Poniedziałek, 3 czerwca 2024

imieniny: Klotyldy, Leszka, Tamary

RSS

Nie będzie przepływu to pół Markowic tonie

28.02.2012 00:00 red

Przesunięcie pnia to ingerencja w naturę? – dziwiła się wójt Anna Iskała na posiedzeniu komisji rolnictwa, które poświęcono melioracjom. 

Na posiedzeniu zwołanym w starostwie, na które zaproszono szerokie grono ekspertów (ekologów, urzędników) jak i rolników, którzy ponoszą szkody wskutek zanieczyszczonych rowów, prowadzący obrady Ryszard Winiarski nazwał problem melioracji bolączką całego regionu. Omawiano m.in. problem cieku Łęgoń w rezerwacie Łężczok. Powalone drzewa blokują jego drożność. Ponieważ obszar jest chroniony w ramach działań Natura 2000, nie interweniują służby dbające o melioracje czyli Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych.

Obecna na obradach wójt Nędzy Anna Iskała chwaliła prace prowadzone w Łężczoku, także w odniesieniu do cieku Łęgoń. – Jest pięknie robiony, idelanie. Nie docierają jednak do mnie pewne przepisy. Jeśli drzewo ewidentnie tarasuje przepływ wody to co za problem ułożyć je wzdłuż Łęgonia? 30 lat mieszkam na granicy Łęgonia i Łężczok jest degradowany przez bzdurne przepisy utożsamiające Łężczok z puszczą – oznajmiła Iskała.

Eksperci z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach bronili się, że zakazy są identyczne w parkach narodowych i rezerwatach stąd problem nawet z przesunięciem pnia. Podczas posiedzenia padła deklaracja ze strony Waldemara Niemca z ŚZMiUW, że zatory na Łęgoniu zostaną usunięte o ile RDOŚ na to zezwoli. Urząd ten wymaga jednak szczegółowej dokumentacji w tej sprawie.

Zatory na Łęgoniu zagrażają nie tylko terenom gminy Nędza ale i Markowicom o czym mówił dzierżawca tamtejszych stawów. – Już zalewany jest były PGR. Jeżeli nic z tym nie zrobimy to jesienią przy spuszczeniu z nich wody dojdzie do wielkiego konfliktu społecznego, pół dzielnicy może ucierpieć – przestrzegł.

Co daje 100 tysięcy telefonów?

Szef rolniczego potentata w powiecie Bogusław Berka z Agromaxu wyliczał ile firma płaci na urzędników: milion złotych podatku, drugie tyle czynszu dzierżawnego. I co my z tego mamy? Wykonujemy po 100 tysięcy telefonów a potem musimy słuchać, że nie ma gdzie odprowadzać nadmiaru wody. Taka moda w kraju, że wszyscy chcą przepraszać za błędy. Od premiera w dół. Instytucje nie robią co do nich należy powołując się na brak pieniędzy. Są tacy co się modlą żeby przyszła powódź, bo wtedy znajdą się pieniądze na likwidację szkód. Z problemem melioracji trzeba się zderzyć, a szefowie instytucji go leceważą i zrzucają na podwładnych.

(ma.w)

  • Numer: 9 (1033)
  • Data wydania: 28.02.12