Więźniowie listy do niej piszą...
Siostra Bogusława (Anna Jon) w sierpniu świętowała 50-lecie życia w ślubach. Przez te lata głównie uczyła i pisała. Pisała i pisze do nietypowych adresatów – są nimi więźniowie z około piętnastu ośrodków w Polsce.
Pochodzi z Chorzowa, gdzie jej tata pracował jako zawiadowca stacji na kolei. – Mieszkaliśmy, ja, rodzice, moje dwie siostry Róża i Marcela oraz brat Stefan, przy samej stacji kolejowej. Mieliśmy bardzo wygodnie, dużo pokojów i blisko na pociąg – wspomina z uśmiechem jubilatka.
Anusia, idź do Raciborza
Gdy skończyła gimnazjum handlowe, postanowiła wstąpić do klasztoru. – Należeliśmy do największej parafii w Chorzowie, św. Jadwigi. Ksiądz dużo nas pouczał i dużo młodzieży szło do klasztoru – opowiada. Początkowo siostra Bogusława chciała iść do Krakowa. – Pani Tigner z Sodalicji Maryjnej powiedziała mi: Anusia, idź do Raciborza. Zastąpisz mnie, bo ja tam byłam, ale gdy zachorowałam na gruźlicę, musiałam odejść – wyjaśnia siostra.
Misja, by uczyć
Do klasztoru siostra Bogusława wstąpiła z misją kanoniczną, by uczyć katechezy. – Uczyłam w parafii NSPJ, później w Wawelnie, Nysie, a także na Ocicach. W sumie 33 lata przepracowałam, prowadząc katechezy, i doczekałam się wielu powołań moich dzieci, zarówno dziewczyn, które szły do zakonów, jak i chłopców, którzy zostali kapłanami – mówi jubilatka.
Prośby zza krat
Siostra Bogusława jest na emeryturze i nie uczy już katechezy. Za sobą ma również pracę w biurze misyjnym w Pieniężnie. Jednak nadal pisze listy, listy, których adresatami są więźniowie. – Od wielu lat koresponduję z więźniami z całej Polski. Co im piszę? Na pewno nie ochrzaniam tych chłopaków, bo oni już dość się nasłuchają w zakładach na każdym kroku. Ja próbuję do nich raczej dotrzeć dobrocią, a nie groźbą – wyjaśnia. – Więźniowie często mi się żalą, opowiadają o swoim życiu i proszą zarówno o modlitwę, jak i o różne rzeczy, a ja im zawsze coś włożę do koperty – długopis, ołówek, papier czy znaczki, a także czasopisma religijne, zeszyty, a nawet czasem jakąś czekoladę – dodaje.
– Po dobroci można dużo zrobić, nie złością – mówi siostra Bogusława i opowiada historię więźnia, który doczekał się przebaczenia od rodziców: – Radziłam mu, by poprosił o to ich w liście i tak zrobił. Napisał im, żeby, gdy mu kiedyś wybaczą jego winy, powiesili na drzewie, które stało obok ich domu, białą wstążkę. Często po wyjściu z więzienia przejeżdżał obok swojego rodzinnego domu i pewnego dnia, gdy znowu przemierzał tę drogę, zobaczył, że drzewo całe jest w białych wstążkach.
Pół arkusza znaczków i życzenia
O swoich korespondentach siostra wyraża się bardzo ciepło. – To nie są źli ludzie, oni też potrafią się odwdzięczyć. Gdy ostatnio szłam do szpitala na dość poważną operację, poprosiłam ich w liście, by się za mnie pomodlili. Później dowiedziałam się, że więźniowie byli u kapelana poprosić, by odprawił mszę w mojej intencji. Powiedzieli: musi ksiądz się pomodlić za siostrę Bogusławę, ona nie może odejść, bo ona jest nam potrzebna – mówi ze wzruszeniem siostra. – Dużo wdzięczności od nich otrzymuję, oni zawsze starają się, by ich listy pięknie wyglądały – malują i robią takie różne wzorki – dodaje.
Siostra zawsze dba, by dołączyć do wysyłanego listu dwie koperty ze znaczkami. – Oni mają miesięczne przydziały na ilość znaczków, które mogą wykorzystać, a ja im często radzę, by pisali do swoich bliskich, by prosili ich o przebaczenie – wyjaśnia jubilatka.
Rodzina siostry Bogusławy wie, jak wesprzec ją w korespondencyjnej posłudze. – Często na święta dostaję życzenia, do których moi najbliżsi dołączają np. pół arkusza znaczków, bym mogła przesłać je więźniom – mówi. A lista korespondentów ciągle rośnie. – Przekazują sobie adres do naszego klasztoru i ciągle dochodzą nowe osoby, z którymi piszę – kończy siostra Bogusława.
(JaGA)
Najnowsze komentarze