Ludzie zawsze potrzebują pieniędzy
W grudniu tego roku minie 18 lat od momentu, kiedy Państwo Łuboccy otworzyli lombard w Raciborzu.
Lombard i komis Grażyny i Bolesława Łubockich są najstarszym takim miejscem w Raciborzu. Wchodząc do lokalu przy Chopina, nie sposób nie zauważyć piętrzącego się pod sufit sprzętu. Pan Bolesław pytany, co może zaoferować, odpowiada bez namysłu: mydło i powidło. Można znaleźć tam wiele rzeczy, od magnetowidów, przez telewizory, aparaty cyfrowe, po święte obrazki i starocie.
– Ludzie chcieliby kupić sprzęt w dobrej cenie, z gwarancją i ładnie zapakowany – śmieje się właściciel. Pamięta lata po reformacji ustrojowej, jak ludzie rzucili się na kolorowe telewizory, młodzież na wieże stereo. Trafił w niszę na rynku. Wreszcie mogli gdzieś wydać pieniądze, bo był towar. Wcześniej nie mieli gdzie ich wydawać.
Zdaniem Pana Bolesława dzisiejsza młodzież kupuje o wiele mniej niż ich rówieśnicy na początku lat 90. Dziś klienci najchętniej pytają się o telewizory, laptopy, aparaty cyfrowe i konsole. – Jednak nie ma takiego ruchu jak kiedyś. Kiedyś klientów było pełno, dziś chodzą falowo – dodaje. Po dobry sprzęt budowlany zgłaszają się wielkie firmy.
Lichwa z dobrym sercem
Większość sprzętu, jaki stoi u państwa Łubockich to rzeczy, które klienci dali pod zastaw, w zamian dostając pieniądze. – Mam dobre serce, często ludzie mnie oszukują – mówi Łubocki i dodaje, że niektórzy nie wracają po zastawiony sprzęt. I w tym momencie pojawia się problem, bo pieniędzy nie ma, a sprzęt trzeba sprzedać. Jeżeli się tego nie uda zrobić, to są straty.
W lombardzie jest wiele zepsutych telefonów komórkowych, których awarie zauważono gdy klienta już nie było. – I tak leżą do tej pory – żali się właściciel. Najchętniej lombard „bierze” złoto, bo łatwo sprzedać, jest zapotrzebowanie.
Częste wizyty w sądach „dobrego człowieka”
Niektórzy przynoszą do lombardu skradziony sprzęt, więc policja często zjawia się w punkcie przy ulicy Chopina. Właściciel jest też świadkiem w sądach. – Konfiskują sprzęt, ja dałem pieniądze i znów są straty – mówi. O odzyskaniu nie ma mowy.
Klienci chwalą pana Bolesława. Jeden z nich dostał za biżuterię, którą zastawił 400 złotych. Powiedział, że inni chcieli dać maksimum 250. Jak zapewnia właściciel, bardzo dokładnie przygląda się klientom, lubi ich „prześwietlić”. Widział, jak wielu upada przez alkohol czy inne używki. Odwiedzają go ludzie z Raciborza i powiatu, a także z Rydułtów, Wodzisławia czy Rybnika. Przyjeżdżają też na zakupy z Gliwic i Zabrza.
Pytany o przyszłość ma nadzieję, że dotrwają z żoną do emerytury. -- Biznes równa się ryzyko – ucina.
Michał Knura
Najnowsze komentarze