to może nie wyjść tak jak powinno być. Najlepiej by jak najwięcej ludzi angażowało się w działalność społeczną. Zapraszano mnie do rady parafialnej, mówiłam nie, bo chciałam, żeby tym zajęli się inni. Ale mówię o sobie, być może inni potrafią łączyć wiele funkcji.
– Kapituła Pantofelka brała pod uwagę także pani wkład w powołanie koła gospodyń wiejskich. Jak w czasach gdy kobiety nastawione są na karierę zawodową stworzyć taką formację?
– Wiele razy panie we wsi żywo o czymś dyskutowały. Chodziło o seriale telewizyjne. One tym żyły. Ja uważam, że to kompletne marnotrawstwo czasu. Można zająć się czymś pożytecznym. Panie były tak przywiązane do tych seriali, że z zebrań chciały uciekać przed telewizor. I tak udało nam się zebrać 40 osób w kole. Dumne jesteśmy, że koło istnieje. I ma plany rozwoju. Sołtys złożyła wniosek na stworzenie pracowni Orange i jak się uda wygrać to wszystkie gospodynie przejdą kurs komputerowy.
– A pani jak z internetem sobie radzi?
– Biorę stamtąd co potrzebuję, wiedzy szukam i pomocy np. w wypełnianiu wniosków dla rolników. Z przyjemności to wyszukuję piosenki mojego ulubionego Seweryna Krajewskiego i sobie słucham. Dziś już tak się nie śpiewa. Jego piosenki mają piękne teksty. Czasy Czerwonych Gitar to okres mojej młodości, mam do tego sentymentalne podejście. Natomiast to czego obecnie słuchają młodzi mnie bulwersuje. To często puste piosenki, nie zmuszają do myślenia.
– Kim pani jest z zawodu?
– Ekonomistą, po średnim studium zawodowym. Wyuczyłam się na księgową. Nie pracowałam w tym zawodzie. 7 lat byłam telefonistką w Telekomunikacji Polskiej. Obecnie, wspólnie z mężem utrzymujemy się z gospodarstwa rolnego.
– Pani hobby jest kolekcjonowanie figurek aniołów. Skąd wzięła się ta pasja?
– Babcia mi mówiła, że anioły są wszędzie, że człowieka pilnują. Jak dzieci się rodziły, to z każdym porodem kupowałam figurkę. A potem gdzie nie pojechaliśmy, to przywoziłam figurkę. Siostra jak jedzie za granicę to też jakąś mi przywiezie. Zwożą mi te anioły, każdy podpisany skąd. Mam ich ponad setkę.
– A który z tych aniołów jest najważniejszy?
– To ten z podróży poślubnej, z Żywca.
– Co mogłaby pani poradzić komuś, kto chciałby wziąć z pani przykład i też czynić dobro?
– Żyję jak każdy. Rodzice, środowisko uświadomiło mi, że szczęścia nie trzeba szukać gdzieś daleko, bo ono stoi obok nas. Najgorzej szukać u kogoś cech, których on nigdy nie będzie miał, trzeba go pokochać takim jakim on jest.
– To o recepcie na szczęście, a o przepisie na pomaganie co pani powie?
– Trzeba chcieć pomagać. Potrzebujący są wszędzie ale i ci co mogą pomóc też. Czasami chodzi o proste rzeczy jak pomoc starszej osobie, którą trzeba gdzieś podwieźć. Chciałabym w tym duchu wychować następne pokolenie, a nie jest to łatwe.
– Do czego by pani porównała nagrodę w stosunku do swego dotychczasowego życia?
– Wspaniałe uczucie, jak urodzenie zdrowego dziecka. To moja jedyna nagroda takiej rangi. Kiedy byłam uczennicą ekonomika wybrano mnie najmilszą dziewczyną w szkole. Ale to nie jest porównywalne w ogóle z Pantofelkiem.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze