Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Zakochana młoda para

16.02.2010 00:00 Ola Piechówka
Takich nowożeńców Racibórz dawno nie widział. Choć wiele osób było przeciwnych ich związkowi, oni wiedzieli, że chcą ze sobą spędzić jesień życia. W ubiegłym tygodniu pani Genowefa i pan Zygmunt wzięli ślub. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że razem mają 168 lat.


Genowefa Teresa Świątek (79 l) całe życie mieszkała w Warszawie i w okolicznych miastach. Jako trzynastolatka była świadkiem rozpoczęcia i upadku powstania warszawskiego, podczas którego zachorowała na tyfus. Wojenna pożoga sprawiła, że znalazła się sama, ciężko chora w niemieckim obozie w Pruszkowie. Spotkała tam przypadkiem wuja, który pomógł jej stanąć na nogi i uciec z niewoli. Jak wspomina pani Genowefa, gdyby nie pomoc dobrych ludzi i wsparcie podczas wojny, nigdy nie przetrwałaby choroby i tułaczki po zrujnowanej Warszawie i okolicach. Kiedy opowiada o swoich przeżyciach z młodości, ma się wrażenie, jakby opowiadał o wydarzeniach, które miały miejsce wczoraj – pamięta ile pieniędzy dostała po ucieczce z obozu od przypadkowo napotkanego człowieka, pamięta, że potem trafiła do kobiety, która pozwoliła jej spać w nowej, czystej pościeli i nakarmiła ją zupą pomidorową. Jak sama mówi, doświadczenie wojny, ale przede wszystkim ludzkiej dobroci, sprawiły, że przez całe życie starała się wspierać tych, którzy potrzebowali pomocy, nawet jeśli były to przypadkowo napotkane osoby. Wyszła za mąż w wieku dwudziestu lat. Urodziła i wychowała troje dzieci, ale jej życie małżeńskie nie było sielanką usłaną różami. Trudna sytuacja rodzinna zmusiła ją do samotnego wychowywania dzieci. – Po kilkudziesięciu latach, nawet moje wnuki życzyły mi bym wreszcie spotkała kogoś, kto mnie pokocha i w końcu o mnie zadba. Jak się okazało, życzenia najbliższych czasem się spełniają – mówi pani Genowefa.
 
Zygmunt Dembiński (89 l),mieszka w Raciborzu ale pochodzi z Kresów. Aż do lat siedemdziesiątych służył w Wojsku Polskim, za sprawą którego trafił do jednostki w Raciborzu. Dziś jedną z niewielu pamiątek po czasach spędzonych w wojsku są zdjęcia Pana Zygmunta w mundurze, stojące w gablotce jego małego mieszkania niedaleko Rynku. Obok tej pamiątki jest jeszcze fotografia zmarłej kilka lat temu żony, a na innej fotografii można zobaczyć Pana Zygmunta w otoczeniu trzech dorosłych już córek. Kiedyś zaznał już szczęśliwego życia rodzinnego, ale po śmierci żony poczuł się bardzo samotny. Pani Genowefa stała się dla niego nadzieją na szczęśliwe życie.
 
Przypadkowe spotkanie w sanatorium w Nałęczowie i wzajemna pomoc podczas choroby sprawiły, że dwoje samotnych i doświadczonych przez los ludzi, postanowiło wspólnie doświadczyć w życiu jeszcze czegoś dobrego. Jak wspomina Pan Zygmunt, swoją świeżo poślubioną żonę poznał podczas jednego z turnusów sanatoryjnych. Początkowo wspólnie spotykali się tylko podczas posiłków, lecz stopniowo ich znajomość przekształcała się w coś silniejszego. Pan Dembiński zapytany co urzekło go w jego wybrance odpowiada zdecydowanie – ciepło, dobroć, miłe i spokojne usposobienie, dobre słowo w trudnych chwilach – a uśmiech na jego twarzy w pełni potwierdza jego słowa.
 
 Choć odległość między Warszawą a Raciborzem jest znaczna, to nie było to przeszkodą do licznych, wzajemnych odwiedzin. W ten sposób Pani Genowefa miała okazję poznać śląską kulturę i tradycję, a Pan Zygmunt zwiedzić najciekawsze miejsca w stolicy. Dziś małżonkowie opowiadają swoją historię w Raciborzu, ale nie wykluczają, że to Warszawa stanie się dla nich nowym domem. Tam pozostały dzieci, wnuki i przyjaciele Pani Genonefy, którzy z jednej strony cieszą się że znalazła szczęście a z drugiej strony tęsknią równie mocno jak ona sama. Choć decyzja o wyjeździe jest trudna dla małżonków, bo i pan Dembiński pozostawi w Raciborzu swych bliskich – córki, zięciów i pięcioro wnucząt, to na razie nikt nie spieszy się ze zmianami.
 
Sama ceremonia zaślubin, która odbyła się w Urzędzie Stanu Cywilnego w Raciborzu była bardzo skromną uroczystością. Oprócz samych nowożeńców wzięły w niej udział także córki pana Zygmunta z rodzinami. On w tradycyjnym garniturze, równie przystojny co na zdjęciu sprzed czterdziestu lat, ona w brązowej garsonce i z kolorowym bukietem w ręce, uśmiechnięta jak wtedy gdy miała dwadzieścia lat. Bez zbędnych fleszy i rozgłosu powiedzieli sobie „tak” w obecności tych, którzy zawsze życzyli im najlepiej. Jak sami wspominają, nawet urzędniczka  udzielająca im ślubu miała łzy wzruszenia w oczach.
 
Jak widać, nieudane związki i tragedie spotykające ludzi w życiu, nie są powodem by nie zaznać choć odrobiny szczęścia, nawet jeśli przychodzi ono bardzo późno.
 
Ola Piechówka
  • Numer: 7 (931)
  • Data wydania: 16.02.10