25 lat za Tosię
Co najmniej 20 lat spędzi w więzieniu 27-letni Jarosław Sz., który w lipcu 2010 roku zadusił swoją żonę Antoninę. – Ta kara ma wymiar szczególny. Osoby po odbyciu tak długoterminowej kary nie są w stanie później w społeczeństwie funkcjonować i przez to de facto uznaje się je za osoby ze społeczeństwa wyeliminowane – uzasadniała piątkowy wyrok sędzia Ewa Stępień.
17 lutego Sąd Okręgowy w Gliwicach ogłosił wyrok w sprawie głośnego morderstwa do którego doszło 15 lipca 2010 roku przy ulicy Ogrodowej w Raciborzu. Dziś już 27-letni Jarosław Sz. za zabójstwo swojej żony Antoniny Szuby został skazany na łączną karę 25 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo sąd skazał go na półtorej roku za znęcanie się nad żoną. Jak ustalił sąd, podczas małżeństwa wielokrotnie ją dusił i bił. Podczas sekcji zwłok okazało się, że podczas jednej z awantur połamał jej żebra.
Piątkowy wyrok to finał trwającego ponad rok procesu młodego pracownika pogotowia ratunkowego. Do gmachu rybnickiego wydziału gliwickiej okręgówki po sprawiedliwość przyjechała rodzina zamordowanej i jej przyjaciele.
Sprawa morderstwa młodej pracownicy domu opieki wstrząsnęła w lipcu 2010 całym Raciborzem. Podczas jednej z awantur Jarosław Sz. wówczas 25-letni pracownik pogotowia zadusił gołymi rękami swoją żonę. Powód? Antonina Szuba oświadczyła mu, że chce od niego odejść, mając dość wyzwisk i katowania. Kiedy 27-latek usłyszał, że żona chce sobie ułożyć życie z inną osobą wpadł w szał i gołymi rękami zadusił ją. Zabójstwo nie wywarło na oskarżonym większego wrażenia. Po wszystkim poszedł spać, a rano jak gdyby nigdy nic wyszedł do pracy. Dopiero po kilku godzinach zgłosił się na policję. Chcąc od początku uczynić z siebie osobę niepoczytalną celowo przebierał martwą żonę, aby móc później to wykorzystać jako przejaw choroby psychicznej. Śledczy postawili oskarżonemu dwa zarzuty: morderstwa i znęcania się psychicznego i fizycznego. Jarosław Sz. przyznawał się tylko do zabicia swojej żony.
Duchy
Na ostatniej rozprawie, tydzień przed ogłoszeniem wyroku przewodnicząca składu sędziowskiego Ewa Stępień zarządziła jeszcze konfrontację biegłych z zakresu medycyny sadowej, aby dokładnie ustalić jak długo oskarżony dusił swoją żonę. W mowie końcowej Franciszek Makulik, zastępca Prokuratora Rejonowego w Raciborzu zwrócił uwagę na zachowanie oskarżonego. – Jego postawa ma istotny wpływ na wymiar kary. Oskarżony w postępowaniu przygotowawczym 15 i 16 lipca, 23 sierpnia i 18 października mówił wprost, że zamierzał pozbawić swoją żonę życia. Przyznał, że ją zaatakował w momencie kiedy siedziała przy komputerze. Złapał ją za szyję prawym przedramieniem, mocno ją docisnął, po czym zawlekł ją do pokoju, wykonał półobrót i położył na łóżku. Siedząc na niej okrakiem dalej ją dusił. Kiedy upewnił się, że nie żyje, przebrał ją w sukienkę. Ze swoich wyjaśnień, które konsekwentnie podtrzymywał, wycofał się jednak przed sądem. Przed prokuratorem próbował robić z siebie osobę niepoczytalną, twierdząc, że jakieś duchy kazały mu zabić żonę. Biegli psychiatrzy jednoznacznie orzekli, że była to symulacja i celowa taktyka obrony – wyliczał Franciszek Makulik.
Nie miał wyjścia
Prokurator zwracał uwagę, że najbardziej wiarygodne są początkowe wyjaśnienia oskarżonego. W swojej własnoręcznie sporządzonej adnotacji Jarosław Sz. potwierdził, że miał pełną swobodę wypowiedzi i czuł się wyluzowany. O tym świadczy również obszerność protokołu bo przesłuchanie zajęło sześć stron maszynopisu. – Oskarżony nie miał odwagi się przyznać jak było naprawdę i co rusz wprowadzał do swoich wyjaśnień nowe wątki przez co przewód sądowy toczy się w sprawie prostej, która mogła się zakończyć na dwóch terminach – mówił prokurator, równocześnie zwracając uwagę, że oskarżony sam zgłosił się na policję, bo nie miał innego wyjścia. – Wyjaśnił prokuratorowi dlaczego tak zrobił. Mieszkał w centrum Raciborza, przy jednej z najruchliwszych ulic w gęstej zabudowie. Co miał zrobić? Owinąć żonę w dywan i wywieźć? Zostałby zauważony. Na policję zgłosił się kilka godzin po zabójstwie. W tym czasie myślał jak uniknąć kary. Ponoć kochał swoją żonę. Skoro tak, to dlaczego ją życia pozbawił? Od półtora roku Antoniny nie ma wsród nas, ale mamy sprawcę, którego musi spotkać surowa kara. Życie to świętość i społeczeństwo musi wiedzieć, że kto się na nią zamachnie musi zostać ukarany – przekonywał prokurator domagając się łącznej kary 25 lat pozbawienia wolności dla oskarżonego.
Tylko dożywocie
Kary dożywotniego pozbawienia wolności domagała się z kolei matka zamordowanej i jej adwokat Sabina Kałka. – Biegli dziś potwierdzili, że aby doszło do skutecznego uduszenia nacisk na szyję musiał trwać około czterech minut. To jest ogromny przedział czasu. Sprawca działając w ten sposób musiał działać w zamierze bezpośrednim pozbawienia życia. Dlaczego się nie broniła? Z zeznać świadków wynika, że co najmniej dwukrotnie wcześniej sprawca ją dusił. On systematycznie przejawiał agresywne zachowania bo to była dominująca cecha jego zaburzonej ososbowości. Może myślała, że i tym razem w końcu ją puści. Jaka to jest okoliczność łagodząca, że oskarzony po kilku godzinach zgłosił się sam na policję, skoro na zimo przekalkulował, że będzie symulował, że jest osobą niepoczytalną? – mówiła mecenas Sabina Kałka. – Zniszczył naszą rodzinę. Moja córka leży na cmentarzu, ale zanim się tam znalazła przeżyła gehennę u boku męża – kata. Powinien ją darzyć szacunkiem i dawać poczucie bezpieczeństwa a dostała razy, cierpienie i ból. Jej ciągła wiara w to, że on w końcu zrozumie i się zmieni oraz miłość połączona ze strachem powodowały, że czuł się coraz bardziej bezkarny. Proszę sąd o taki wyrok, aby tym razem się bezkarny nie czuł – mówiła przez łzy Barbara Kaczkowska, matka zamordowanej.
Wyrok sprawiedliwy, ale nie drastyczny
W mowie końcowej wygłoszonej przez Stefana Zientka, obrońcę oskarżonego, adwokat zwrócił uwagę, że proces musiał tyle trwać ze względu na niekonsekwentne wyjaśnienia jego klienta. – O tym co się dokładnie wydarzyło tamtej nocy w mieszkaniu przy Ogrodowej wie tylko oskarżony. Nikt nie powiedział tutaj na sali o powodach traktowania żony inaczej niż kwiatem. To miłość do żony ale i zazdrość. Typowy mężczyzna, niekoniecznie tak zwany maczo, nie lubi gdy jego kobieta spotyka się z innym – ostrożnie ważył słowa adwokat. – Wysoki sądzie, nie pokuszę się ocenić procesu motywacyjnego jaki kierował oskarżonym po dokonaniu zbrodni, ale trzeba podkreślić, że zgłosił się sam z własnej woli na policję. Przyznanie się do winy, wyrażenie skruchy to okoliczności łagodzące. Oczekuję, że wymiar kary dla oskarżonego nie będzie łagodny, ale również, że nie będzie drastyczny. Kara dożywotniego pozbawienia wolności oraz kara 25 lat pozbawienia wolności mają charakter eliminacyjny i powinna być orzekana tylko w najcięższych przypadkach. Trudno również oczekiwać przy tak długim okresie pobytu w zakładzie karnym resocjalizacji oskarżonego. Jarosław Sz. miał uczciwy proces przed sądem, bardzo wnikliwy i skrupulatny za co bardzo dziękuję – tłumaczył Stefan Ziętek.
Przepraszam
Sam oskarżony również zabrał głos. – Zostałem już ukarany. Muszę do końca swoich marnych dni żyć z tym co się wydarzyło 15 lipca. Bardzo żałuję tego co zrobiłem. Gdybym mógł cofnąć czas postąpiłbym inaczej i nie zachowałbym się w ten sposób. Jeszcze raz bardzo przepraszam rodzinę mojej żony, moich rodziców też, za to, że mają tyle wstydu przeze mnie. Przepraszam wszystkich za swoje postępowanie. Wysoki sądzie mam nadzieję, że sąd wymierzy mi sprawiedliwą karę – mówił 10 lutego Jarosław Sz. 17 lipca rybnicki wydział zamiejscowy Sądu Okręgowego w Gliwicach wydał wyrok. Oskarżony został skazany za zabójstwo na karę 25 lat pozbawienia wolności a za znęcanie się nad żoną na karę półtora roku pozbawienia wolności. Sąd połączył obie kary, wymierzając raciborzaninowi łączną karę 25 lat pozbawienia wolności. Sąd nie przychylił się do kary dożywotniego pozbawienia wolności, o którą wnioskowała matka zamordowanej i jej adwokat. Jarosław Sz. musi zapłacić ponadto 50 tysięcy złotych matce zamordowanej tytułem zadośćuczynienia.
Może by żyła
Jak zauważyła przewodnicząca składu sędziowskiego, Sz. nie byli długo małżeństwem, również okres ich narzeczeństwa nie trwał długo. – Byli to ludzie młodzi i nie do końca dojrzali do tego, aby zawrzeć małżeństwo i przyjąć na siebie związane z tym zobowiązania. Dla nich była ważna zabawa, chęć spotykania się z rówieśnikami w lokalach, tak spędzali swój wolny czas. Cały ich wspólny związek to jedno pasmo awantur, które rodziły się z zazdrości oskarżonego i zachowań samej pokrzywdzonej – wyjaśniała. Sad przyjął, że oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim, nie dając wiary wyjaśnieniom oskarżonego. Gdyby dławienie trwało tylko trzydzieści sekund, jak twierdził już przed sadem oskarżony, na pewno by nie doszło do śmierci. Sąd nie miał wątpliwości, że Jarosław Sz. znęcał się nad żoną. Kluczowe okazały się nie zeznania rodziny czy przyjaciół, ale dwóch całkowicie obcych osób, którym Antonina żaliła się, że oskarżony ją bił i ją dusił i groził jej zabójstwem. Jednemu z nich opowiadała, że po jednym z takich duszeń ledwo się ocknęła. – Mimo wiedzy o znęcaniu się Jarosława Sz. nad żoną nikt z rodziny i znajomych nie powiadomił organów ścigania o tym jak agresywny jest oskarżony, nikt tym ludziom nie pomógł. Być może takie zawiadomienie uratowałoby życie Antoninie i dzisiaj by żyła – podsumowała sędzia.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze