Kołko mu klekoce…
Parafia św. Krzyża odchodzi złoty jubileusz kapłański.
Tak dzieci ze Studziennej śpiewały o swoim proboszczu – ks. prałacie Janie Szywalskim, który 14 czerwca świętował 50 rocznicę swoich święceń.
– Nie chcę, byście mówili do mnie „Ojcze duchowny”, jak zwracaliście się do mojego poprzednika. Ale mówcie mi „Bracie” – prosił ks. Jan Szywalski swoich parafian, kiedy przed 37 laty przejmował urząd proboszcza u Świętego Krzyża, zastępując na nim 92-letniego wówczas ks. Franciszka Melzera. 14 czerwca, podczas obchodów złotego jubileuszu kapłańskiego ks. Jana, widać było, że przez swoją wieloletnią posługę stał się dla mieszkańców Studziennej prawdziwym ojcem.
Świętowała cała parafia
Uroczystość zorganizowano bardzo hucznie. Wszystko rozpoczęło się dziękczynną mszą w kościele parafialnym. Liturgii przewodniczył ks. jubilat. Parafianie przygotowali bogatą oprawę. Grała miejscowa orkiestra dęta, śpiewał chór im. Józefa Eichendorffa i schola dziecięca, była procesja z darami ofiarnymi. Okolicznościowe kazanie wygłosił ks. dr Antoni Kaltbach. – Jakie społeczeństwo, taki kapłan. Bo kapłan z ludzi jest wzięty i dla ludzi jest ustanawiany – mówił. Apelował, żeby modlić się za duszpasterzy. Po odśpiewanym „Te Deum” nadszedł czas na życzenia. Złożyli je m.in. przedstawiciele rady parafialnej i władzy samorządowej, dyrektorzy SP 5 i ośrodka dla niesłyszących, a także przedstawiciele KIK-u.
Po Eucharystii zaproszeni goście przemaszerowali z orkiestrą na boisko LKS-u, gdzie przygotowano obiad. O 15.00 pod namiotem zgromadziła się cała parafia. Rozpoczął się festyn. Dla wszystkich była kawa i „kołocz”, kiełbasa i grochówka. Dzieci i młodzież wystąpiły z programem artystycznym. Najwięcej radości przyniósł chyba „Kopciuszek”, w którego wystawieniu wzięli udział również dorośli. Rozegrano też mecz księża – byli ministranci. Wygrali duchowni 4:2.
Prałacki życiorys
Ks. Jan urodził się 11 czerwca 1937 r. w Otmęcie. Ojciec Alfons zginął podczas frontu. Czas powojenny dla matki z trojgiem dzieci był trudny. Jednak kiedy 14-letni Janek wyjawił, że chce pójść do Niższego Seminarium Duchownego, mama Maria bez wahania na to przystała, mimo że internat był płatny. Cztery lata później, po maturze, Jan zdecydował się kontynuować naukę w Wyższym Seminarium Duchownym diecezji opolskiej w Nysie. Święcenia prezbiteratu przyjął z rąk ks. bpa Franciszka Jopa 19 czerwca 1960 r. Po zastępstwie w Rogowie Opolskim trafił do parafii św. Anny w Zabrzu. Proboszczował tu wtedy ks. Franciszek Pieruszka, raciborzanin, duszpasterz głuchoniemych. On właśnie zachęcił młodego kapłana do nauki języka migowego. Po kursie biskup przeniósł wikariusza do ks. Franciszka Wańka, rodem ze Studziennej, do św. Mikołaja w Raciborzu. Tutaj ks. Szywalski rozpoczął swoją pracę z głuchymi. W 1969 r. otrzymał przeniesienie do Studziennej, by pomagać staremu ks. Melzerowi. Uczył religii, dojeżdżał do młodzieży do Cyprzanowa, dokształcał się. Po rezygnacji ks. Franciszka, 2 stycznia 1973 r., został wprowadzony na urząd proboszcza w studzieńskiej parafii. W tej posłudze trwa do dziś. Od 1988 do 1998 r. był dziekanem dekanatu raciborskiego, od 1992 – diecezjalnym duszpasterzem niesłyszących, od 1995 – prałatem, a w 1998 r. uzyskał tytuł magistra – licencjata.
„Farorz” na kole
Ks. Jan znany jest w naszym mieście z pasji do roweru. Kiedyś jeździł na przedwojennym rowerze marki Adler. – Była to pamiątka po świątobliwym ks. Bernardzie Gade, byłym proboszczu w Ocicach. Znany z prostoty i ubogiego stylu życia, przejeździł całe życie na tym jednym rowerze, aż stracił wzrok. Gdy już był ciężko chory, prosiłem go, by mi ten rower podarował, co też uczynił. Miało to miejsce, jak się okazało, w przeddzień jego śmierci. Rower służył mi przez 12 lat! Wymagał tylko drobnych napraw. Wyglądał tak staro, że kiedyś, gdy był przypięty zamkiem cyfrowym do płotu szpitala, odpięto i skradziono mi zamek zostawiając rower. Trzy lata temu oddałem zabytek ks. Henrykowi Wyciskowi z Bolesławia, który zbierał pamiątki po ks. Gade i utworzył izbę ku jego pamięci – opowiada prałat.
Ks. Jana na rowerze wspominał ponad rok temu na naszym portalu mieszkaniec Raciborza. Pisał tak: „Pamiętam ks. Szywalskiego w latach 60-70 na rowerze z taką starą teczką, jadącego Mariańską albo ze szpitala ul. Waryńskiego. Potem często w różnych miejscach w drodze do osób potrzebujących. On wiózł często Jezusa tam, gdzie mu drzwi otwierano, a gdzie nikt nie przychodził”. Były ministrant natomiast napisał wtedy: „Było to w 1965 r. Wracaliśmy z ks. Szywalskim rowerami z Wambierzyc przez Kłodzko, Nysę do Raciborza. Nie daliśmy rady pokonać tej trasy w jednym dniu. O zmroku dojechaliśmy do domu rodzinnego ks. Jana, bez uprzedniego zawiadomienia. Nie było telefonu, sklepy pozamykane. Dla 8 młodych chłopców jego mama i siostra nie nadążały kroić chleba – tak szybko znikały kromki ze stołu. Po kilku miesiącach dowiedzieliśmy się, że zjedliśmy wszystkie rezerwy w domu, nawet stary chleb przeznaczony dla kur, bo nie było już nic innego. Dla mnie była to jedna z lepszych kolacji w życiu. (Gdy mnie z odrobiną miłości przyjmiesz, możesz poda suchy chleb na stół, a będzie słodko smakował)”.
Inne pasje „farorza” ze Studziennej to gitara, narty, koty i pielgrzymowanie. On to przed laty jako brat John zorganizował raciborski strumień opolskiej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Ks. jubilat bardzo lubi też muzykę klasyczną. Dla niego więc parafianie ze św. Krzyża w przededniu rocznicy jego święceń zorganizowali koncert. Wykonawcami byli młodzi muzycy ze Studziennej. Przedsięwzięcie zainicjowała organistka Maria Koloch.
Norbert Mika
Moje pierwsze spotkania z ks. Janem miały miejsce w latach 60-tych ubiegłego stulecia, gdy był wikariuszem na Starej Wsi. Już wówczas dał się poznać jako człowiek dobry i opanowany, a także życzliwy względem parafian i dzieci, których uczył religii. Wśród tych ostatnich byłem ja. Kiedy ponownie spotkałem ks. Szywalskiego, na początku lat 90-tych, był już proboszczem w Studziennej, jak również został opiekunem Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym przy parafii NSPJ. Cechą charakterystyczną ks. Jana, która zjednała mu moją sympatię, było jego głębokie umiłowanie Jezusa i otaczających go ludzi, a także wielka cierpliwość i skromność. Ks. Szywalski wpisuje się w galerię tych kapłanów, którzy zostawią trwały ślad we wdzięcznej pamięci nie tylko swoich parafian, ale i innych osób, które miały w życiu szczęście spotkać tak zacnych ludzi.
Moje pierwsze spotkania z ks. Janem miały miejsce w latach 60-tych ubiegłego stulecia, gdy był wikariuszem na Starej Wsi. Już wówczas dał się poznać jako człowiek dobry i opanowany, a także życzliwy względem parafian i dzieci, których uczył religii. Wśród tych ostatnich byłem ja. Kiedy ponownie spotkałem ks. Szywalskiego, na początku lat 90-tych, był już proboszczem w Studziennej, jak również został opiekunem Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym przy parafii NSPJ. Cechą charakterystyczną ks. Jana, która zjednała mu moją sympatię, było jego głębokie umiłowanie Jezusa i otaczających go ludzi, a także wielka cierpliwość i skromność. Ks. Szywalski wpisuje się w galerię tych kapłanów, którzy zostawią trwały ślad we wdzięcznej pamięci nie tylko swoich parafian, ale i innych osób, które miały w życiu szczęście spotkać tak zacnych ludzi.
Roman Wałach
Bardzo sobie cenię współpracę z ks. prałatem Janem Szywalskim. Jako proboszcz zajmuje się on sprawami parafii w Studziennej, jednak nigdy nie stawia granicy pomiędzy parafią a dzielnicą. Niejednokrotnie prowadziliśmy rozmowy na tematy społeczne w dzielnicy. Często uzgadnialiśmy swoje stanowiska albo wręcz korzystałem z jego rady. To dzięki tej współpracy udało sie rozwinąć nasze stowarzyszenie i tak wiele zrobić, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
Bardzo sobie cenię współpracę z ks. prałatem Janem Szywalskim. Jako proboszcz zajmuje się on sprawami parafii w Studziennej, jednak nigdy nie stawia granicy pomiędzy parafią a dzielnicą. Niejednokrotnie prowadziliśmy rozmowy na tematy społeczne w dzielnicy. Często uzgadnialiśmy swoje stanowiska albo wręcz korzystałem z jego rady. To dzięki tej współpracy udało sie rozwinąć nasze stowarzyszenie i tak wiele zrobić, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
Łukasz Libowski
Najnowsze komentarze