Nie tylko w klubach, ale także w stodole i na plaży...
Koncertowa przygoda zaczęła się w Białogórze, gdzie Fun4 Fun zagrał na plaży o zachodzie słońca. – W ten sposób spełniło się marzenie naszego gitarzysty Grzesia – mówi jeden z członków zespołu Michał Fita.
Potem była Łeba. – Masakrycznie dużo ludzi, bardzo specyficzny klub i tym samym specyficzny koncert, wymienialiśmy się bitami z przesympatycznym didżejem i prowadziliśmy dyskusję o eklektycznym – góralsko-kaszubskim wystroju lokalu w stylu modern-retro-rokokoko-italodisco – wspominają muzycy. – Stwierdziliśmy, że technicznie zagraliśmy jeden z najlepszych koncertów do tej pory.
Kolejnym punktem koncertowej trasy był Przystanek Alaska. – Na to czekali wszyscy. Przystanek Alaska to pole namiotowe na Kaszubach, stworzone przez Czifa, zwanego Jackiem zainspirowanego tym popularnym w latach 90. serialem – opowiadają. Koncert zagrali w stodole zwanej Hollingiem, a także zorganizowali jam session. – Wszystko to za sprawą Dawida Wacławczyka, który organizuje tam co roku obozy artystyczne dla młodzieży i dorosłych – w tym roku byliśmy jedną z atrakcji – wyjaśniają.
Finałem pomorskiego grania był koncert w sopockim klubie Papryka. – Był to jeden z najbardziej klimatycznych, w jakich zdarzało mi się bywać, a tym bardziej grać – mówi Michał. – Na sali obecny był właściciel klubu Glenn Meyer – wokalista zespołu Blenders, który po koncercie poprosił o specjalny bis dla niego – najlepiej coś improwizowanego – wspominają. Zespół spełnił jego prośbę, a on przyłączył się. – Poleciał freestylem razem z ekipą Funk4Fun!!! Takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często. GlennSKii zaproponował również pracę nad nagranym już i wydanym materiałem Funk4Fun oraz stworzenie remiksów. Mamy nadzieję, że nawiązane tam kontakty zaowocują wkrótce czymś, co przyniesie pożytek zarówno zespołowi, a przede wszystkim słuchaczom – kończą.
(JaGA)
Najnowsze komentarze